Xylomena Xylomena
151
BLOG

Piasek w trybach

Xylomena Xylomena Społeczeństwo Obserwuj notkę 0

Czy wybieganie myślami naprzód i układanie ciągle nowego planu, to jest nadzieja? Bo przy krótkim dystansie np. takim na parę godzin, na plan dnia i zmieszczenie wszystkich klocków z planów wcześniejszych, choćby najbanalniejszych bez których nie powstanie posiłek, postanowień, czy zobowiązań z tej strony czasu, która jest przeszłością, to już wygląda tylko jak konieczność, a czasami nawet jako upierdliwy znój. Nic do rozkosznego uśmiechania się w duchu, jak to będzie przyjemnie... 
Oczywiście co do tożsamości, czy to tyle samo co „dobrze”, można się wahać bez końca w zależności od tego, czy człowiek się uprze mechanicznie dopiąć planu, nie oglądając na czyjeś koszty i rozumienie, nie starając ujrzeć czegoś szerzej, czyli przyglądać ludziom poza sobą. Przecież i Ewa nigdy nie odróżniłaby przyjemności od dobra, nie uwierzyłaby do śmierci w istnienie takiej różnicy, gdyby z dwójki synów jeden drugiego nie zabił z zazdrości o zaspokojenie Boga. A od kiedy człowiek zadowolony przez kogokolwiek może nie być miły dla całej reszty? Czyli co za nieszczęście mógł ujrzeć Kaim w tym, że Abel wywołał uśmiech Boga? Zupełnie nic poza własną niesprawczością, że coś dobrego stało się bez niego, bez jego "zasługi". Tak to dobre uczynki do końca świata poruszają zło do żywego… przeciw żywemu… życiu. Bo w ich świetle czuje się ono niewidzialne, bez znaczenia. Żaden tam Kaim jako uosobienie zła, tylko zło jako niemoc, przez zderzenie z którą w każdym potrafi odzywać się poczucie krzywdy, na którym buduje swój świat do bycia zauważanym; do tzw. zaistnienia. A stąd tylko krok do marzeń wcale nie dobrych. I wówczas też nazwać to nadzieją jako cnotą boską? Żadnym cudem... Niemożliwe. 
Kto trochę żyje na tym świecie, wie, że różne są sposoby na wyrywanie się z krzyża niemocy, przygwożdżenia, że to nie ja jestem sprawcą/sprawczynią dobra i miłości. Aczkolwiek w ostatniej kolejności podejrzewa się taki właśnie powód, motywacje karier i tzw planów życiowych, relacji z ludźmi. Nie trzeba dosłownie zabijać uroczego Alba, do którego raz uśmiechnął się Bóg bez żadnego powodu. Bez powodu, bo to tylko zło potrzebuje taki wypatrzeć, zdefiniować dla przejęcia sterowności nad łaską. Nad szczęściem i uszczęśliwianiem. Dlatego trzeba je karmić opisami jak smoka owcą wypchaną siarką. Póki wierzy, że przejmie władzę nad miłością, poznaje siebie; naturę swego niezaspokojenia. I odkrywa swój pęd do łaski w czyjeś miejsce na czyjś sposób i podobieństwo. A mechanizmy społeczne zdają się to właśnie ułatwiać i takim osiągom sprzyjać – wejdź na to stanowisko, na ten szczebel, na to podium, czy w taką rolę społeczną, a wówczas będziesz w świetle widzialności, która cię uszczęśliwi. Do tego dołącz posiadania, akcesoria czy atrybuty poszczególnego „sukcesu”, żeby mieć namacalny dowód zaistnienia, a nie ulegania złudzeniu, że ktoś cię zna, odróżnia od pozostałych  i jeszcze docenia, czyli darzy łaską…   Od razu widać, że to jakaś lipa, aż za wyraźnie.
Czy zatem prawdziwą łaską poznać po tym, że wszystko z tych planów zaczyna się sypać, zawieszać, stawać w miejscu, że ani kroku dalej, bo już żaden plan nie chce się ziszczać i nawet przy banalnym obieraniu ziemniaków, które zawsze wychodziło zaczyna lecieć krew z palca, a kubek wypada z rąk i nie daje zaczerpnąć łyka spragnionemu gardłu?  Przecież wszystko, cały ludzki rozum, mówi wówczas, że to niełaska właśnie, gdy już nic nie można i łzy same cisną się do oczu z bezradności.  Albo, czy wobec tego należy sobie wybrać, co mamy za łaskę lub jej brak? Postanowić tą słynną nadzieję wbrew nadziei, niezależną od poczucia niemocy i porażek właśnie? 
To jaka z tego wyjdzie komunikacja Boga z człowiekiem, jeśli bez rozumienia nadawcy? Prędzej zwątpienie, że samemu trzeba nadawać sens własnemu życiu i istnieniu świata. Przez analogię - jeśli zacznę po swojemu interpretować język chiński, gdy nie znam go ani trochę, to może i wyjdzie mi dobra relacja w Chińczykiem, wszystko tłumacząc sobie na jego zadowolenie, ale świadomość nierozumienia, czyli wyobcowania, zostanie.  
Relacje rodzice-dzieci potrafią zostawić bardzo trwałe rozumienie, że zakaz robienia czegoś, ograniczenia, pojawia się z niezadowoleniem rodziców, służy wymuszeniu zmiany zachowania. Podobnie te w szkole i potem w pracy – wychowywanie, formowanie. Często paradoksalne, gdy ktoś usiłuje nas siłą przerobić na to kim jesteśmy bez żadnych przeróbek i paragrafów, co daje efekt zainteresowania, co jest za granicą, czy istotnie coś bliższego nam samym i zaczynają się zakręty w tożsamości. Czy to ja aż tak siebie nie znam, czy tylko kogoś ani trochę nie obchodzi poznanie, bo tak pasuje mu rola naprawiacza innych ludzi, strażnika, „męczenia się” z nimi. Rodzą się frustracje, nienawiści, negacje lub odwracanie się samemu. 
I czy te wszystkie doświadczenia międzyludzkie należy ekstrapolować na Boga? Bo właściwie, czy nie do tego służą? Skoro Bóg nie daje mi czegoś zrobić, czy w ogóle kolejnego dnia do przeżycia dla mnie lub kogoś bliskiego, to znaczy – jest niezadowolony – takie rozumienie jest odruchowe, najprostsze. 
A potem przychodzi Boże wbijanie ludziom do głów, że wasze myślenie nie jest moim myśleniem i już zupełnie nie wiadomo o co chodzi. Jak to poznawanie ma się odbywać, czego się trzymać, skoro pewniakiem ma być tylko, że Bóg podobny do mnie nie jest? Może być coś ciekawego w zupełnie obcym, odmiennym, żeby chęć takiego poznawania w sobie wzbudzić?  No jeśli to na tym polega wymóg, powinność człowieka wobec Boga, to niech ma te wszystkie modlitwy, recytacje, rytuały, bo istotnie człowiek sam dla siebie nie mógłby zapragnąć czegoś analogicznego od nikogo; do ludzkich potrzeb niepodobne to ani trochę. Ale co do skutku to przecież tylko pielęgnacja właśnie tej obcości, niczym dzierganie ołowianego wdzianka, które jest coraz cięższe i cięższe, aż już nie do udźwignięcia, gdy już niczego się od życia nie chce poza powiedzeniem: „Dajcie mi wszyscy święty spokój razem z tym swoim Bogiem”… 

No nie wiem. 

Xylomena
O mnie Xylomena

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo