Xylomena Xylomena
403
BLOG

Nieposłuszeństwo ludziom, a Bogu jako grzech jednakowy

Xylomena Xylomena Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 13

We własną głupotę łatwo zwątpić, tylko od tego, że się widzi cudzą (czyjąkolwiek), dlatego człowiek ma słaby odruch opiekowania się głupimi, a silny do pouczania, jakby nic lepszego zrobić dla ludzi nie mógł. Tym samym świat zdaje się składać z samych pouczających, gdy już usta ktoś otwiera (podobnie do pisania zbiera), bo każdemu łatwo kogoś głupszego od siebie wypatrzeć i żarliwie do swojej mądrości skłaniać.
Co na szczęście nie znaczy, że ławo, bo jak widać prawdziwej mądrości nie byłoby w tym za grosz, żeby się z cudzymi głupimi identyfikować i naukom takim poddawać, gdy nic nie podpowiada, że mówca, czy piszący wie kto poza wyobrażanymi głupcami go słucha lub czyta. A choćby nawet wierzyć, że czyjeś słowa są czymkolwiek więcej poza dialogiem z własnym sumieniem, czy minioną wersją siebie (ta jakimś cudem zawsze brana jest za głupszą) i mają kontekst osobowy, bo poza przemową widać jeszcze wolę mówcy lub piszącego do komunikacji z własnymi słuchaczami lub czytelnikami – jest on skłonny mierzyć się z tym do kogo realnie przemówił i co swoimi słowami zrodził – to identyfikacji o ich pożytku i tak nie ma jak powziąć przed znalezieniem własnych odpowiedzi, czego się w słowach szuka. Mogę widzieć, że dane słowa nakłaniają do tego, czy tamtego, ale dopóki sama nie wiem, czy bliższy mi pokój, czy wojna – co do jakiej sprawy – to i pożytkować do żadnej ich nie będę. 
Trochę lepiej pod tym względem (opieki) idzie człowiekowi w relacji z własnymi dziećmi, jeśli je posiada; z wszelkimi ludźmi nad którymi sprawuje pieczę. Nie tyle przez wzgląd na poczucie odpowiedzialności, ale wprost przez żywe doświadczenie i obserwacje, czym jest nieposłuszeństwo słowom z „głupoty” - żądzy kierowania rozumieniem własnym/odrębnym. Jakie fatalne skutki potrafi sprowadzić na nieposłusznego, ignorującego polecenia szczerze zatroskanego i dzielącego się swymi najlepszymi radami. I co dziwne, że im większa miłość, to nie musi być jakaś wielkiej wagi sprawa, czy nawet faktycznie mądre polecenie, żeby jego zignorowanie   okazało się groźne w skutkach, których w życiu nikt by nie życzył podopiecznemu. Jakby już same role między ludźmi potrafiły wpisywać się w prawa, za którymi obstają siły przerastające moce człowieka i jego wpływ na zdarzenia.
Czy wobec takiej adwokatury prawdziwie troskliwy rodzic będzie się skupiał na wydawaniu poleceń, gdy już zna swoje dzieci z nieposłuszeństwa? Choćby to były same zbiegi okoliczności, to będzie wolał na dzieciach tego nie sprawdzać i nie kusić losu badaniem praw, jak może się komu noga podwinąć i do upadku doprowadzić.
Dlatego tak jak sama nauczyłam się swoje polecenia powściągać, dając przyzwolenie na popełnianie własnych błędów, tym, na których mi zależy, to i pozwalam sobie żywić nadzieję, że tym łatwiej przychodzi to Bogu, żeby mnie za taką moją głupotę oszczędzać, która by mnie przywiodła do nieposłuszeństwa karze podlegającego.
Ale oczywiście, to nie jest żadna reguła, że co rodzic, to wzdryga się przed upadkiem dziecka za nieposłuszeństwo. Rola rolą, a postępowanie i całe postawy w jej ramach są zindywidualizowane, więc i niejeden może mieć za troskę całkiem inną miarę i wręcz chcieć korzystać z nieszczęść podopiecznego do podnoszenia swojego autorytetu. Włącznie z tymi zdarzeniami, których nie zna i nie rozumie, a nie tylko, które przewiduje jako konsekwencje nieposłuszeństwa - że to taka najszybsza droga do pokory, do nie wynoszenia własnego rozumu. Albo uzna, że lepiej kogoś zbić samemu, niż czekać na objawienie się nie wiadomo jakiej kary Boskiej (czy jakoś jeszcze inaczej pojmowanej). I ten nie wydaje się wyrodny przy takim podejściu.
W każdym razie nawet bez powiązań z wiarą w Boga i wyposażenia w jakiekolwiek atrybuty stąd płynące opieka nad kimś nieuznającym mądrości opiekuna, niezainteresowanym przyjmowaniem pouczeń ma dużo wspólnego ze stosunkiem do wybaczania, bo jakby nie patrzeć jest to zdeprecjonowanie, odrzucenie czyjejś roli, starań, które bez wybaczenia do niczego dobrego prowadzić nie może. Chociaż można sobie wyobrazić jakieś okoliczności, że czasem odrzucenie jest słuszne, bo ludzie to stworzenia dochodzące do różnych perfidii i potrafią nie mieć nic wspólnego z faktycznym opiekowaniem, a jedynie funkcją, ale generalnie nieposłuszeństwo podopiecznego, to mianowanie się na kogoś ważniejszego od tego, kto ponosi takie, czy inne straty z tytułu sprawowania opieki, a więc wyrządzenie niesprawiedliwości/krzywdy. Takie swoiste wydarcie się o zabawkę jakby wszystkich wcześniejszych nie dostało się darmo i bez roszczenia. Próba przejęcia kontroli nad tym, kto cię w swoim epicentrum postawił.
Bo żeby to było tylko wypowiedzenie stosunku opiekowania, że ja już sobie odchodzę spod twojej opieki i poradzę sam/sama, do czego mnie przyuczasz, to by się spokojnie wpisywało w przejaw dojrzałości, etap rozwoju. Podobnie też w drugą stronę, że rodzic żadnego polecenia nie ma już do wydawania, gdy widzi w dziecku dorosłość (Czy nie dlatego Jezus pyta w godzinie śmierci:”Boże czemuś mnie opuścił?”?). Jednak nieusłuchanie polecenia, gdy ono występuje to tylko nieposłuszeństwo i już. I wymaga baczenia wobec kogo się je czyni, czy można sobie na nie pozwolić bez zaciągania długu, bez przejawienia niewdzięczności lub nawet wzgardy.
A wybaczenie nieposłuszeństwa wybaczeniu nierówne nawet między wierzącymi, czy też szczególnie wśród tych. Bo jeden je uczyni dla chęci ochrony osoby, której wybacza, a drugi właśnie dla zostawienia pomsty Bogu, czyli nawet poszukując kary dla kogoś za doznane przez siebie krzywdy.
Jak odróżnić jedno od drugiego, czy też jak przejawić/wykonać na pewno to dobre?
Według Biblii jeden z faraonów (ten, na którego upór w zatrzymywaniu pod swoją władzą Izraelitów ściągnął Bóg), zabiega o dobre wybaczenie po niejednej pladze uznając swoją grzeszność i starając wyrazić wiarę, iż dosięgające go kary pochodzą od PANA np. po pladze szarańczy: „Zgrzeszyłem przeciwko PANU, Bogu waszemu i przeciwko wam. Wybaczcie mi jednak i teraz mój grzech. Pomódlcie się do PANA, waszego Boga, aby tylko oddalił to śmiertelne zagrożenie.” i po gradobiciu: „Zgrzeszyłem przyznaję. PAN postąpił sprawiedliwie, a ja i mój lud jesteśmy winni. Módlcie się do PANA, gdyż pioruny i grad stają się nie do zniesienia. Pozwalam wam iść, nie będę was dłużej zatrzymywał.”
Faraon jest bardzo świadomy, że powinien targować się o modlitwy mających mu wybaczyć, a nie że oni sami tego wybaczenia dokonają i wystarczy - nikt już ich nie pomści, a tym bardziej, że zadziałałoby już samo posłuszeństwo i wystarczyłoby tylko pozwolić odejść Izraelitom, bez żadnego kajania przed nimi za bycie nieposłusznym ich roszczeniu.
Też ciekawe, że faraon ma za grzech po prostu nieposłuszeństwo wszelkie, nawet ludziom, bo przecież niemożliwe, że bierze własnych niewolników za Bogów i dlatego wyznaje, że zgrzeszył także wobec nich. Dzisiaj przy coraz dziwniejszych definicjach grzechu takiego pojmowania już się nie prezentuje, nawet przy dołożeniu Boskiego usynowienia ludzi. Prędzej, że grzechu żadnego mieć nie można/nie da się  mieć, dopóki nie jest się ochrzczonym (próba podważenia, że faraon go miał?). Owszem jest wskazanie do szukania zadośćuczynienia ludziom za krzywdy, ale bez wyznawania sobie, że oto jestem grzesznikiem wobec ciebie, więc bez twojej modlitwy nie podniosę się już z nieszczęścia – ulituj się nade mną i módl do Boga, żeby także się zlitował. Są wybaczenia i prośby o wybaczenie, ale ludzie sobie, a Bóg w oddzielnej kolejce i w ogóle nie przez tych pośredników, u których się zawiniło...
Czego wcale nie jestem pewna, czy tak powinno być, czy o tym jest mowa w Nowym Testamencie, wedle słów, że jedni przed drugimi mają wyznawać swoje grzechy i modlić za siebie wzajemnie.         

Xylomena
O mnie Xylomena

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo