Xylomena Xylomena
60
BLOG

Czy maskami i szczepieniami uda się kogoś zbawić?

Xylomena Xylomena Społeczeństwo Obserwuj notkę 1

Z czego się bierze czytanie znaków? Przeczucia, przewidywania, rozpoznawania? Z powtarzalności. To nic odkrywczego, wręcz baza wszelkiej przezorności i odruchów, wyborów.
Tu parcie na pęcherz, to znak, że będę sikać, bo już to znam, gdy nauczono mnie, żeby tego nie ignorować. Noc - warto pomyśleć o wyspaniu się, bo za wiele jutro nie zwojuję bez tego dobra dla ciała itd.
Oczywiście nie tylko w sprawach dotyczących ciała, czy osobistych, jednostkowych, człowiek korzysta ze znaków/nawigacji jak zareagować, jak się dostosować lub przeciwstawić.
Tyle, że jego kierowanie wzroku/zainteresowania nie jest tak wszechstronne, czy choćby w stałym skupieniu/napięciu, żeby miał powód myśleć o sobie, że czyta wszystko i prawidłowo. Bliższy prawdy jest mając się za ślepca, choćby mając oczy. Bo, czy z oczami, czy bez oczu, ma potencjał nieczytania znaków np. z lenistwa do tego, z uporu, co chce widzieć i rozumieć (zafiksowanie). Ale i bez złej woli, ponieważ ludzie nawzajem mają skłonność do warunkowania się, na co patrzeć, jak zinterpretować dane znaki i dokonując nawet gwałtów na tym polu, tworzeniem systematyzacji, normalizacji, reguł, osądów. Choćby przez założenie identyczności (fizjologicznej, psychologicznej i duchowej).
A już dokładając czynnik celowego wprowadzania w błąd, czyli rozmyślnego działania na szkodę, człowiek może być pewien, że taka opcja w ogóle istnieje, choćby w przeogromnej swej próżności upierał się, że akurat jego nie dotyczy, nie spotkała, bo błędów w czytaniu nie dokonał, a tylko czyta na swoją miarę... I perfekcyjnie nie musi. Bo?
Mi tam nic o tym nie wiadomo, że człowiek nie jest w przymusie rozumienia, po co żyje, jak żyje, jak komunikuje, z kim i o czym. Dopóki obserwuję oddziaływanie ludzi na siebie, mam powód zakładać odpowiedzialność jednych za drugich i konieczność eliminowania działań niewiadomych co do skutków, z nieprzeczytanych znaków. Jako postęp w nauce. Tym bardziej konieczność nieignorowania już pojętych. Nieważne, czy zbiorowo, czy jednostkowo.
Jakby to miało być inaczej? Czy człowiek, który już wie, że za łagodność psa nie da się ręczyć własnym słowem, może mieć pretensje po pogryzieniu do właściciela, iż ten zapewniał, że pies nie ugryzie? Nie według wiedzy, którą posiadł, ponieważ zgodnie z tą, sam podjął ryzyko, zbliżając się do psa. Podobnie - jeśli miliony  ludzi wiedzą, że urodzili się umiejąc mówić i chodzić, a tylko nierozwinięcie ciała ukryło tą ich umiejętność, czy z powodu swojej masy (umowy) mogliby w sprawiedliwości powołać uczelnię mówienia i chodzenia, nadawania tytułów uczoności, ogłaszając się w tym darczyńcami godnymi wynagrodzenia? Wyłącznie przez zignorowanie posiadanego daru, czyli w niewdzięczności.  Darmo dostali, a siebie w tym na dawców mianowali...
Gdyby żyli w postawie niezwodzenia od znanej sobie prawdy, nie tylko nie tworzyliby certyfikatów i stopni od umiejętności, których dawać nie potrafią, ale jeszcze odciągali od oszustów, głośno do darów przyznając, że nie z ludzkiego wyuczenia pochodzą.
Im dłuższy czas obserwacji siebie i ludzi, tym sprawniejsze przewidywanie skutków działań, skutków zdarzeń i czynników zewnętrznych, o ile bez wypierania znaków, które ma się dane do rozpoznania/pojęcia. Bo sama starość z nikogo mędrca nie czyni. Kto najmniejszą prawdę odrzuca, cały obraz sobie zafałszowuje, chociaż i tak jest on szczątkowy. Tak niemożliwa jest mądrość i postępy w niej bez sprawiedliwości uczynków. Morze słów nie potrafi o niej zaświadczyć, ani jej utrzymać przy fałszywych krokach – stawaniu w opozycji do osiąganego poznania. I tak własne nogi mogą być największym hamulcowym rozumu.
A dojścia do Jezusa? Tym bardziej.
Jaka szkoła zaczyna swe dzieje od tego, że jest cennym darem, o który warto zabiegać, opłacać, a kończy na tym, że staje przymusem i więzieniem, z którego nie sposób się wykupić? Jakie udogodnienie i wygoda lub lekarstwo, wprasza się jako te, które służy na zawołanie i dla chętnych, a upowszechnione zamienia w kryterium kary, gdy go nie potrzebować? To pytania z powtarzalności do zaobserwowania w świecie. Jak dla mnie - znaki - co nie jest nauką Jezusa i co nie jest w stanie służyć ludziom, leczyć ich.
Pochopnie nie chcę tego wypatrywać we wszystkich zdarzeniach na drodze, ale chciał - nie chciał, gdy spotykam człowieka rozczarowanego, że się zaszczepił, jak rząd chciał, a „niczego z tego nie ma”, bo niczym go jak dotąd nie wyróżniono przed tymi, którzy tego nie uczynili i dalej musi nosić maskę, to mam bardzo silne skojarzenia z absolwentami uczelni (nie twierdzę, że wszystkimi), oczekującymi upokorzenia przed nimi kogoś, na upokorzenie kogo liczyli całą swą „edukacją”, czy to atrybutami władzy, czy wynagrodzeniem za pracę, splendorem z tytułów, rozumianych jako swoista nadrozumność (nadludzkość?).
Słyszałam też wzburzoną kobietę, która na widok ludzi bez masek w parku lub z odsłoniętymi nosami (jednych i drugich zliczała) zaczęła tłumaczyć znajomej, że to przecież zupełny brak szacunku do... samych siebie.  Żadnym rozmyślaniem nie wpadłabym na to, że ktokolwiek zakłada maskę medyczną na spacer po parku przez cześć dla siebie. Musiałam usłyszeć to na własne uszy. Ta postać wyraźnie mogłaby pocieszyć rozczarowanego szczepieniem, gdyby nie to, że pewnie nigdy się nie spotkają.
A w telewizji ordynariusze masek i szczepień wymyślają jakieś teorie, że ludzie spełniają ich oczekiwania w obawie przed zakażeniem – fantaści bez pojęcia o niezgłębionej naturze człowieka. Póki człowiek sam nie wpadnie na to, czego się boi, to wyręczanie go w tym musi napotykać jedynie interpretacje, dlaczego ktoś to robi za niego. I chociaż to zdaje się być piękne, gdy odpowie sobie, że z miłości, to już dokładanie takiej miłości warunków działania jak w transakcji, gasi to piękno i przypomina jedynie prostytucję. Jako wszystko, co o miłości wie.

Xylomena
O mnie Xylomena

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo