Trudno opisać to, co działo się dziś na Krakowskim Przedmieściu. Wczoraj pod ambasadą rosyjską zebrało się więcej ludzi, niż można było przypuszczać. Więcej, niż kilkaset, jak podawało TVN. Po ulicach stolicy przed kilkoma godzinami przeszedł marsz, który zgromadził kilka tysięcy ludzi. Władza tymczasem upamiętniała katastrofę na Powązkach. Bez syren, bez opuszczonych flag z kirem, po policzku od rosyjskich władz.
O czymś te tłumy świadczą. To nie jest tylko forma żałoby, opłakiwania zmarłych, ale również społecznego nacisku na śledztwo ws. katastrofy. Znak protestu na to, co od roku prezentuje Kreml, upokarzający co jakiś czas nasz kraj. Przy bierności naszych władz, które reagują albo zbyt późno albo zbyt koncyliacyjnie, podburzając z kolei emocje i dając amunicję przeciwnikom. I rządzący upamiętniali Smoleńsk - w wyniku również swoich zaniedbań - niemal kompletnie sami. Bo elektorat, na którym w większości bazują, kompletnie ignoruje fakt największej katastrofy powojennej Polski. Liczy się "tu i teraz", a tą filozofią tłumy - coraz trudniej - porywa premier.
Władza nie może ignorować tak dużej grupy ludzi, zatroskanych czy oburzonych tym, co wydarzyło się 10 IV i przez kolejne 365 dni. Stąd może nadeszła dziwna reakcja - jak na MSZ - ws. tablicy, upamiętniającej katastrofę.
Trudno jednak mieć nadzieję, że coś w postawie rządu się zmieni. Za kilka dni znów wrócimy do "przyjacielskiego dialogu", a o skandalu dyplomatycznym zapomnimy. Może nawet o Smoleńsku. Czy akurat to się uda? Dziś poznaliśmy odpowiedź.
Publicysta i redaktor Salonu24, "Gazety Polskiej", "Gazety Polskiej Codziennie", kiedyś "Dziennika Polskiego" (2009-2011, 2021-2023).
Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą.
Grzegorz Wszołek
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka