Włodzimierz Pańków Włodzimierz Pańków
866
BLOG

Kilka myśli o imigracji, imigrantach...i "repatriantach", cz II.

Włodzimierz Pańków Włodzimierz Pańków Imigranci Obserwuj temat Obserwuj notkę 53

Przechodząc na "nasze podwórko", w poruszonej tu problematyce, która, jak się okazuje, wzbudziła zainteresowanie liczącej się "populacji" Czytelników  (porównywalnej z grupą zainteresowanych osobą Prof.J.Staniszkis czy problematyką "nacjonalizmu", choć o połowę mniejszej niż ci zainteresowani postacią J.M.Rokity) - zacznę od sformułowania kilku ważnych, moim zdaniem, pytań, które ukierunkują moje refleksję w tym obszarze.

Czy Polska, w tym polska gospodarka i jej szeroko rozumiane, instytucjonalne otoczenie potrzebuje, w bliższej i dalszej perspektywie, imigrantów?

Czy i w jaki sposób można znaleźć inne niż imigracja "źródła zasobów pracy", pozwalające na utrzymanie "optymalnego" zatrudnienia czy też jego zwiększenie, w najważniejszych obszarach polskiej rzeczywistości ?  Choć może to zabrzmieć nawet brzydko - chodzi mi o szanse i możliwości SUBSTYTUCJI IMIGRACJI w tych obszarach...

Jak można i należy ocenić przedsięwzięcia i "procedury", podejmowane, realizowane i stosowane w tych obszarach przez rządzących Polską, w przeszłości i obecnie? Czy ktoś się zajmuje taką EWALUACJĄ ich skuteczności, ich MONITOROWANIEM, korygowaniem? Moje, bardzo wycinkowe obserwacje, w tym zakresie, pozwalają sądzić, że nie jest z tym najlepiej...

Co istotnego może się wydarzyć w interesujących nas tu obszarach, w bliższej i dalszej perspektywie? I co powinno, a nawet musi się zdarzyć, aby bieg spraw, we wspomnianych obszarach, pozwalał na realizację interesów Polski i Jej obywateli?

Część odpowiedzi na powyższe pytania udzielili moi Czytelnicy w swoich komentarzach na moją poprzednią notkę. Jedne były żartobliwie-drwiące inne - poważne, padły propozycje radykalne i bardziej umiarkowane, rzeczowe i pełne emocji. C'est la vie!

Licząc na dalsze spróbuję pewne elementy "tła", kontekstu, w którym problemy związane z imigracją były i są - a także będą - rozwiązywane. Podam trochę refleksji i informacji na temat polskiego rynku pracy i położenia pracowników w Polsce...

Za początek posłuży mi fragment notki, opublikowanej na tym blogu... 6 lat temu, gdy jeszcze zawodowo interesowałem się problemami pracy i zatrudnienia; nie sadzę, że cytowane dane uległy radykalnej zmianie.

"Podchodząc ... do sprawy merytorycznie i poważnie, warto pochylić się nad pewnymi liczbami, które pojawiają się od kilku lat chociażby w tzw. Eurosondażu, który obejmuje kilkanaście krajów "starej" i "nowej" Europy (ostatni - dwadzieścia).


Wśród badanych 20 krajów Europy najdłużej pracują pracownicy polscy; ich "tygodniówka" wynosi średnio 44 godziny i 37 minut.
Pracownicy duńscy pracują 36 godzin i 33 minuty tygodniowo, norwescy - 36 godzin i 76 minut, zaś w przywoływanej ostatnio przez polityków, publicystów i innych propagandystów Szwecji pracownicy spędzają w pracy średnio 38 godzin i 15 minut tygodniowo. Do pracowników polskich przybliżają się pod tym względem jedynie pracownicy słoweńscy („tygodniówka” licząca 43 godzin i 58 minut), rosyjscy i bułgarscy (średnio po 42 godziny i 65 minut pracy tygodniowo).

W tych ostatnich dwóch krajach „frakcja” pracowników najemnych jest  zresztą najliczniejsza (Rosja – 94,6%, a Bułgaria – 93,7% ogółu pracujących); Polska ma o 10,0% pracowników najemnych mniej.


Jak widać, polscy pracownicy znajdują się w niezbyt „postępowym” towarzystwie i daleko od tych najlepiej traktowanych i najzamożniejszych pracowników.
Dlaczego tak się dzieje?
Ano, m.in. - i głównie – dlatego, że, jak napisał kilka lat temu Jerzy Hausner, w III RP polska gospodarka przez większość czasu znajdowała się w koleinach bez zatrudnieniowego wzrostu”. Wzrost ten był osiągany dzięki nowoczesnym technologiom, zakupywanym w krajach Zachodu, oraz, jak to kiedyś mawiali marksiści, wyzyskowi pracowników.


Wbrew temu, co głosi oficjalna propaganda, wydajność pracy polskich pracowników ciągle rosła (odsyłam Czytelnika do pracy habilitacyjnej francuskiego socjologa i ekonomisty, Stephana Portet, eksperta Międzynarodowego Biura Pracy w Genewie; byłem recenzentem tej pracy).
Ludzie pracujący tak długo, jak polscy pracownicy, zużywają się bardzo szybko, fizycznie i psychicznie, szczególnie, gdy ich dostęp do trwalszych kuracji i rehabilitacji bywał i jest coraz bardziej ograniczany. Spróbujcie Państwo załatwić sobie sanatorium, oczywiście jeśli odważycie się zaryzykować opuścić na dłużej z trudem zdobyte miejsce pracy. A prasa co kilka dni alarmuje, że potężna i ciągle rosnąca „frakcja” Polaków cierpi na zaburzenia psychiczne: depresje, psychozy, nerwice itp.


Gdy się pytamy do czego może człowieka doprowadzić nadmiar ciężkiej pracy to możemy przypomnieć tytuł tekstu niegdyś znanego marksisty, F.Engelsa: „O roli pracy w przekształceniu małpy w człowieka”, z tym, że, oczywiście, chodzić nam będzie o przeciwny kierunek takiej ewolucji; wbrew pozorom jest u nas  jeszcze wiele zajęć, które mogą sprzyjać przekształceniu człowieka w małpę, tylko że wcale nie beztroską.

I jest jeszcze jeden bardzo ważny aspekt nadmiernego i zbyt długiego obciążenia pracujących Polaków pracą, zilustrowany danymi z Eurosondażu.
Otóż obywatele państw objętych tym sondażem pytani o to, czym się zajmowali w ostatnim tygodniu przed momentem badań mieli m.in. do wyboru pracę zarobkową bądź jej poszukiwanie, edukację i emeryturę. Polacy zajęli drugie miejsce, gdy chodzi o pracę zarobkową, tuż po Federacji Rosyjskiej (odpowiednio 57,0% i 59,1%). Natomiast jedynie 5,2% pracujących polskich obywateli poświęcało swój czas edukacji, niewiele wyprzedzając pod tym względem Węgrów (4,2%) i Rosjan (3,7%), Czechów (2,6%) i Bułgarów (2,0%).
Tymczasem edukacji oddaje się co 5-ty pracujący Fin i Izraelczyk, ok. 15,0% pracujących Szwedów i Norwegów, a nawet tyle samo Portugalczyków i Hiszpanów. Ci ostatni, choć ich państwa znajdują się w poważnych tarapatach, już teraz inwestują w swoja przyszłość i przyszłość swoich krajów (lub sąsiadów).
Warto jeszcze dodać, że w 10-ciu badanych krajach jest więcej emerytów niż w Polsce. W Portugalii i Bułgarii - prawie po 2 na 5 obywateli, na Węgrzech - 1 na trzech, We Francji i Finlandii - prawie 30,0%, w W.Brytanii - 27,5%; jakoś nie słyszy się, by rządy tych krajów przygotowywały tak radykalne i niekorzystne dla pracowników "reformy" systemu emerytalnego..."

Z innego Eurosondażu, przeprowadzonego kilka lat temu wynikało, że wśród badanych wówczas 17 krajów UE Polska miała najniższy POZIOM AKTYWIZACJI ZAWODOWEJ, czyli zatrudnienia ludzi w wieku aktywności "produkcyjnej". Tylko jeden na dwóch Polaków w tym wieku pracował (o ile pamiętam, w takiej Szwecji było to ok. 70,0% mieszkańców tego kraju w wieku aktywności zawodowej)...
Mogą teraz paść wyjaśnienia i oskarżenia Polaków o lenistwo, a rządzących Polską od prawie 30 lat - o "socjalizację" źródeł utrzymania.

Ja , jako socjolog, mogę tutaj przypomnieć tylko, że w tym okresie było DWIE KULMINACJE POZIOMU BEZROBOCIA - pod koniec rządów koalicji pod kierunkiem Suchockiej ( 1993r - ok. 20,)% oraz pod koniec rządów AWS-UW premiera Buzka (2001r. - też ok. 20,0%). Bywa tak, że ludzie "na bezrobociu" odzwyczajają się od pracy, "deprofesjonalizują"...

A dlaczego zatrudnieni Polacy tak długo pracują? No, bo muszą pracować za tych niepracujących...

A jak się te sprawy mają do problematyki imigracji i postawionych wyżej pytań?

Niestety, aby to pokazać potrzebna będzie jeszcze jedna notka albo komentarze do... obecnej

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (53)

Inne tematy w dziale Polityka