W czasie krótkiego pobytu w Polsce uczestniczyłem w trzech dyskusjach medialnych, nie licząc konferencji naukowej u Krzysztofa Leskiego w ostatnią sobotę, które wzbudziły w Salonie24 mieszane reakcje, mówiąc łagodnie. Tak np. Maryla (serdeczne pozdrowienia i ukłony dla Pani, rączki całuję Pani Marylo!) wyraziła przypuszczenie, że cierpię na hemoroidy, co może dowodzić albo radykalnego wzrostu poczucia humoru po stronie salonowej prawicy, albo tego, że istotnie powinienem pilnie udać się do lekarza, albo jednego i drugiego. Tak czy inaczej, praktyczne konsekwencje tego są - dla mnie w każdym razie - nikłe, bo lekarzy i tak unikam (z zasady), a kondycja umysłowa naszej prawicy zajmuje mnie w stopniu umiarkowanym.
Natomiast interesującym przeżyciem było poznanie nareszcie Bronisława Wildsteina, z którym Los (uosobiony przez panów Pospieszalskiego i Marciniaka) zetknął mnie aż dwukrotnie, i który wcale mnie nie pogryzł, choć - przyznaję to uczciwie - miałby ku temu pełne powody i nie miałbym podstaw, by skarżyć się. W każdym razie, nawet jeśli nie jest to „początek pięknej przyjaźni” (skąd to cytat?), to miło mi poinformować Państwa, że poza czasem antenowym gadaliśmy ze sobą w sposób całkowicie cywilizowany, a rozstaliśmy się w pełnej komitywie. Muszę więc moich Czytelników ucieszyć (albo zmartwić) obietnicą, że nie będę już stosował wobec niego chwytów erystycznych poniżej pasa, bo nic tak nie wpływa na ucywilizowanie debaty (a w każdym razie mojego zachowania, często karygodnego) jak osobista znajomość, czego innym przykładem właśnie wyżej wspomniana sesja naukowa u Krzysztofa Leskiego.
W czasie mojej drugiej dysksuji z Wildsteinem wpłynęla akurat do studia TVN24 wiadomość o umieszczeniu Andrzeja Urbańskiego w katalogu IPN, co niestety przerwało naszą, interesująco zaczętą rozmowę nad III i IV RP, a także tym, co to rozróżnienie oznacza dla obecnej rywalizacji przedwyborczej. Dodam więc jedną rzecz, której nie miałem okazji powiedzieć w studio: „problem” (w każdym razie problem dla PO) polega na tym, że umowne rozróżnienie miedzy III a IV RP wcale nie przekłada się na rozróżnienie między PO a PiS.
Gdyby takie przełożenie było, Platformie (która, by nie było wątpliwości, nie jest obiektem moich lirycznych westchnień) łatwiej byłoby wypracować sobie wyrazisty wizerunek wyborczy i nakreślić swą odrębność od PiS. Tymczasem pod wieloma względami PO jest w tej samej lidze, jeśli chodzi o IV RP, co PiS, tyle że jest tam z mniejszym zacięciem i zapalczywością, co jest niewątpliwie poważnym utrudnieniem w kampanii. Jeśli bowiem chodzi o takie kwestie polityczne, utożsamiane z polityką ostatnich dwóch lat, jak np. zacieranie bezstronności religijnej państwa, legislacja moralna (aborcja!), niechęć do traktatu konstytucyjnego UE czy lustracja w wersji proponowanej w 2006 i 2007 roku, PO jest w zasadzie nierozróżnialna od PiS. Robi to może w sposób czasem nieco bardziej subtelny, ale czasem nie (Traktat UE i pierwiastek!). Więc zwolennicy tych wszystkich punktów programowych jakie właśnie wymieniłem, nie mają żadnego powodu, by wybrać PO, skoro mają do wyboru także PiS, za ktorym stoi wszakże bilans realnych dokonań w dziedzinie odchodzenia od państwa świeckiego, zacierania różnicy między prawem a osobistą moralnością, lustrowaniem wszystkiego co się rusza itp.
Natomiast prawdą jest, że PO - jak wynika z jej deklaracji - czuje niesmak wobec najbardziej radykalnych metod, stosowanych przez PiS, mających na celu realizację demokracji nieograniczonej, opartej na zasadzie „winner takes all”. PiS-owska krucjata przeciwko niezawisłości sędziów (wyrażona najlepiej w nowej ustawie o sądach powszechnych, dającej ministrowi sprawiedliwości nieporównywalnie większą rolę w sterowaniu sędziami, niż dotychczas), demontaż służby publicznej, „odzyskanie” mediów publicznych, szokująca ustawa o zarządzaniu kryzysowym, ignorowanie rad i sugestii wychodzących z sektora organizacji poza-rządowych itp. - innymi słowy, te wszystkie symptomy „konsolidacji władzy”, mające na celu erozję jakichkolwiek niezależnych instytucji i ośrodków wpływu, to jest chyba prawdziwe znaczenie IV RP.
Mam wrażenie, że do tych metod konsolidacji władzy PO ma stosunek głęboko krytyczny. Ale kto ich tam wie? I to ostatnie pytanie, zapewne, stawia sobie dzisiaj wielu moich rodaków. Co, jak sądzę, jest pośrednim wytłumaczeniem źródeł słabości PO w dzisiejszej kampanii wyborczej. I całkiem racjonalnym uzasadnieniem myśli Pana Premiera, że jeśli już ma zmierzyć się z prawdziwym politycznym adwersarzem, to niech będzie nim przywódca LiD-u a nie Platformy.
Inne tematy w dziale Polityka