s.wokulski s.wokulski
209
BLOG

Wieczorne rozmowy ekspertów o emigracji

s.wokulski s.wokulski Polityka Obserwuj notkę 2

Ostatnio trafiłem na program „Debata“ na kanale Polast News. Kilku zaproszonych gości rozmawiało o obecnej emigracji Polaków. Co ciekawego mieli „eksperci” do powiedzenia?

W studiu, oprócz dwójki prowadzących redaktorów, było jeszcze sześć osób. Głównie zapamiętałem dwie: panią z Business Centre Club i pana urzędnika rządowego.

Dlaczego akurat te dwie osoby utkwiły mi w głowie najbardziej? Ich wypowiedzi były „najciekawsze“. Przytoczę (może nie dosłowny) cytat: „Dlaczego zakładamy, że emigranci po powrocie do kraju będą ZNOWU bezradni?“ – spytała się pani z BCC. Tego typu uwag, pani „ekspert“ miała więcej. No cóż, wg niej, byłem (byliśmy – wszyscy obecnie pracujący za granicą) bezradni PRZED wyjazdem z Polski, zapewne jesteśmy bezradni teraz (mity o pracy na zmywaku etc.) i będziemy ZNOWU, po powrocie do ojczyzny, bezradni. Ciekawe spostrzeżenie. Pozwolę się nie zgodzić, z panią – jak się domyślam wykształconą, przedsiębiorczą, specjalistką z BCC.

Dość ciekawa była jedna z uwag pana urzędnika rządowego (tu dla przypomnienia dla ogłupionych, sfrustrowanych wykształciuchów – jest rok 2010 – rządzi PO, na którą tak chętnie młodzi i głupi ludzie głosowali; chyba już najwyższy czas skończyć z obwinianiem za swoje błędy, ekipy rządzącej poprzednio?). Jaką to „mądrość“ powiedział, nomen omen, człowiek reprezentujący takie hasła jak „PLan na powrót“ i „drugą Irlandię”? „Dzięki rządowemu programowi <<powroty>> przełamywana jest BARIERA INFORMACYJNA, która może być przeszkodą dla osób powracających“. Czym jest ta bariera? Tego się już nie dowiedziałem. Zakładam, że chodziło o np. przepisy, prawo etc. Być może chodziło o jakiś poradnik: Jak przetrwać w Polsce za najniższą krajową lub słownik: nowomowa urzędnicza a rzeczywistość. Jakoś pan urzędnik, nie pomyślał (no bo i po co?) jaką barierę musiało pokonać tysiące Polaków, którzy przyjechali na Wyspy!? Bariera językowa (niby część osób mówiło po angielsku ale rzeczywistość dość brutalnie zweryfikowała ich zdolności i jakość kształcenia polskiego systemu edukacyjnego), bariera kulturowa (jak się zachować, inne podejście do np. relacji petent-urzędnik) i bariera informacyjna (gdzie się udać, co trzeba zrobić, jakie formularze należy wypełnić). O tym, pan urzędnik nie raczył już pomyśleć – najważniejsze, że mógł się wykazać, że rząd oprócz obiecywania gruszek na wierzbie coś tam robi – wydał głupią książeczkę i zrobił stronę internetową „z poradami“ (nota bene za pieniądze z UE – a jak Unia daję kasę to przecież trzeba ją jakoś wykorzystać czy też zmisiakować).

Inną dość powszechną głupotą, powtarzaną przez wszystkich było stwierdzenie o rzekomej pracy poniżej kwalifikacji. Po pierwsze, bardzo szkoda, że do tego typu debat, nie są zapraszani ludzie, którzy faktycznie wyjechali i wrócili. Mamy więc kilka osób dyskutujących o problemie, który ich faktycznie nie dotyczy (ewentualnie kiedyś mógł dotyczyć – być może jako młodzi ludzie, w latach 80-tych bądź 90-tych musieli ciężko pracować jako gastarbeiterzy u Niemców – być może stąd się bierze ta zawiść u ludzi, którzy pozostali w Polsce?). Czy rzeczywiście, wszyscy pracują poniżej swoich kwalifikacji? Młodzi, wykształceni... ale czy fachowcy? Proszę się nad tym chwilkę zastanowić. Rozejrzeć się dookoła. Młodzi – owszem. 20-to, 30-to latkowie. Wykształceni – z tym bywa różnie. Są ludzie z maturą, są ludzie bez. Są ludzie ze skończonymi studiami, są ludzie, którzy opowiadają, że studia skończyli (później się okazało, że coś tam, ktoś, gdzieś studiował ale bez żadnych sukcesów). Tu akurat wychodzi, jeden z problemów obecnej Polski – kiepski system edukacji i wysoki poziom skolaryzacji – swego rodzaju fetysz, że bez wyższych studiów nie można być wartościowym pracownikiem. Już widzę, te gromy, rwanie szat, że jak to tak można krytykować wykształcenie, które się zdobyło w ojczyźnie. Nie chcę nikomu tu umniejszać wagi jego dyplomu. Zwracam uwagę na pewien paradoks, który pojawia się w dyskusjach – z jednej strony krytyka systemu nauczania jest w Polsce powszechna – zgoda co do jego niewydolności, braku efektów – no bo gdzie są Ci światowej sławy naukowcy, patenty, wynalazki, nagrody Nobla? No gdzie? Z drugiej strony mamy opinię, że nie wiadomo jacy to specjaliści z Polski wyjechali. Dziwne? Nie do końca. Skoro wyjechali ludzie młodzi, świeżo po studiach czy też troszkę starsi z kilkuletnim stażem, to szczerze powiedziawszy to nie są specjaliści, fachowcy. Sam się do takich zaliczam. Tu dostałem pierwszą, prawdziwą pracę (tego co robiłem w Polsce wg tutejszych standardów to do płatnej pracy ciężko mi jest zaliczyć). Ale za kilka lat będziemy fachowcami. Biegle mówiącymi w co najmniej dwóch językach. Część ludzie tu się formalnie doszkala (kończą szkoły, kursy) czy też nabiera doświadczenia w życiu codziennym. Już teraz widać, że jest to inny typ ludzi. Zdecydowanie bardziej odważni, otwarci na świat. Mniej zawistni.

Drugą „dziwną opinią” było (i jest) traktowanie zawodu człowieka jako rzeczy, którą raz nabytą, nie można zmienić przez całe życie. „Eksperci” w studio ubolewają, że jak to tak może być, że nauczyciel nie jest nauczycielem? Wielka krzywda się dzieje, że ludzie którzy wyjechali, nie pracują zawsze w swoim zawodzie. I znowu paradoks! A niby czemu, raz zdobyte wykształcenie miałoby być swego rodzaju karą na całe życie? Pamiętam jak kiedyś oglądałem inną debatę, w której to właśnie jakiś „specjalista” z BCC opowiadał, że ludzie nie powinni, aż tak bardzo się przywiązywać do raz wyuczonego zawodu. Powinni się przekwalifikowywać w zależności od potrzeb rynku. No więc, część emigrantów się przekwalifikowała. Ba, biorąc pod uwagę wiek i uwagi z akapitu powyżej, spora część nie miała żadnych kwalifikacji. Bo to, że ktoś skończył studia i odbył np. praktykę jako nauczyciel w szkole wcale nie oznacza, że jest czy był nauczycielem!

W Polsce brakuje prawdziwej, merytorycznej debaty. Nie tylko na temat emigracji. Praktycznie każdy temat jest sprowadzany do wygłaszania frazesów, pustych słów i ogólnikowych haseł. Nastąpiła swoista palikotyzacja polityki. Zamiast argumentów trzeba przeciwnika opluć, zdewaluować, wyśmiać w najbardziej prostacki sposób. Przytoczyć kilka anonimowych donosów. Postraszyć, że o tam na Zachodzie to się wszyscy z nas śmieją.

Niektórzy sądzą, że ludzie wyjechali tylko z powodu pieniędzy. Zgadza się. W większości wypadków był to główny czynnik emigracji. Niestety, wątpię aby tylko podniesienie zarobków w Polsce skłoniło sporą część ludzi do powrotu. Sam się nad tym zastanawiam. Kupię mieszkanie. Będę miał pracę. Będę mógł spokojnie wyżyć. Ale co ja zrobię, gdy będę musiał udać się do jakiegoś urzędu? Czy mi się chcę ponownie wypełniać PITy? Walczyć z całą tą urzędniczą biurokracją? Z bezprawiem w Polsce? Oglądać jak Zbycho, Miro i Grzchu załatwiają interesy i śmieją się społeczeństwu w twarz? Nie. Gdyby w Polsce odbyła się prawdziwa debata, dlaczego ludzie którzy powinni tworzyć najbardziej wartościową część społeczeństwa, czyli klasę średnią, wolą mieszkać za granicą, to pan wielki, ważny urzędnik może by zrozumiał, że nie chodzi tu o barierę informacyjną (tu aż za dobrze znam realia życia w Polsce i jestem poinformowany) ale o barierę, nazwałbym ją, cywilizacyjno-mentalną. No ale o prawdziwej debacie to na razie mogę tylko pomarzyć…

 

s.wokulski
O mnie s.wokulski

Programista, landlord, zdroworozsądkowy konserwatysta.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka