Bartosz Arłukowicz otrzymał stanowisko od Donalda Tuska i będzie zajmował się w rządzie tzw. wykluczonymi. Jak władza – i co najważniejsze sam były poseł lewicy – rozumie to pojęcie, pozostaje zagadką. Podobnie jak i motywacje, które skłoniły obie strony do współpracy.
Nowy nabytek rządu to przede wszystkim gwiazda komisji hazardowej. Trzeba podkreślić, że wówczas poświęcił wiele pracy, przygotowując się do kolejnych przesłuchań i doprowadzał do szewskiej pasji bohaterów afery: Drzewieckiego, Chlebowskiego, Sobiesiaka i Rosoła. Wskazywał nawet na „aksamitny przeciek” ze strony Donalda Tuska. Miał jak najgorsze zdanie o praktykach PO, poznał ciemną stronę partii, która w mediach nie jest uwypuklana. Chętnie udzielał komentarzy zainteresowanym. W każdej rozmowie podkreślał, że afera miała miejsce, a Sekuła i jego koledzy z komisji doprowadzili do skandalicznego przerwania prac i wybielenia byłych i obecnych znajomych z partii. Chętnie zbierał informacje również w sieci, czytał blogi. Czy dziś Arłukowicz, po zaproszeniu do współpracy od premiera, powtórzyłby to samo?
Wiarygodność Arłukowicza, który staje dziś ramię w ramię z politykami, broniącymi interesów Sobiesiaka i partyjnych kolegów, spada nie tylko ze względu na samą sprawę hazardową. Była gwiazda lewicy tak mówiła o PO ponad rok temu: „Jezus Maria, PO jest tak plastikowa, że aż mnie to boli. Właśnie ta plastikowość PO strasznie mnie wkurza. Nie znoszę jej". W tym samym wywiadzie dla „Polski” charakteryzował Tuska: „On jest strasznie miałki poglądowo, nijaki i podobny do nikogo”. Premiera oskarżał o brak reakcji na zażyłą znajomość Chlebowskiego i Drzewieckiego z Sobiesiakiem, o zabieranie naszych pieniędzy, o zbyt powolne reformy. Pitery nie mógł oglądać w telewizji, dziś minister od spraw – podobno – korupcji jest zachwycona z nowego transferu i chce mu wyjaśnić, na czym polega jej praca.
Polityk związany do niedawna z SLD, gdzie panuje antypisowski trend, zwykle z szacunkiem odnosił się do Jarosława Kaczyńskiego i PiS – to go wyróżniało od reszty czerwonego „betonu”. Na przesłuchaniu byłego premiera przed komisją hazardową obaj dowcipkowali, wymieniali wzajemne uprzejmości i uszczypliwości. Krążyły plotki, że Arłukowicza ciągnie tak do PiS jak i PO. Trudno powiedzieć, by się zaprzyjaźnił z Beatą Kempą i Zbigniewem Wassermannem, ale wszyscy, którzy rozmawiali z posłami z komisji hazardowej, wiedzieli, że wymieniona trójka polityków ze sobą współpracowała. Kiedy Sekuła miał chamsko zachować się wobec posłanki PiS w przerwie jednego z posiedzeń, Arłukowicz natychmiast się za nią wstawił. Szanował również śp. Wassermanna, którego w prywatnych rozmowach bardzo ciepło wspominał.
Z dzisiejszej perspektywy trudno w to uwierzyć, ale jeszcze kilka miesięcy temu zarzucał PO, że jej jedynym politycznym celem jest niedopuszczenie do rządów Jarosława Kaczyńskiego. Podczas wspólnej konferencji z Tuskiem o wszystkim zapomniał. I wypalił tak, jak sobie tego życzy premier: moim celem jest to, by lider PiS już nie rządził.
Arłukowicz dołączył tym samym do innych polityków-celebrytów, którzy swoją wiarygodność „sprzedali” dla stanowisk i poklasku środowisk, związanych z władzą. Sikorski, Marcinkiewicz, ostatnio tą drogą zmierza też Marek Migalski.
Dzień konferencji prasowej z premierem zbiegł się dziwnie w czasie z decyzją o ostatecznym umorzeniu afery hazardowej przez Prokuraturę Apelacyjną. I nie doczekaliśmy się wypowiedzi ministra, wykluczonego z SLD…
Tekst opublikowała "Warszawska Gazeta" w najnowszym numerze.
Publicysta i redaktor Salonu24, "Gazety Polskiej", "Gazety Polskiej Codziennie", kiedyś "Dziennika Polskiego" (2009-2011, 2021-2023).
Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą.
Grzegorz Wszołek
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka