Jak grom z jasnego nieba na środowisko piłkarskie spadł wywiad Mateusza Święcickiego z Robertem Lewandowskim. Jeden z najlepszych komentatorów i największy gwiazdor polskiej piłki w XXI w., a pewnie i w całej historii – taka rozmowa musiała być ciekawa i zainteresować nie tylko polskich kibiców. I rzeczywiście, tak się stało. Napastnik FC Barcelony starał się być szczery, mówił to, co myśli – tego odmówić mu nie można. Problem jednak pojawia się, gdy dojdziemy do wniosku, że wypowiedzi Lewandowskiego były nasączone ogólnikami. Mało tam konkretów.
Sam zniknął w meczu z Mołdawią, a gani kolegów
Weźmy pod uwagę okoliczności kompromitującej porażki podopiecznych Fernando Santosa z Mołdawią w Kiszyniowie. „Lewy” był kluczowy w pierwszej odsłonie – to dzięki jego bramce i asyście Polacy wygrywali już dwiema bramkami. Wystarczyło jedynie ten wynik dowieźć. W drugiej połowie Biało-Czerwoni zaserwowali nam jeden z najbardziej przykrych obrazków od co najmniej dekady, kompromitując się na boisku i dając sobie strzelić trzy bramki. Lewandowski po przerwie zwyczajnie zniknął. Nie ciągnął kolegów, nie zagrzewał do walki, sam przegrywał każdy pojedynek bark w bark.
Po mołdawskiej klęsce sporo mówiło się nawet o ewentualnym odejściu selekcjonera, którego dopiero co zatrudnił prezes PZPN Cezary Kulesza. Co na temat tej klęski ma do powiedzenia Lewandowski? – W pierwszej połowie mieliśmy wszystko pod kontrolą, graliśmy dobrze, a w drugiej części wszystko zmieniło się o 180 stopni. Moim zdaniem problemem kadry jest to, że nie ma w niej osobowości. Nie chodzi o umiejętności czysto piłkarskie, a osobowości na boisku, które w pewnych momentach obudzą zespół i zainterweniują tak, żeby nie było później problemów – zwierzał się kapitan reprezentacji w Eleven Sports.
Ale od kogo tu wymagać, jak nie właśnie od takiej osobowości? To nie Sebastian Szymański, Jakub Kiwior czy Jan Bednarek mają predyspozycje i CV do wykazania się, a teoretycznie legenda Bayernu Monachium i Borussii Dortmund.
Tyle że – prawdę mówiąc – Lewandowskiemu zawsze brakowało do tego „cojones”. Nie był na murawie typem Cristiano Ronaldo, Sergio Ramosa, Stevena Gerrarda czy Karima Benzemy, którzy motywowali kolegów i nakręcali ich przy niekorzystnych wynikach w kadrze czy klubie do jeszcze lepszej gry. Lewandowski był zawsze kimś, kto stał z boku – w reprezentacji Polski rola przywódcy przypadała Kubie Błaszczykowskiemu i Kamilowi Glikowi, o których też wspominał w wywiadzie Lewandowski, wyróżniając ich w tej roli. Może to jest problem kadry: pewnie najlepszy gracz w naszej historii nie ma wpływu na przebieg trudnych spotkań w niesprzyjających warunkach?
W dalszej części wywiadu napastnik skrytykował młodych zawodników z kadry, którzy nie przychodzą do niego pytać o rady. Wydaje się, że ten wątek powinien piłkarz pokroju Lewandowskiego rozwiązać w szatni, a nie w mediach. Czy odpowiedź na pytanie, dlaczego tak jest, nie okazałaby się trudna dla atakującego FC Barcelony?
Nie protestował od razu ws. premii
Premie obiecane od szefa rządu dla kadrowiczów i sztabu po mundialu w Katarze zakończyły pracę Czesława Michniewicza. Jeszcze przed rozstaniem z selekcjonerem Lewandowski – tak jak w erze Jerzego Brzęczka – recenzował zbyt defensywny styl gry Polaków. Trener się zmienił, wcześniej Portugalia Santosa grała na ogół pięknie – i dalej nic. Obserwujemy z meczu na mecz pogłębione bicie głową w mur, tylko z jeszcze gorszymi wrażeniami artystycznymi.
Lewandowski postanowił odświeżyć temat premii, bo kilka miesięcy temu bramkarz Łukasz Skorupski wyjawił, iż kadrowicze kompletnie zapomnieli o meczu 1/8 finału mundialu z Francją i pokłócili się jak dzieci o podział kasy. – Po pierwsze, nie wyciągnęliśmy rąk po żadną premię. Po drugie, dostaliśmy niemoralną propozycję. Po trzecie – zostaliśmy w tej sytuacji sami. Pojawiło się wiele mitów wokół tej sprawy. (...) Członek sztabu podszedł do mnie i poprosił o numery kont. Zapaliła mi się wtedy czerwona lampka i zastopowałem to, powiedziałem „koniec”. Nie dałem tych numerów. Po tym, jak temat numerów kont się zamknął, powiedziałem chłopakom, żeby zrezygnować z tych pieniędzy. Oczywiście znalazło się kilku, którzy na to nie przystali i nie byli chętni – opisał Lewandowski w wywiadzie, zarzucając Skorupskiemu kłamstwo.
Skoro piłkarze zostali – tak odczytuje się te słowa – „wrobieni” w premię, a kapitan wcale jej nie chciał, dlaczego od razu nie zaprotestował? Dlaczego wtedy żaden z jego kolegów nie usłyszał od Lewandowskiego: „Dziękujemy, nie gramy dla pieniędzy, ta propozycja nie jest właściwa” – jeszcze wtedy na spotkaniu Mateusza Morawieckiego z piłkarzami przed wylotem na mundial? Dziennikarz „Przeglądu Sportowego” Łukasz Olkowicz ujawnił, że Lewandowski nie oponował ws. premii, ale ze „starszyzną” miał ją podzielić według zasług: starszyzna otrzymałaby więcej, młodsi kadrowicze ochłapy. W efekcie podczas treningu polskiej reprezentancji nikt nie chciał grać w treningową siatkonogę w Katarze z kapitanem. Dopiero później jeden z młodszych zawodników się przełamał i dołączył do pary z „Lewym”. Minęło kilka dni od publikacji tekstu Olkowicza i nikt nie zdementował tych doniesień.
Kto kompromituje PZPN pod wpływem alkoholu?
Wreszcie wątek trzeci, niezwykle istotny. To, że w PZPN po dojściu do władzy prezesa Cezarego Kuleszy dzieje się wiele absurdalnych rzeczy – na czele ze skazanymi za korupcję, którzy pojawiają się na meczach kadry – to oczywista oczywistość. Niektórzy zaproszeni goście na pokład samolotu z piłkarzami powracającymi z Kiszyniowa w czerwcu zaczepiali zawodników, kpili z nich przy „akompaniamencie” alkoholu. Rzecz absolutnie naganna i niedopuszczalna, przypominająca realia lat 90.
Lewandowski ma na ten temat do powiedzenia tyle: – Nie chodzę z alkomatem i nie sprawdzam ludzi. Ale to fakt. Nie mówię, że wszystkich, ale poziom pewnych osób jest żenujący – stwierdził enigmatycznie w dyskusji ze Święcickim.
Których działaczy miał na myśli? Prezesa Kuleszę? Przecież nie o niego mu chodziło, a ta wypowiedź wywołała spodziewaną reakcję – natychmiast pojawiły się teksty o „uderzeniu w prezesa PZPN”. Taka postać jak rekordzista w zdobytych bramkach w niemieckiej lidze i triumfator Ligi Mistrzów powinien mówić wprost i po nazwiskach. Albo – znowuż – załatwić tę sprawę w wąskim gronie.
Najmniej istotny wątek, ale szeroko komentowany w Hiszpanii, dotyczył tamtejszych sędziów. Lewandowski wyraził pretensję, że pozwalają oni na zbyt wiele defensywnie usposobionym zespołom, a napastników – takich jak on – karzą bez wahania żółtymi kartkami. To prawda, ale niepełna. Po prostu przed transferem do Barcelony gwiazdor nie zdawał sobie sprawy z tragicznego poziomu sędziowania na Półwyspie Iberyjskim. To jest praprzyczyna kontrowersji i niewiele zmieniło nawet wprowadzenie technologii VAR.
Wywiad z Lewandowskim nie zamyka tematu
Na konferencji prasowej przed kluczowymi meczami we wrześniu z Wyspami Owczymi i Albanią Lewandowski podkreślił, że wrzucił granat do środka reprezentacji celowo, by coś w niej ruszyło. Liczy na punkt zwrotny i zmianę mentalności u kolegów. Jak dodał, udzielił szczerego wywiadu, by zamknąć raz na zawsze temat premii i podziałów oraz skupić się tylko na arcyważnych starciach. Mimo ogromnych zasług Lewandowskiego dla narodowej reprezentacji i spodziewanej tęsknoty za nim, gdy już zakończy karierę z orzełkiem na piersi, odnoszę wrażenie, iż chodziło głównie o zmycie z siebie odpowiedzialności za kompromitujące wyniki kadry w ostatnich latach. A szkoda, bo jako gigant i polska marka Lewandowski powinien ciągnąć wózek.
Wywiad udzielony na kilka dni przed meczami eliminacyjnymi wcale nie zamyka tematu kłótni w drużynie narodowej i słabego wizerunku PZPN, a wręcz odwrotnie. Czy zatem nastąpi druga część rozmowy, ale tym razem z większą dozą konkretów?
Tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie". Przed meczem z Wyspami Owczymi
Fot. Robert Lewandowski/PAP
Komentarze