Pewna blogerka została profesorem/wykładowcą na jakiejś uczelni wyższej od gier i zabaw i malowania ust, tak wynika po pobieżnym obejrzeniu czym się uczelnia zajmuje.
Jej rektorem jest jakiś doktor.
To w zasadzie mówi już samo z siebie i generalnie wszystko już wiemy.
Tylko dobija mnie ta myśl, czy to względy polityczne zadecydowały, czy też ktoś jest naprawdę tak głupi, że zatrudnia gówniarzy tylko dlatego, że mają bloga, którego dowiedzą tłum nastolatek i zboczków pragnących napawać się księżycem, córką słońca Peru?
Uzasadnieniem Jego Magnificencji Rektora tej szkoły, doktora... (już nie ważne, tu powinny paść salwy śmiechu) jest właśnie to - że ona jest specjalistką bo jej blog jest szturmowany niemal milionem wejść miesięcznie czy dziennie, mniejsza o większość.
Ale właśnie o większość się rozchodzi! Bo to ta masa, ta większość dała de facto Kasice tą robotę (a nie to, że jest księżycem, córę słońca Peru a uczelnia podpada i potrzebuje pleców). Skoro ktoś kto prowadzi tak poczytnego bloga może zostać wykładowcą bo zdaniem władz uczelni zna się na marketingu i PR jak nikt inny, że potrafi promować i czarować czytelników to ja proponuję aby któraś z aktorem porno została też profesorem. No bo kto lepiej potrafi przyciągnąć tłumy, zadowolić tłumy, zelektryzować tłumy jak nie puszczalska bezwstydna baba wyczyniająca rzeczy szokujące dla normlanego człowieka?
Motłoch uwielbia szok, uwielbia zbiorowiska i prostackie zabawy.
Tłumy więc motłochu pędzą na studia, studia tracą na wartości, wykładowcami zostają blogerzy i politycy, mamy najlepiej wykształcone społeczeństwo kelnerów ze studiami , robiące na zmywakach w Wielkiej Brytanii. Ah, Słońce... popieść mnie jeszcze.
Tylko tak żal się robi, jak pomyśle czy kiedyś były studia, ta elita (pozytywnie), ta brać studencka i jej współne kłopoty, radości, przygody...
I jeszcze ta depresja
Kasia Tusk = profesor
profesor = Stefan Banach
Jak nasz mistrz matematyczny poradziłby sobie z tym równaniem?
Sanjuro
