olgerd olgerd
1105
BLOG

Różne są rodzaje tęsknoty

olgerd olgerd Kultura Obserwuj notkę 2


Za czym można tęsknić? Za miłością, za młodością, za kochaną osobą, za przelewem, za rentą… Za wieloma rzeczami tęsknimy, ale nie spodziewałem się, że można też tęsknić za …bólem. I to nie będąc masochistą, żeby była jasność. A było tak… 

Nuciłem sobie adekwatną do miejsca piosenkę, znacie: „Dentysta, sadysta, sadysta, dentysta”, z repertuaru niezapomnianej grupy Różowe Czuby. Wtem otworzyły się drzwi. Jakby się chmury na niebie rozstąpiły, pojawiła jasność wiekuista, a w niej, na pierwszy rzut oka, niewinna istota - ma się rozumieć - cała w bieli.

- Proszę wejść. – powiedziała łagodnym, anielskim głosem.

Pomyślałem, że poszedłbym za nią do piekła… Oj, wykrakałem.

Odłożyłem cudownie rozjaśniającą umysł kolorową gazetkę o życiu na gorąco. Dowiedziałem się z niej, że nikomu nie można ufać i to właśnie jest w życiu najciekawsze. Ktoś przyznał się, że jest alkoholikiem, ale walczy z nałogiem, inny, że jest homoseksualistą i nie zamierza z tym walczyć i się z tym kryć. Jakoś mnie to nie zaciekawiło, zdążyłem tylko pomyśleć, że ciekawiej by było, gdyby jakiś alkoholik przyznał, że lubi swój nałóg, a homoseksualista wyznał, że w istocie jest heteroseksualistą. Inna sprawa - nie wiem, czy za przyczyną gazety, czy emocji, które mną targały - faktycznie, było mi gorąco. Dopiłem więc duszkiem szósty kubek wody. Jasny gwint, chyba nigdy w tak krótkim odstępie czasu nie wypiłem tyle wody… Mimo to nie byłem wewnętrznie wygaszony. Sądziłem, że taka ilość tego najprostszego z płynów, którym raczyć się powinny wyłącznie zwierzęta, a nie ludzie, mocno mnie otumani, ale otumaniony niestety nie byłem. Może trzeba się było napić wódki? – nurtował mnie myśl, która często mnie nurtuje.

Wszedłem więc w tę jasność, wszedłem z nadzieją w sercu. Jakieś śpiewy usłyszałem. Chóry anielskie? Nie, to był tylko RMF FM. 

Kazano mi się położyć. Położyłem się, bo kiedy trzeba jestem karny i kiedy należy jestem posłuszny. Potem anielska istota wcisnęła mi otwór gębowy palce, następnie dłonie, a na koniec chyba całe ręce, tak mniej więcej po łokcie. Monotonnym głosem relacjonowała katastrofalne skutki nieodpowiedniej diety złożonej głównie ze snickersów. Precyzyjnie wyliczyła, że mam osiem zębów do reperacji. Czy więc ostał się jakiś nie do reperacji? – zadumały się moje synapsy. Nieśmiało przy tym zasugerowałem, że najpierw poprosiłbym zrobić coś z tym trzonowcem, który mnie: „napiełnicza od kiłku dni”.

- Bardzo pana boli? – spytała anielica z tytułem doktorskim ze stomatologii.  

- Najgołsza była ostatnia noc. Chyba w ogółe nie szpałem… - mówiłem, choć z kończynami górnymi i stalowymi szpikulcami w gębie ciężko artykułować niektóre sylaby. - … Nawet ketonał mi nie pomagał. - jęczałem.

- No, ukruszył się panu ząbek… - zauważyła bystro.

„Ładnie to powiedziała – pomyślałem. – Nazwać dziurę, w którą potrafi wpaść groszek, ukruszeniem ząbka, to niebywała filuterność w szafowaniu związkami frazeologicznymi”.

Drugi etap leczenia zainicjowały zastrzyki. Trzy. A potem czekaliśmy, aż mi szczeka i warga zdrętwieją i opadną. Właściwie wszystko mi drętwiało i opadało, poza właśnie szczęką i wargą.

- Może ropa się zebrała? Trzeba prześwietlić! – uznała.

Nadzieja się zaczęła we mnie tlić, ze zostanę skierowany na prześwietlenie i wyrok zostanie odroczony. Nic z tych rzeczy. Aparatura do prześwietleń była w gabinecie obok.

- Piękny korzeń? Wiedział pan, że ma takie korzenie? Strach pomyśleć, gdyby trzeba go było usunąć – usłyszałem. 

Najpierw się zarumieniłem, a gdy sobie te słowa przeanalizowałem, naszły mnie poty.   

Wtedy się nasłuchałem wymówek, że tak długo się ociągałem z wizytą. Pani doktor chyba się za mną stęskniła. A jeśli nawet nie za mną, to za moimi zębami. Wykluczyłem ewentualność tęsknoty się za moimi pieniędzmi, bo przecież anielskie istoty nie mogą być tak przyziemne. W każdym bądź razie element tęsknoty wyczuwałem.

- Przyznaję bez bicia – powiedziałem - Co jak co, ale znam fajniejsze miejsca, w których nie byłem od dawna. Za moją nieobecnością stoi brak czasu, chroniczny brak czasu, pani doktor.

Tyle miałem na swoje usprawiedliwienie. Mało, ale zawsze coś.

Do opisu tego, co było potem, się nie nadaję. Nie ten talent. To mógłby opisać Dostojewski.  Wszyscy mnie później pytali: - Bolało? No, bolało! A co? Miało łaskotać?! Jak nie działa znieczulenie, to boli. Takie są prawa natury - „i nie bądź pan głąb! - praw natury pan nie zmienisz!”

Po wszystkim, wypisując receptę, dentystka zapytała:

- Lubi pan piwo?

Każdego pytania bym się spodziewał, nawet intymnego („Czy w gruncie rzeczy pytanie o korzeń takim nie było, doktorze Freud?”), ale nie tego.

- Od czasu do czasu… - wyznałem ostrożnie, bo w naszej epoce, w kwestiach spożycia C2H5OH, lepiej zachowywać umiar.

- To niech pan sobie wypije piwo, to złagodzi ból.

- A mogę dwa? – nieśmiało zasugerowałem dawkę, bo przecież znam swój organizm najlepiej i wiem jakie dawki lekarstw powinienem przyjmować.

Zaśmiała się. Znów bił od niej ów olśniewający blask, ale ja już się na ten numer nie dawałem nabrać.

- Może pan…

Następna chwila, to była jedna z tych chwil, które, odkąd pamiętam, deprymują mnie najbardziej. Staram się ich unikać, ale one są jak świnka albo ospa wietrzna, nie do uniknięcia. Znaczy, musiałem uiścić opłatę za moje męstwo i poświecenie. Tak jest, za męstwo i poświęcenie prędzej czy później trzeba zapłacić. U dentysty zawsze jest prędzej.

A potem, z bolącą połową gęby i z wargą zwisającą jak u Sylwestra Stallone, wedle wskazówek dentystki, poszedłem na piwo. I wedle zaleceń wypiłem dwa. W drugim barze, do którego natychmiast się udałem, też wypiłem dwa piwa, i w trzecim postąpiłem analogicznie. Dawek nie przekraczałem; miały być dwa i były dwa, tyle że wielokrotnie. I wiecie co, rano ząb i szczęka mnie nie bolały, zupełnie ich nie czułem. Za to głowa, o tak, głowa bolała mnie tak, że zatęskniłem za bólem szczęki.

I to był ten najdziwniejszy rodzaj tęsknoty, jaki dane mi było dotąd przeżyć.    

olgerd
O mnie olgerd

Byłem cieciem na budowie, statystą filmowym, ratownikiem wodnym, ogrodnikiem, dziennikarzem itp. Obecnie "robię w sztuce". Nie oczekuję, że zmienię świat; problem w tym, że on sam, zupełnie bez mojego wpływu, zmienia się na gorsze. Mrożek pisał: "Kiedy myślałem, że jestem na dnie, usłyszałem pukanie od spodu". To ja pukałem! Poprzedni blog: http://blogi.przeglad.olkuski.pl/nakrzywyryj/

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Kultura