Chodziłam po wsi i szukałam pomieszczeń, które choć trochę przypominałyby szkołę. Nic takiego nie znalazłam. Wieś była dużym cmentarzyskiem. W zniszczonych chatkach hulał wiatr i zrywał resztki poszycia z dachów. Czułam, że grozi mi pójście do dietdomu, czyli przytułku dla dzieci, ale nawet nie bałam się. Po tym wszystkim co przeżyłam nic już nie mogło mnie przestraszyć.
Rodzice jednak postanowili szukać ratunku, nie tylko dla mnie, ale i dla całej rodziny, ponieważ znowu groziła nam śmierć z głodu i zimna. Do późnej nocy szeptali, naradzali się co czynić i jak się ratować.
Nazajutrz wczesnym rankiem, razem z ojcem podążałam do miasteczka szukać szkoły i pracy. Brnęliśmy w głębokim śniegu przez zaspy i wyboje. Od wszechogarniającej bieli aż oczy bolały. Zmęczyliśmy się okropnie, ale jeszcze przed zapadnięciem zmierzchu dotarliśmy do miasteczka. Nie zabłądziliśmy. Góry były nam drogowskazem. Na horyzoncie ukazała się ciemna, ponura mieścina - Troickoje.
Oglądane po raz drugi wydawało się bardziej podobne do wsi, niż do miasta. Jedynie cerkiew i komin fabryki oleju górowały nad domami, ale tu już było życie - ludzie na ulicach, dym z kominów, gwar. Jakaś otucha wstąpiła w nasze serca.
Ale oprócz nadziei nie mieliśmy nic. Wczesny zimowy zmrok zapadał bardzo szybko, a mroźny wiatr przeszywał ciało na wskroś. Marzyłam o odpoczynku i szklance gorącej wody. Bałam się nadchodzącej nocy. Nawet nasze nowe mieszkanie (na wsi), bez okien, było jakimś schronieniem, bo tutaj byliśmy na ulicy, nikomu nieznani, niepotrzebni i obcy.
Ojciec milczał. Szliśmy pustą ulicą ciągnącą się wzdłuż torów kolejowych. Kierowaliśmy się na dworzec. Tu dostaliśmy po szklance wrzątku. Bardzo brudna, zaśmiecona siemieczkami (słonecznikiem), mroczna i zadymiona poczekalnia była przepełniona. Ludzie czekający na jakieś pociągi, albo po prostu bezdomni ogrzali ten przybytek nędzy. Z trudem znaleźliśmy skrawek wolnego miejsca na posadzce, pod ścianą.
Zmęczona i głodna drzemałam. Ojciec również miał oczy zamknięte, ale czy spał? Właściwie to usnąć tutaj było niemożliwością, ponieważ czarny, obrośnięty facet, w wyświechtanej kufajce chodził między podróżnymi i lagą szturchał śpiących. Nie wiem po co on to robił i dlaczego w Związku Radzieckim na każdej, nawet najmniejszej stacji, tak postępowano.
Rano odszukaliśmy szkołę, która mieściła się w centrum miasteczka. Przyjęcie mnie w poczet uczniów odbyło się bardzo szybko, bez kłopotów. W następnym dniu już mogłam zacząć naukę. Największym problemem było znalezienie dla mnie jakiegoś mieszkania, jakiegoś kącika przy rodzinie.
Chodzenie od domu do domu na nic się zdało. Ostatnią deską ratunku był dom Rajispołkomu (rejonowy komitet wykonawczy). Może władza nam coś doradzi? Przecież oni decydują o wszystkim. Z duszą na ramieniu przekroczyliśmy próg tego państwowego urzędu, o którym zawsze baliśmy się nawet myśleć.
Urzędnicy zaskoczeni byli naszą wizytą. Ojciec bardzo szybko opowiedział o co nam chodzi, ale nie potrafiono nam nic doradzić. Wyszliśmy więc z urzędu zmęczeni, zrezygnowani, z zamiarem natychmiastowego powrotu na wieś. Szliśmy środkiem jezdni, bo chodniki tonęły w śniegu. Tylko gdzie niegdzie widziałam ślady przy wejściach do domów. Nikt nie sprzątał i nie odrzucał śniegu. Nadejdzie wiosna, to sam stopnieje.
Nagle za nami rozległ się krzyk!
- Hej wy, Polaczki wracajcie, rozkazuję wam natychmiast wracać!
Struchlałam, a wszystka krew uciekła mi do serca. Stanęłam jak wryta i patrzyłam na ojca. Wydawał się być spokojny, ale też zastygł w miejscu. Milicjant wciąż wzywał nas do powrotu. W końcu zniecierpliwiony sam podszedł do nas.
Był zirytowany naszym nieposłuszeństwem. Chwycił ojca za rękaw i pociągnął za sobą, a on odwrócił się jeszcze i powiedział tylko:
- Żegnaj!
Wciąż stałam w miejscu i miałam wrażenie, że nogi przymarzły mi do śniegu. To moja wina - myślałam - To dla mnie weszliśmy w samą paszczę wilka. To znaczy, że nie uniknę domu dziecka. Gdyby nie ja, rodziców nie byłoby tutaj, uciekliby na koniec świata.
Czułam się winna. Jak z tym żyć? Co powiem mamie i babci? Nie, ja do domu nie wrócę. Pójdę do władzy i powiem, niech mnie również zamkną razem z ojcem. I o dziwo nogi zrobiły się znowu posłuszne. Szłam szybko do urzędu.
Komentarze