Zbliża się kolejna rocznica wybuchu powstania warszawskiego, co oznacza, iż jak co rok rozpocznie się uroczyste celebrowanie jednej z najcięższych klęsk politycznych i militarnych w historii Polski. Ktoś kiedyś słusznie zauważył, że polskie święta są smutne - obchodzi się rocznice przegranych kampanii i bitew, na pomniki wynosi zaś ich autorów. Powszechnie znane są i kojarzone przegrane powstania, natomiast jedyne zwycięskie znane jest chyba tylko specjalistom i licealistom świeżo po tematycznych zajęciach historii; tak samo jest ze spiżowymi Herosami: beztalencie wojskowe Kościuszko, opętany amokiem szczeniak Wysocki, bezładne tłumy tak zwanych powstańców styczniowych włóczących się po lasach z kosami, kierujący się irracjonalnymi odruchami Bór-Komorowski - ich się kojarzy, o nich się dziatwa uczy, ich nazwiska noszą ulice, parki, szkoły. Ten przygnębiający martyrologiczny masochizm stanowi wzorzec narodowych uniesień, bezkrytycznej tromtadracji pod hasłem infantylnym "Za wolność Wasza i Naszą", które wymiernych korzyści "nam" nigdy nie przyniosło. Jubileusze są smutne, gdyż podczas imprez na wśród masowych grobów trudno nie zachowywać powagi.
Zdumiewającym jest ten pociąg do umartwiania się. Historia Polski nie składa się przecież z pasma klęsk i permanentnego rozkładu państwa. Najwyższy czas skończyć z promowaniem miernot i, co tu ukrywać, zbrodniarzy w rodzaju osób odpowiedzialnych za wszczęcie powstań styczniowego i warszawskiego; najwyższy czas przestać honorować wandali i dywersantów, którzy w imię wąsko pojmowanego kabotynizmu zaprzepaszczali szanse odbudowy polskości pod zaborami drogą metodycznej pracy od podstaw, rozszerzających powoli lecz nieustępliwie zakres autonomii. Na swój pomnik czekają książę Franciszek Ksawery Drucki-Lubecki, Aleksander hr. Wielopolski, galicyjscy konserwatyści... Nawet jedyny polski król, którego nazwano słusznie "Wielkim", jest mniej doceniany od swego ojca chociażby, podobnie jak Kazimierz Odnowiciel stoi w cieniu sławnego dziadka i równie znanego własnego syna.
Nieszczęściem największym towarzyszącym rozpamiętywaniu klęski warszawskiej jest namiętne powtarzanie kabotyńsko-mesjanistycznych bredni w stylu „Powstańcy dali nam przykład... Nauka powstania nie zostanie zapomniana... Bohaterstwo powstańców ocaliło to i owo... Bez powstania nie byłoby wolnej Polski” i tak dalej, do przesady. Otóż powiedzmy sobie szczerze: społeczeństwo, które czerpie wzory z klęski, jest na najlepszej drodze do samobójstwa, zaś agitatorzy takich poglądów to albo okazy niespełna rozumu, albo sabotażyści opłacani przez obce państwa.
Jeszcze jedno - powstanie politycznie wymierzone było w Sowiety. O ile przed sierpniem 1944 r. stosunek społeczeństwa do komunistów był w zasadzie niechętny, to z biegiem czasu wśród ludności cywilnej nastroje zaczęły się zmieniać i to dość gwałtownie - wobec niemożności wyzwolenia Warszawy własnymi siłami ludzie zaczęli upatrywać ocalenia w armii sowieckiej, coraz przychylniej odnosząc się do niestrudzonej propagandy PPR i AL; jak donosił KG AK meldunek o nastrojach, nawet ludzie "świadomi politycznie" (tzn. stronnicy rządu londyńskiego) zmieniają zdanie i ulegają komunistycznej propagandzie, nadziei na pomoc zza Wisły, nie tylko doraźnej, ale i długofalowej - pojawia się przekonanie o konieczności współpracy z Sowietami także po zakończeniu wojny, wobec, jak to odczuwano, pozostawienia Warszawy swojemu losowi przez Aliantów, Rząd i AK.
Powstanie, które wszczęto z powodów antysowieckich, przygotowało grunt do mentalnej akceptacji komunizmu w Polsce: elementy najbardziej ideowe padły w boju (16 tys. zabitych powstańców) lub poszły do niewoli, ludność cywilna stała się podatna na propagandę PPR i PKWN. Zagłada miasta, co najmniej 150 tys. zabitych cywilów, klęska militarna i polityczna - to wszystkie osiągnięcia rebelii wznieconej przez niezrównoważonego psychicznie Bora-Komorowskiego.
Przy okazji zauważmy pełną tupetu hipokryzję piewców warszawskiej klęski - akcję podjęli przeciwko Sowietom, po czym tych samych Sowietów bezpodstawnie oskarżyli o bezczynność, o nieudzielenie pomocy... Komorowski zamierzył się na Stalina maczugą i miał pretensje, że ów ludojad się uchylił...
Generał Anders nie wahał się nazwać decyzji o powstaniu "Zbrodnią", a ich autorów "zbrodniarzami" - nie wahajmy się i my, przy zachowaniu szacunku dla Poległych, nazywać rzeczy po imieniu, a rocznicę powstania wykorzystać nie do cmentarnych obchodów sprawy bezsensownej, ale jako memento na przyszłość.
Xiazeluka
Inne tematy w dziale Polityka