Są w dziejach polskiej sztuki dzieła wielkie, których nie da się wszakże rozważać w kategoriach estetycznych (albo, jeśli podda się je estetycznym kryteriom, ocena musi wyjść dość marnie), ale jednocześnie nie są – z drugiej strony – wypowiedziami perswazyjno-pragmatycznymi, mającymi do czegoś zachęcać I nawoływać, przeciw czemuś lub komuś zagrzewać, czy po prostu koić serca. Ta kategoria, o której myślę, najlepiej da się ująć słowem, które niestety podatne jest na wyśmianie, trąci pretensjonalnością lub egzaltacją, a mianowicie: „misterium”.
Najlepszym przykładem dzieła-misterium są „Dziady”. I to zupełnie nie dlatego, że faktycznie zaczynają się misterium „Ciemno wszędzie, głucho wszędzie…”. Z punktu widzenia kanonów estetycznych, Dziady w ogóle nie są sztuką spełniającą jakieś zasadnicze kryteria spójności: nic tam się specjalnie kupy nie trzyma, może poza częścią III. Ale zanim rzucicie się na mnie za te ocenę, proszę pamiętać, że mówi to ktoś, kto uważa Dziady za najwyższy wykwit polskiej kultury. Tylko nie należy on do domeny estetycznej, lecz raczej pewnego zaproszenia widza/czytelnika do współprzeżywania najbardziej trudnych, czasem posępnych, czasem dręczących, prawie zawsze tragicznych – pokładów polskości.
Do takiej kategorii należy, moim zdaniem, Katyń. I nie czynię tu zwyczajowego zastrzeżenia „Toutes proportions gardees”, bo w moim przekonaniu Katyń jest tym w polskim kinie czym Dziady są w teatrze, a jedno i drugie w ogóle wymykają się rozważaniu w kategoriach estetycznych. Rozmaite recenzje, jakie przeczytałem, utyskujące na to i tamto, poklepujące Wajdę po ramieniu, że zrobił film porządny ale nie wielki, narzekające że za mało akcji a dialogi sztuczne – w ogóle obeszły mnie szerokim łukiem gdy już zobaczyłem film, i uznałem je za piszące w istocie o czymś innym.
Bo Katyń, przepraszam za to pretensjonalne słowo, to jest właśnie polskie misterium: dzieło należące do tej samej kategorii co Dziady, czy (by dać inny przykład sztuki w sposób oczywisty niedoskonalej a wielkiej jako misterium) Wyzwolenie Wyspiańskiego. Tylko twórcy najwięksi, tacy właśnie jak Mickiewicz, Wyspiański czy Wajda, są w stanie zaprosić swych rodaków do udziału w misterium: w akcie współprzeżywania polskości. To znaczy: wielu pragnie, lecz są w stanie tylko bardzo nieliczni.
Katyń jest zadumą, refleksją i nawet wspólnym szlochem - jaki przecież daje się słyszeć w tej długiej nie do zniesienia chwili ciszy na koniec filmu.
PS: Choć jest w Katyniu oczywiste pominięcie, na które zwrócił uwagę Pan Krzysztof Kłopotowski bodajże we Wprost , ale może gdzie indziej (choć nie w swojej recenzji w Plusie-Minusie, którą tu zachwalał) a mianowicie że Wajda powinien był się zająć także udręką seksualną kobiet pod nieobecność ich mężów. No zgoda, pominął, ale to może dlatego, że zaproszonym do współpracy rzeczoznawcą był historyk-znawca katyńskiej zbrodni Stanisław Jankowski (pozdrowienia, drogi Staszku!), a nie prof. Lew Starowicz.
Inne tematy w dziale Polityka