Jeszcze nie zdążyły ostygnąć ciała ofiar, a do drzwi firmy przewozowej załomotały służby Molocha; prokuratorzy, policja, krokodyle i Bóg wie kto. Będą "kontrolować", chociaż miesiąc wstecz już się w tej firmie panoszyli. Będą szukać "nieprawidłowości" (tachografy nie były traktowane jak relikwie), a wiadomym jest, że jak się bardzo chce coś znaleźć, to się na pewno znajdzie. Jest szansa, że doprowadzą firmę do ruiny, parę osób straci pracę, parę dostanie po kieszeni, klienci będą mieli ograniczony wybór. Co to ma do rzeczy, do wypadku zawinionego przez omylnego człowieka kilkaset kilometrów od siedziby firmy? Nic - Waaaaaadza musi pokazać, że czuwa, że się o nas troszczy, że nie bez powodu istnieje. A szakale z mediów mają okazję do przewrażliwionych pokrzykiwań, do tworzenia atmosfery zagrożenia, podejrzliwości i konieczności wzmożenia terroru - czyli wspierają wrogie państwo w walce przeciw nam samym.
Uczestnikom wypadku "nieprawidłowości" jakoś specjalnie dolegliwymi się nie wydały, gdyż poprawiając bandaże wpakowali się od razu po opatrzeniu ran do kolejnego autokaru owej zbrodniczej firmy i pojechali dalej, zachowując zdrowy rozsądek. Obawiam się, że już niedługo kierowanie się zdrowym rozsądkiem zostanie przez tow. Zero uznane za przestępstwo podlegające surowym karom...
Popis dał również towarzysz premier. Towarzysz premier oświadczył wczoraj ludzkim głosem: "MY pomożemy" [ofiarom]. To "my" powtórzył kilka razy, więc nie ma wątpliwości, że nie było to przejęzyczenie. Dobry Wujcio pomoże! Sypnie kasą, zasiłkiem "podobnej wysokości", co pielgrzymom! Dlaczego nie kwotą "taką samą", lecz "podobną" to już nie wyjaśnił, zapewne to jego słodka tajemnica. Hojność towarzysza premiera robi wrażenie, aczkolwiek jak ona się ma do dzisiejszej informacji o treści: "Resort finansów przygotował projekt nowelizacji ustawy, którego celem jest przeciwdziałanie praniu brudnych pieniędzy oraz finansowaniu terroryzmu. Ministerstwo chce, żeby podmioty zachowywały środki należytej staranności m.in. podczas zawierania umów z klientami, transakcji powyżej 15 tys. euro oraz w wypadku przekazów pieniężnych powyżej 1000 euro, czyli około 4 tys. zł"?
Towarzysz premier nie zarabia 100 000 miesięcznie, a więc swoimi pieniędzmi nie szasta. Co znaczy to "my" zatem? My rząd? My Kaczyńscy? My PiS? Co za "my" są tacy bogaci?
Odpowiedź jest prosta: "my" to my, wszyscy podatnicy. Rząd ogólnie i Dobry Wujcio detalicznie przecież swoich pieniędzy nie mają, dysponują forsą zrabowaną podatnikom, w naszym imieniu rozdając na lewo i prawo. I tak to należało powiedzieć, a nie chełpić się swoją szczodrobliwością za cudze. W każdym razie jest nowa jakość - ponad 30 lat temu towarzysz Gierek był na tyle przyzwoity, że grzecznie się niewolników zapytał: "Pomożecie"? Dzisiaj towarzysz Kaczyński już się nie pyta, lecz składa kategoryczne oświadczenia, co najlepiej dowodzi postępów postępu.
Xiazeluka