Nowelizacja ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej autorstwa Platformy Obywatelskiej przynosi rewolucyjne zmiany, które są zarazem bardzo ryzykowne. Paradoksalnie zapowiadane "odpolitycznienie" instytutu, może okazać się "upolitycznieniem".
Promotor zmian w IPN, poseł Arkadiusz Rybicki (PO), zarzuca prezesowi Januszowi Kurtyce, że instytucja pod jego rządami jest opanowana przez "pisowskich historyków" i mówi jednym głosem z największą partią opozycyjną. Rządzącym chodzi przede wszystkim o książkę Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii". Jeden z najbardziej znanych historyków IPN, pragnący pozostać anonimowym, zarzuca Kurtyce zaangażowanie polityczne w spór o Lecha Wałęsę przez publikację książki, choć - jak sam twierdzi - jej wartości historycznej nikt nie podważył, a studium na temat współpracy Wałęsy z SB i losów dokumentów po 1989 roku jest wyczerpujące. Projekt zmian w ustawie o IPN narodził się, dziwnym trafem, dopiero po publikacjach historyków na temat przeszłości ważnych osób w życiu publicznym: Lecha Wałęsy, a później Aleksandra Kwaśniewskiego. Według profesora Ryszarda Terleckiego, to główna przyczyna zmian: "IPN sprawił kłopoty Platformie, publikując książkę o Wałęsie. Wałęsa był jedną z maskotek PO, jego syn był posłem, teraz eurodeputowanym - stąd wyszło napięcie. To napięcie ujawniało się również w sprawie Boniego".
Jak ma teraz być
Jakie zmiany proponuje PO? Jeden z głównych pomysłów przewiduje powstanie 9-osobowej Rady IPN, której zadaniem będzie kontrolowanie prezesa instytutu, ustalanie kierunków działalności i priorytetów badawczych. Na jej wniosek szef IPN może zostać odwołany. Poseł Rybicki uważa, że obecne Kolegium nie ma kompetencji do wypełniania swoich zadań.
Innego zdania jest prof. Terlecki: "Dyrektor Radoń jest przecież bardzo kompetentny, podobnie jak prof. Paczkowski - najlepszy historyk z zakresu historii najnowszej w Polsce. Solą w oku jest ewidentnie postać Andrzeja Gwiazdy, jednego z przywódców Solidarności, człowieka zasłużonego dla opozycji, bo nie posiada formalnego tytułu".
Szef IPN, na wniosek Rady, będzie mógł być odwołany przez Sejm zwykła większością głosów, a nie - jak do tej pory - większością 3/5. Politycy PO, w tym i wspomniany tu Arkadiusz Rybicki, chcą zatem "odpolitycznić" instytut, proponując zarazem, by większość sejmowa miała wpływ na niezależną instytucję.
Inne zagrożenie dostrzega prof. Terlecki: "To jest taki sposób myślenia, że większość, którą ma się teraz, będzie się miało zawsze. Kiedyś inna partia może mieć większość do przeprowadzenia zmiany", a to z kolei może doprowadzić do niepotrzebnego chaosu.
Sztandarowym pomysłem noweli jest szersze udostępnienie akt. Historycy i dziennikarze będą mieli wgląd we wszystkie dane, łącznie z intymnymi. Wiąże się to również z przyspieszeniem procedury udostępniania zbiorów. Zarzutem stawianym dziś IPN jest zbyt długi okres oczekiwania zainteresowanych na wgląd do teczek.
Z tezą o problemach, jakie wytwarza w tej kwestii Instytut, nie zgadza się prof. Terlecki: "IPN ma najłatwiej dostępne archiwa w Polsce. Nieprawdą jest, że historycy IPN mają lepszy dostęp do akt, niż inni. W znacznie większej skali historycy z zewnątrz korzystają z akt IPN. Podobnie sytuacja się ma z dziennikarzami i innymi zainteresowanymi osobami. Paragraf, mówiący o szybszym udostępnieniu akt jest już realizowany; oczekiwanie na udostępnienie jest krótsze niż 4 miesiące. Dostęp był utrudniony przez prace w instytucie - katalogowanie, konserwowanie akt, itd. To jest przeszłość".
Poseł Rybicki oskarża
Poseł Rybicki podczas niedawnego wystąpienia w Sejmie rzucił bardzo poważne oskarżenie w kierunku szefa IPN, Janusza Kurtyki. Tak mówił o jego wyborze w 2005 r.: "W drugim konkursie wystartował Janusz Kurtyka i Kolegium IPN przewagą jednego głosu rekomendowało go na prezesa IPN. Wśród wahających się był członek kolegium, dawny opozycjonista prześladowany przez SB, wybitny historyk, jeden z najlepszych znawców komunistycznych służb specjalnych - Andrzej Grajewski, który w tym konkursie Kurtyki nie poparł. Sejm przyjął kandydaturę Janusza Kurtyki większością głosów. Platforma Obywatelska popełniła błąd, kierując się opinią Jana Marii Rokity, którego Kurtyka był kolegą, głosując za jego kandydaturą. W nieco późniejszym czasie Andrzeja Grajewskiego ogłoszono, jako rzekomego agenta WSI. Nic mnie nie przekona, że nie było to zemstą za tamto głosowanie. Pytanie tylko czyją?".
Janusz Kurtyka wydał oświadczenie, w którym uznał słowa Rybickiego za "nikczemne". Okazało się, że Kurtykę i Grajewskiego łączy wzajemny szacunek i współpraca w ramach badań, a "Gość Niedzielny", gdzie pracuje dr Grajewski, wydaje dodatki historyczne wspólnie z IPN.
Kurtyka niczym Kamiński?
Dla Platformy Obywatelskiej cel uświęca środki. A tym celem jest powołanie prezesa IPN, który będzie miał zupełnie inne poglądy na historię najnowszą niż Kurtyka. Wydaje się, że główny kandydat do objęcia schedy po obecnym szefie Instytutu, to prof. Paweł Machcewicz.
O co mogą mieć największe pretensje politycy do Kurtyki? "Kurtyka jest niezależny, nie da się sterować, nie pozwoli, by zablokować pewne badania czy wstrzymać druk książki, bo jest to dla kogoś niewygodne" - uważa prof. Terlecki. Według niego, nowela wejdzie w życie, choć Platforma Obywatelska może napotkać na opór ze strony koalicjanta - PSL: "PSL jest zaangażowane w IPN, historycy ruchu ludowego tam pracują, badają m.in. prześladowania chłopów przez komunistów, kolektywizację wsi. Ale tutaj będą rozstrzygać względy polityczne, a nie merytoryczne". Z pewnością nowelizację ustawy poprze SLD, który od wielu lat proponuje likwidację IPN. Ostatnie pomysły PO, chociaż nie tak daleko idące, są do zaakceptowania przez lewicę.
Nie da się ukryć analogii pomiędzy CBA a IPN w kontekście działań Platformy Obywatelskiej. Mariusz Kamiński, gdy tylko odkrył afery w szeregach rządzących: hazardową i stoczniową - został odwołany przez Donalda Tuska i zastąpiony Pawłem Wojtunikiem, chociaż premier miał obowiązek działać zgodnie z ustawą o CBA, a żaden z kilku punktów, które obligowałyby do zdjęcia Kamińskiego ze stanowiska, nie został spełniony.
Podobnie rzecz może się mieć z IPN. Chociaż dzięki Instytutowi wzrosła wiedza i zainteresowanie historią najnowszą, nastąpiło przełamanie atmosfery tabu nie pozwalającej przez lata na wyjaśnianie czarnych plam na życiorysie znanych postaci z życia publicznego, to i tak Janusz Kurtyka na kolejną kadencję nie zostanie wybrany. Czy dlatego, że IPN w obecnej formie jest niewygodny dla establishmentu?
Tekst ukazał się w dzisiejszym wydaniu "Dziennika Polskiego"
Publicysta i redaktor Salonu24, "Gazety Polskiej", "Gazety Polskiej Codziennie", kiedyś "Dziennika Polskiego" (2009-2011, 2021-2023).
Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą.
Grzegorz Wszołek
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka