„Precz z komuną” – takie powinno być, zdaniem pewnego aktywnego blogera w Salonie24, naczelne hasło zbliżających się wyborów. Hasło jak hasło: niezłe, bo mające szlachetne konotacje, związane z doświadczeniami żyjących jeszcze pokoleń Polaków, a jednocześnie duży sens polityczny w obecnych warunkach – pod warunkiem, rzecz jasna, że ktoś poważnie uważa, iż głównym zagrożeniem dla dzisiejszej Polski jest przejęcie władzy przez partię, planującą nacjonalizację środków produkcji, ukołchozowienie rolnictwa, przymusowe kursy marksizmu-leninizmu, dyktaturę proletariatu ucieleśnioną przez kierowniczą rolę partii robotniczej, a także zacieśnianie wiecznej przyjaźni ze Związkiem Radzieckim.
W braku którejkolwiek z tych przesłanek – a już zwłaszcza wszystkich – hasło „Precz z komuną” ma mniej więcej tyle samo sensu w kampanii wyborczej, co hasło „Niech żyje śnieg!”. Ale przecież nie o sens tu chodzi. Zaczynam od tej jajcarskiej propozycji, ale chodzi mi o coś najzupełniej poważnego, i o coś dużo ważniejszego, niż same hasła. Chciałbym bowiem zastanowić się nad tym, jak główne siły polityczne w kraju zakreślają oś podziałów w kampanii wyborczej.
Najpierw słowo wytłumaczenia. Kluczem do wygranej – z tym pewno wszyscy się zgodzą, poza rzecz jasna tymi, którzy ze mną nie zgadzają się dla samej zasady – jest takie nakreślenie osi podziału, która utrwali się w umysłach wyborców, jako dominująca. Oś podziału – wynikająca z zasugerowania, kto jest naczelnym zagrożeniem dla wizji Polski, promowanej przez określoną partię – to propozycja pewnej klasyfikacji ugrupowań politycznych, która jest przydatna dla danej partii. Opiera się ona na określeniu głównego wroga (zagrożenia) i następnie ustawieniu się jako jedyna siła, będąca w stanie owo zagrożenie oddalić, a wroga zwalczyć. Oczywiste jest, że taka klasyfikacja – taka sugestia naczelnej osi podziału – nie musi mieć nic wspólnego z rzeczywistością, zupełnie tak, jak nic wspólnego z rzeczywistością nie ma zacytowana na początku sugestia, że obecnie naczelnym zagrożeniem dla Polski jest recydywa komunizmu. Oś podziału nie jest bowiem analizą socjologiczną ani polityczną, ale jak najbardziej pragmatycznym narzędziem walki politycznej. Narzędzie to określa wszystko inne: treść kampanii, wystąpień, reklamówek, spotów itp.
Zastanówmy się zatem, jaką oś podziału nakreślają trzy główne siły polityczne w kraju, i jakie mają szanse spowodować, by właśnie ich oś podziału stała się dominująca w umysłach wyborców:
1. PiS: główną osią podziału jest oczywiście III RP przeciwko IV RP. W tej perspektywie, po jednej stronie jest PiS (to IV RP), po drugiej LiD (to III RP), a PO koniunkturalnie kręci się między jednym a drugim, choć – zdaniem PiS – jest w istocie tylko „pomocnikiem” LiD, a więc jest po drugiej stronie tej głównej barykady.
2. PO: główną osią podziału, zasugerowaną niedawno przez Tuska, jest liberalizm (PO) przeciwko socjalizmowi (LiD i PiS): w tym układzie, PiS jest po prostu partią socjalistyczną, choć być może mniej zaangażowaną na rzecz swego socjalizmu niż LiD.
3. LiD: pro-europejscy demokraci (czyli oni) przeciwko euro-sceptycznym konserwatystom z autorytarnymi ciągotkami (PiS i PO). Nie wiem, czy tak akurat Lid definiuje explicite główną linię podziału, ale myślę, że taką charakterystykę da się wyczytać z wystąpień programowych partii.
Jak widać z powyższego, każda z tych trzech osi podziału w konfrontacji z rzeczywistością pozostawia wiele do życzenia, a nawet czasami zatrąca o nonsens.
Podział pierwszy (PiS-owski): ustawienie PO w charakterze wroga IV RP jest o tyle nonsensowne, że samo hasło wyszło spod pióra teoretyka platformerskiego, a w praktyce politycznej, PO stawało po stronie PiS-u (czasem nawet bardziej PiS-owsko niż sam PiS) na rzecz takich działań, które wiążę z IV RP (w kontraście do III) jak zacieranie neutralności światopoglądowej państwa, mega-lustracja, podejmowanie środków nadzwyczajnych typu rozwiązania WSI czy powołanie CBA, niechęć do traktatu europejskiego itp. (pisałem o tym tutaj dwa wpisy wstecz).
Podział drugi: ustawienie PiS na pozycjach „socjalistycznych” jest raczej nie do przyjęcia dla wielu wyborców i zapewne przekona wyłącznie folklorystów libertariańskich: postawa premiera Kaczyńskiego wobec najpoważniejszego problemu socjalnego, w którym został skonfrontowany z tymi, w imię których Państwo Solidarne zostało rzekomo powołane do życia, jest jednym tylko z dowodów, że o łatkę „socjalizmu” PiS nie musi specjalnie się martwić.
Podział trzeci: obecność w LiD niektórych dawnych aparatczyków PZPR-owskich, a także ludzi, którzy w przeszłości nie mieli żadnych obiekcji przeciw deklamowaniu marksistowsko-leninowskich zaklęć, poważnie utrudnia ustawienie się LiD na pozycjach jedynych szczerych demokratów.
A co z innym podziałem: post-solidarnościowcy kontra post-komuniści? Wygląda na to, że Pis przez jakiś czas flirtował z taką charakterystyką osi podziału, ale chyba ją porzucił. Słusznie, bo przecież PiS-owska oś podziału musi ustawić PO po drugiej stronie barykady niż Pis („tam, gdzie stało ZOMO"), no a jednak przekonanie Polaków, nie cierpiących na amnezję, że czołówka PiS ma mocniejsze korzenie solidarnościowe niż np. Borusewicz (nie mówiąc już o takich anty-solidarnościowcach jak Lech Wałęsa) byłoby chyba już nazbyt karkołomne i pewno niewykonalne nawet dla politycznych geniuszy takich jak Bielan i Kamiński.
Inne tematy w dziale Polityka