Zniknęła polityka sensu stricte, została zastąpiona przez "hydrulikę polityczną", w której główną rolę odgrywa jakiś tajemniczy Wielki Hydraulik, a role wtórne, mniej ważne - ale jednak niezbędne - jacyś mniejsi "hydraulicy", pracujący dzień i noc przy (i nad) regulacji "przecieków" i "wycieków". Skutkiem ich wrażej aktywności ministrowie przestają być ministrami - a jeden minister musiał zostać nawet Marszałkiem, zaś jedna "ministra" została premierem (-ką) - a ostatnio temu samemu Marszałkowi obiecano "Jedynkę", zaś on sam został zastąpiony - lub ma być - przez "rzeczniczkę".... Jest podobno szansa, że Marszałek zostanie "rzecznikiem" bo umie "nawijać".
Używając języka byłej pani vice-premier, Barbi z Brukseli, można powiedzieć: "Ale jaja, ale jaja!".
Ja zaś - osobnik o gustach i skłonnościach plebejskich i z lekka anarchistycznych - mam cholerną "frajdę" obserwując to, co się dzieje. Wszystko to sprzyja bowiem powrotowi do władzy "elementu ludowego", na czele ze wspomnianymi "hydraulikami" (okazuje się, że nie wszyscy wyemigrowali, mimo ogromnego popytu w Europie). Sprzyja to umocnieniu ludowładztwa czyli demokracji...
Chodzą słuchy, że sojusznikami "hydraulików" w ich demokratyzacyjnych, "zbożnych" działaniach są jacyś kapitaliści (po mediach chodzi dwa nazwiska), teraz nazywani "przedsiębiorcami", jednak mnie to nie przeszkadza. Podobno podstawą demokracji jest tzw. "klasa średnia", a więc wszystko trzyma się kupy; każde przedsięwzięcie - również budowanie (odbudowa?) demokracji - potrzebuje zasobów...
PS. Zaczynam coraz bardziej wierzyć w prawdziwość tego, co piszę, obserwując to, co się dzieje z moją notką, tzn. najpierw próbę jej skasowania, a następnie blokowanie dostępu do niej...przez jakichś "hydraulików".