Coraz bardziej zagadkowa jest katastrofa prezydenckiego Tupolewa w Smoleńsku. Mamy więcej pytań, niż odpowiedzi a ostatnie, jakie wypadałoby zadać, to czy kiedykolwiek dowiemy się prawdy o tragedii. Nie chciałem włączyć się w festiwal emocji i zarzutów, stąd nie zabierałem dotąd głosu na temat możliwych przyczyn tragedii. Świetną robotę wykonał zaś Łukasz Warzecha. Jego zasadne pytania i wątpliwości są o tyle ważne, że powoli w mediach może dojść do próby zrzucenia winy za katastrofę na Lecha Kaczyńskiego.
Ostatnio zastanawiałem się, czemu służy ten tekst Roberta Zielińskiego z "Dziennika Gazety Prawnej". Dziennikarz niczego nie odkrył, poza tym, że wedle zdobytych informacji, Lech Kaczyński spóźnił się na lotnisko prawie 30 minut. Jednocześnie autor zaznacza, że to niczego by nie zmieniło.
Robert Zieliński: Późniejszy start pociągnął za sobą konsekwencję w postaci późniejszego lądowania w Smoleńsku. Ale – jak sprawdziliśmy – wcześniejsze przybycie nie oznaczałoby łatwiejszych warunków do lądowania.
W związku z tym, że de facto Zieliński niczego nie odkrył i sam to przyznaje, nie wiem, w jakim celu pyta: co zatrzymało Prezydenta? Możecie mi wyjaśnić, jaki ma związek z tragedią spóźnienie, skoro dziennikarz sugeruje, że coś w tym może być, ale w zasadzie nic? Komentarze pod tekstem piękne:
Czy takim wielkim problemem było zaplanowanie wylotu np o godz. 5.00 tak aby mieć bezpieczną alternatywę lądowania na innym lotnisku????? Moralnie odpowiedzialny za takie kiepskie planowanie na pewno już jest!!!!!
Tyle osób zginęło, bo pan Kaczyński zamiast wylecieć godzinę wcześniej i mieć czas na ewentualną zmianę lotniska wolał polecieć pół godziny za póżno, co zmusiło pilota do wariackich manewrów. Szczygło jako organizator też zginął.
Kaczyński wiedział, że leci do Rosji i wystarczyło minimum oleju w głowie, żeby przewidywać ewentualne komplikacje.Wystarczyło wylecieć trochę wcześniej.
to przez spóźnienie pary prezydenckiej, pilotowi kazali jak najszybciej dolecieć i nadrobić czas.
Nie wiem, czy o to właśnie Zielińskiemu chodziło, ale wśród "komentatorów" przybijająca większość sugeruje winę Lecha Kaczyńskiego. Już pojawiały się pogłoski, że na pewno Prezydent nakłaniał pilotów do lądowania w Smoleńsku, co zostało obalone. Wyszedłbym jednak poza kwestię "prezydencką" w swoich dociekaniach.
Pierwsza rzecz, która mnie zastanawia - gdzie były ciała? Na zdjęciach jak i amatorskim filmiku nigdzie ich nie widać. Mogliśmy dostrzec wrak samolotu, rozbity na części. Czy wykonano sekcje zwłok? Tym bardziej, że prokuratura bada amatorski filmik, na którym autor sugeruje dobijanie rannych i gdzie padają 4 strzały. O nim jednak krótko za chwilę. Kolejna sprawa bardzo zagadkowa - dlaczego samolot znajdował się na wysokości 2.5 metra przy ścinaniu drzew? Czyżby instruowani piloci przez wieżę kontrolną rosyjską myśleli, że są nad pasem startowym? Wszak do niego zabrakło naprawdę niewiele. Co do samej katastrofy samolotu - Tupolew Tu-154 był naprawdę ciężką maszyną, ważąca kilka ładnych ton. Jeżeli wierzyć, że po utracie skrzydła przechyliło samolot a następnie wbił się on w ziemię z ogromną siłą, to gdzie wyrwa w powierzchni? Przecież powstałby dość spory "krater". Czy tak porozrzucane części samolotu świadczą o tym, że ewentualny wybuch nastąpił przed zderzeniem z ziemią?
Wypada jeszcze zastanowić się nad informacjami ze strony rosyjskiej, jakie otrzymywaliśmy. Co z wiadomościami o 3 rannych ofiarach katastrofy? Skąd się wzięły, na jakiej podstawie? Czy była to tylko plotka? Dlaczego podawano błędne założenie końcówki dramatycznego lądowania a w końcu rozbicia? Pierwotna wersja zakładała przejechanie przez samolot sporej części pasa startowego i krach kilkanaście metrów poza nim. Sugerowano, że a to pilot nie znał rosyjskiego i miał problemy z kontaktem z wieżą kontrolną, a to jeszcze wcześniej słyszeliśmy o 4 podejściach do lądowania. Okazuje się, że uniwersalnym językiem w lotnictwie jest angielski, piloci dobrze znali rosyjski a do lądowania zbierali się raz. Skąd taka dezinformacja?
Śledztwo prowadzi prokuratura rosyjska jako gospodarz, a polscy śledczy de facto im asystują i z rozbrajającą szczerością stwierdzają, że odtajnienie dowodów zależy od woli tamtejszych prokuratorów. Badane jest m.in. nagranie zrobione przez niejakiego Andrieja Mendiereja. Słychać na nim strzały, ale daleki jestem od wyciągania zbyt ostrych wniosków. Zastanawiało mnie, jak to jest, że świadek na miejscu katastrofy filmuje tajniaków, dobijających ofiary, po czym wrzuca filmik w obieg Internetu bez uszczerbku na zdrowiu. W polskich forach internetowych przekopuję się po informacjach, że Mendierej nie żyje. Ponoć zmarł 16 kwietnia w szpitalu (?). Dziennikarze śledczy powinni ten wątek sprawdzić.
Nie podoba mi się wreszcie, że na czele komisji, badającej przyczyny katastrofy, stoi Władimir Putin. To oczywisty sygnał, iż może dojść do nacisków a w przypadku dowodów na zaniedbania ze strony rosyjskiej - ukrycia niewygodnej prawdy.
Moja opinia w całej sprawie po 10 dniach od tragedii? To nie był przypadek, choć daleki jestem od teorii zamachu, której jednakże wykluczyć nie można. Zawinili ludzie - ale bliższy jestem stwierdzeniu, że po stronie wieży kontrolnej i rosyjskich władz, niż polskich pilotów. Bo o nich powiedziano już niemal wszystko i nic się nie sprawdziło.
PS. Chłodny Żółw sprawdził - Mendierej żyje i ma się dobrze. Bardzo wątpliwe jest przesłanie jego filmiku.
Publicysta i redaktor Salonu24, "Gazety Polskiej", "Gazety Polskiej Codziennie", kiedyś "Dziennika Polskiego" (2009-2011, 2021-2023).
Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą.
Grzegorz Wszołek
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka