liberum veto liberum veto
667
BLOG

Kresowiacy i Niemcy. Gliwice 1947

liberum veto liberum veto Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

Gliwice 1947 r. - Szczur! Widziałem szczura!

- To nie do pomyślenia, u nas na ulicy nigdy ich nie było - Phillip jest wyraźnie wzburzony.

Szczury pojawiły się krótko po tym, jak do opuszczonych przez sąsiadów domów wprowadzili się polscy przesiedleńcy. Najpierw przyjechali ci z centralnej Polski i wtedy jeszcze szczurów nie było. Ale gdy do Gliwic zaczęły masowo przyjeżdżać transporty ze wschodu, ulica całkowicie zmieniła oblicze - dzisiejsza Olchowa z Erlengrund nie ma już wiele wspólnego.

Siemkowie i inni Niemcy nie mogli zrozumieć, jak Polacy chcą w miejskich domkach żyć z krowami, świniami i kurami, które przywieźli ze sobą. Gliwice to przecież nie wieś. Ale szybko w przydomowych ogródkach zaczęły powstawać drewniane budy, komórki i szopy. Właśnie w nich trzymają zwierzęta. Przechowują tam też karmę dla nich - odpadki żywnościowe, obierki po ziemniakach i ziarno. To wszystko stoi w wiadrach czasem po kilka dni, zanim zostanie zjedzone przez zwierzęta.

Po podwórku chodzą kury, które grzebią doły w ziemi. Wszędzie pełno odchodów. Gdy popada, kolorowe kiedyś od kwiatów ogródki przypominają błotne bagno.

Phillipa razi, że sąsiedzi są tak niezorganizowani. Jakby nie mogli sobie poradzić z własnym dobytkiem. Niektóre sprzęty domowe pozostawione w ogrodzie jednego dnia leżą tam przez kilka następnych. Domownicy jakby ich nie dostrzegali. Nie przejmują się, że pada na nie deszcz i niszczeją.

Zirytowany jest też porządkiem na ulicy. Gdy w zimie spadł śnieg, z chodników przed domami usunęli go tylko niemieccy gospodarze. Ale boją się Polakom zwrócić uwagę, bo przecież oni są tu teraz u siebie. Zresztą nie zachowują się wobec Niemców źle - są bardzo grzeczni, uczynni, nawet serdeczni. Konfliktów nie ma, ale przyjaźni też raczej nie -nacje trzymają się na dystans.

Elfriede i Phillip żałują, że nie zdecydowali się na wyjazd, bo z każdym dniem w rodzinnym mieście czują się coraz bardziej obco. Niedawno spadł kolejny cios - zmarł niemiecki ksiądz z ich parafii i zastąpił go Polak.

Jak mają się teraz spowiadać?

Fragment artykułu Mirosława Maciorowskiego "Dzień, w którym wyszły szczury" z cyklu "Sami swoi i obcy". Autor korzystał z książek: "Obce miasto Wrocław 1945 i potem", Gregor Thum, wyd. Via Nowa; "Wysiedlenia, wypędzenia i ucieczki 1939-59. Atlas ziem Polski" pod redakcją dr Witolda Sienkiewicza i dr Grzegorza Hryciuka http://wyborcza.pl/swoiobcy/1,110847,8839198,Dzien__w_ktorym_wyszly_szczury.html

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura