Grzegorz Wszołek - gw1990 Grzegorz Wszołek - gw1990
3170
BLOG

Edmund Klich znowu nadaje

Grzegorz Wszołek - gw1990 Grzegorz Wszołek - gw1990 Polityka Obserwuj notkę 33

Nie można się dziwić, że Edmund Klich nie znosi Antoniego Macierewicza, który go często krytykował i kierował pisma do prokuratury wojskowej w sprawie działań i zaniechań akredytowanego przy MAK. Zdumiewa jednak, gdy osoba, mająca teoretycznie największą wiedzę o przyczynach katastrofy smoleńskiej w kraju, sama sobie przeczy i przyznaje się otwarcie do porażek, a skupia się na ostrej krytyce, by nie powiedzieć atakowaniu autorów "Białej Księgi".

A oto najważniejsze manipulacje Klicha w wywiadzie dla Onet.pl:

Edmund Klich:Naruszono pewne zasady regulaminu, bo Tupolew starował bez informacji o pogodzie w Smoleńsku. Jeśli nie otrzymali informacji, to nie powinni byli startować. Są przepisy, choćby regulaminu lotów, które mówią, że jeśli nie wiemy, jaka jest pogoda na lotnisku docelowym, to nie startujemy.

Niestety, dziennikarz Onetu nie śledzi doniesień z katastrofy smoleńskiej na bieżąco, dziwne, że tego nie robi też bezpośrednio zainteresowany Klich. Bo nawet "Gazeta Wyborcza" dwa miesiące temu opublikowała tekst, szeroko komentowany, o dwóch prognozach, jakie z Warszawy miała otrzymać załoga Tupolewa.

"Gazeta Wyborcza":Przed startem (godz. 7.27 czasu polskiego) dowódca Tu-154 kpt. Arkadiusz Protasiuk otrzymał prognozę pogody z godziny 6.10. A ta dla Smoleńska była dobra: widzialność do 5 tys. metrów, podstawa chmur 200-300 m. Około godz. 7 dostał kolejną, która informowała o pogarszających się warunkach: widoczność 1-3 tys. m, zachmurzenie i mgła.

Protasiuk otrzymał więc dwie prognozy, druga - wedle ustaleń gazety - miała być "podrasowana". Nikt dotąd za to nie odpowiedział. Jednak w żadnym przypadku nie można mówić o warunkach, uniemożliwiających lot. Edmund Klich manipuluje i mija się więc z prawdą podwójnie. Zauważmy, jak akredytowany przy MAK swobodnie mówi w tym miejscu - skoro nie mieli informacji o pogodzie, nie powinni startować z Warszawy. Zaraz jednak uzupełnia:

Edmund Klich: Lotnisko w Siewiernym nie było zobowiązane do przekazania informacji, skoro nie jest w systemie lotnictwa cywilnego. Tak naprawdę tego lotniska w ogóle nie było.

A więc nikt nie był do czegokolwiek zobowiązany, tylko piloci do tego, by wywróżyć warunki - skoro według Klicha nie wiedzieli nic o pogodzie w Smoleńsku, a Rosjanie nie musieli przekazywać informacji -i intuicyjnie nie lecieć. Taka jest logika akredytowanego, który sam sobie przeczy.

W tym fragmencie rozmowy Klich przyznaje się zresztą do ogromnego zaniechania. Z rozbrajającą szczerością twierdzi:

Edmund Klich:Nie badałem, jakie informacje metrologiczne otrzymała Warszawa przed wylotem.

Po pierwsze - skoro tego wątku nie badał, w jakim celu wypowiada się tak jednoznacznie? A jeszcze ważniejsze wydaje się to, dlaczego akredytowany przy MAK tego nie sprawdził? Jako osoba, zajmująca się katastrofą i nadzorująca prace MAK, miał taki obowiązek. Informacje meteorologiczne to ważny wątek, który pozwoli odpowiedzieć na pytania o stan wiedzy załogi o warunkach w Smoleńsku przed odlotem i zweryfikuje tezę o tym, że samolot nie powinien wyruszać z Warszawy. Klicha to jednak do dzisiaj nie obchodziło.

Akredytowany przy MAK nie zgadza się z opinią Macierewicza, jakoby załoga miała otrzymywać mylne dane z wieży kontroli lotów. Nazywa je "bzdurą", "fantastycznymi teoriami" i "ogłupieniem społeczeństwa". Mało tego, broni kontrolerów nawet za podawanie złych informacji o widzialności. To ciekawe, zważywszy na to, co sugerował po ujawnieniu raportu MAK w styczniu:

Edmund Klich: Jak można mówić, że rola kontrolerów była żadna, a odpowiedzialność cała spoczywa na załodze, jeśli ci kontrolerzy podają jakieś komendy, które mogą wprowadzić w błąd albo poprawić sytuację załogi!

W opiniach komisji Millera ze stycznia możemy przeczytać również stwierdzenia, w których padają wprost zarzuty - o błędach kontrolerów, spóźnionych komendach czy przekazywanych nieprawidłowo danych. Dlaczego akredytowany podważa zdanie swoje i komisji, badającej przyczyny katastrofy? Czy tylko po to, by odgryźć się Macierewiczowi?

I jeszcze jedno. Klich z rozbrajającą szczerością mówi, że sprawa remontów Tupolewa jest do sprawdzenia. Po prawie 15 miesiącach od katastrofy! Mając takiego akredytowanego, nie można się dziwić, że MAK robił z polską stroną to, co chciał. Czas na uderzenie pięścią w stół był w kwietniu i maju 2010 roku. Wtedy, gdy pojawiły się pierwsze symptomy gorszej współpracy w śledztwie. Edmund Klich pokornie dał się uciszyć przez premiera po wezwaniu na dywanik. Powinien więc milczeć i dzisiaj.

Wywiad w Onecie z Klichem

"Wyborcza" o prognozach pogody

Publicysta i redaktor Salonu24, "Gazety Polskiej", "Gazety Polskiej Codziennie", kiedyś "Dziennika Polskiego" (2009-2011, 2021-2023).  Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą. Grzegorz Wszołek Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (33)

Inne tematy w dziale Polityka