Andrzej Duda 1 września w Warszawie/KPRP
Andrzej Duda 1 września w Warszawie/KPRP
Grzegorz Wszołek - gw1990 Grzegorz Wszołek - gw1990
1918
BLOG

Miara prezydenta. Świetne wystąpienie Andrzeja Dudy 1 września

Grzegorz Wszołek - gw1990 Grzegorz Wszołek - gw1990 Prezydent Obserwuj temat Obserwuj notkę 80

To było jedno z najlepszych przemówień Andrzeja Dudy w czasie sprawowania urzędu prezydenta. I kto wie, czy słowa wypowiedziane na placu Piłsudskiego 1 września nie zapadną najbardziej w pamięci ze wszystkich publicznych wystąpień głowy państwa.

Mimo absencji Donalda Trumpa państwowe obchody wybuchu II wojny światowej nie straciły na randze i znaczeniu. Coś w tym jest, że najlepiej elitom politycznym wychodzi organizacja dużych wydarzeń, upamiętniających ważne momenty w historii. Szkoda, że i tym razem nie udało się przeżywać obchodów 80. rocznicy tego strasznego konfliktu zbrojnego w poczuciu absolutnej jedności. Polskie władze postanowiły tym razem przenieść uroczystości do Warszawy, by to do polskiej stolicy przyjechali najważniejsi przywódcy na świecie. Opozycja zorganizowała zatem alternatywne obchody w Gdańsku.

Trump nie chciał powtórzyć błędu Busha juniora

Amerykański prezydent nie mógł przylecieć do Polski z oczywistego powodu: straciłby bardzo ważny stan, jakim jest Floryda, w przyszłorocznej batalii o Biały Dom. Donald Trump nie chciał popełnić poważnego błędu, który ciągnął się za George’em 

W. Bushem. W 2005 r. prezydent Stanów Zjednoczonych zbagatelizował huragan „Katrina”, który spustoszył Nowy Orlean, i to kosztowało go utratę zaufania społecznego. Specyfika amerykańskiej wrażliwości jest zupełnie inna niż nasza. Doskonale powinni zdawać sobie z tego sprawę politycy Koalicji Obywatelskiej. W takich chwilach, jak upamiętnienie bohaterstwa i męczeństwa ofiar II wojny światowej, wszyscy muszą mówić jednym głosem. Tymczasem część niepoważnych chłopców, aspirujących do rządzenia, drwiło, a nawet wyrażało satysfakcję po tym, jak Donald Trump ogłosił, że zostanie na Florydzie z powodu nadciągającego niszczycielskiego huraganu. „Ale im dopiekł”, „dobrze im tak”, „pokazał nasze miejsce w szeregu” – dało się zewsząd usłyszeć.

Co się odwlecze, to nie uciecze 

Tymczasem, choć warszawskich uroczystości nie udało się maksymalnie zdyskontować politycznie, wydaje się, że to nic straconego. Można mieć zastrzeżenia do ogólnych uzgodnień między Andrzejem Dudą a Mikiem Pence’em, polskie władze bowiem liczyły na konkretne deklaracje w sprawie Fort Trump – czyli stałych baz amerykańskich w Polsce – i programu Visa Waiver. Ogłoszenie rychłego zniesienia wiz dla polskich obywateli byłoby zastrzykiem sporej energii dla Zjednoczonej Prawicy przed wyborami. Tak się jednak nie stało, bo nie spełniliśmy jeszcze wszystkich kryteriów. Co z odroczoną wizytą prezydenta Trumpa? Można się jej spodziewać przed wyborami parlamentarnymi. Będzie to zapewne ceremonia podobna do tej z 2017 r., gdy z wielką pompą przywitano gościa zza oceanu. Oprócz potwierdzenia wspólnych interesów i sojuszu, zarówno polskim, jak i amerykańskim władzom zależy na udzieleniu sobie pomocy. Trump wesprze niejako PiS w kampanii wyborczej swoim przyjazdem, co zdominuje przekaz obozu władzy na wiele dni i wytrąci argumenty z ręki opozycji. Z kolei amerykański przywódca zostanie powitany z honorami i postara się o głosy Polonii. Szkoda, że huragan na Florydzie zmusił prezydenta Trumpa do pozostania w kraju, lecz wydaje się, że dla meritum uroczystości rocznicowych nie miało to większego znaczenia. A co najważniejsze, świat usłyszał polską narrację historyczną na temat 1 września 1939 r. 

Wielkie przemówienie głowy państwa 

Przemówienia Andrzeja Dudy, prezydenta Niemiec Franka-Waltera Steinmeiera i wiceprezydenta USA Mike’a Pence’a znakomicie się dopełniały. Na polskiej ziemi padła bardzo ważna niemiecka deklaracja: „To my jesteśmy odpowiedzialni, żyjemy z piętnem rozpętania wojny, nie możemy uciec od odpowiedzialności za krwawy, światowy konflikt sprzed 80 lat”. Steinmeier odwiedził Wieluń, dzięki czemu to „senne miasteczko” może trwale zagościć w zbiorowej świadomości niemieckich obywateli. 

Z kolei Andrzej Duda wygłosił takie przemówienie, jakiego można oczekiwać od głowy państwa polskiego. Wszystko było na swoim miejscu: liczne konteksty historyczne, odwołania do konkretnych liczb ofiar, przypomnienie o najważniejszych faktach z okresu 1939 r. i późniejszego. Ale co najistotniejsze, prezydent nie przemawiał tylko do polskich odbiorców i zgromadzonych na placu Piłsudskiego. Bardzo rozsądnie i w wyważonych słowach odniósł się do wypowiedzianej w 1939 r. Niemcom wojny przez Francję i Wielką Brytanię, co nie przyniosło wsparcia walczącej Polsce. Europa Zachodnia na zbyt dużo pozwoliła Adolfowi Hitlerowi, prowadząc wobec Berlina politykę appeasementu. Dalsza analogia w przemówieniu Andrzeja Dudy była oczywista, choć agresor celowo nie został wprost wymieniony. Chodzi o Rosję, która zagraża europejskiemu bezpieczeństwu – trwa wojna na Ukrainie, wywołana przez Kreml, zatem nie można robić z najeźdźcą interesów, potęgujących tylko obraz bezradności przywódców na kontynencie. – W 2002 r. Gruzja, a w 2014 r. Ukraina. Jeńcy wojenni, wojna, niebezpieczne incydenty i prowokacje wojskowe. To my musimy być zdecydowani, bo to nasza odpowiedzialność, by nigdy nie doszło do wojny takiej, jak w 1939 r. – przypomniał prezydent w Warszawie. Za ostro? Analogia nietrafiona? Choć wojna nam nie grozi, to w latach 30. – pomimo coraz dalej idących zakusów Hitlera – też mało kto dmuchał na zimne. W obecnych czasach od ekspansji terytorialnej większe znaczenie ma przewaga surowcowa, w tym energetyczna. Bardzo dobrze się stało, że opinia publiczna w Niemczech i Francji usłyszała stanowcze weto wobec niejednoznacznego traktowania Putina. Był to najcelniejszy strzał Andrzeja Dudy, jaki można było oddać 1 września.

Politpoprawne wygibasy „Wyborczej” 

Naturalnie wystąpienie polskiej głowy państwa zostało odnotowane przez antypisowskich komentatorów. Zwracali uwagę na rzekomy kontrast między przekazem płynącym z przemowy Steinmeiera, który przepraszał naród polski, a agresywną roszczeniowością Dudy. Publicyści „Gazety Wyborczej” najchętniej nie wspominaliby o wojnie na Ukrainie, nie przywoływaliby w tym kontekście Rosji, a już jakiekolwiek przypomnienie – i to w bardzo łagodnych słowach – o tym, jak nas zdradzili sojusznicy 80 lat temu, wydaje się niemal zbrodnią. Polityczna poprawność doprowadziła niektórych redaktorów do wniosku, że na całe szczęście z powodu braku Trumpa PiS nie przybędzie punktów wyborczych, a właściwie obchody były bez znaczenia. 

Idę o zakład, że zupełnie odmienne są odczucia większości społeczeństwa, które widzi sprawy zupełnie inaczej. I jeszcze jedno – gdyby Andrzej Duda witał zagranicznych gości, określając ich mianem „egzotycznych”, niektórzy dziennikarze i opozycja nawoływaliby do impeachmentu. A tak właśnie zachowała się Aleksandra Dulkiewicz, która w Gdańsku popełniła gafę i obraziła de facto burmistrza Londynu Sadiqa Khana. Doskonale widać tu różnicę między formatami wystąpień prezydenta RP i włodarza Gdańska. Jeśli komukolwiek z opozycji zaświeciła się w głowie lampka z nazwiskiem Dulkiewicz jako kandydatki w przyszłorocznych wyborach, powinien dla własnego dobra szybko zmienić zdanie. „Nowa nadzieja” Gdańska nie przystaje do powagi funkcji, którą pełni.

Jeśli zatem opozycja chciała wykorzystać obchody rocznicowe do podkreślenia własnej podmiotowości i skontrowania rządzących, to plan zupełnie się nie powiódł. Politycy Koalicji Obywatelskiej 1 września byli skryci w cieniu albo – tak jak prezydent Dulkiewicz – zupełnie nie pomogli. Czy dożyjemy czasów, w których opozycja i rządzący będą mogli wspólnie obchodzić ważne, historyczne daty ponad podziałami?

Tekst został opublikowany w "Gazecie Polskiej Codziennie"

Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą. Grzegorz Wszołek Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka