YanH, Bezwstydny Pułk
YanH, Bezwstydny Pułk
Krzysztof Hoffmann Krzysztof Hoffmann
560
BLOG

Bezwstydny pułk (бесстыдный полк)

Krzysztof Hoffmann Krzysztof Hoffmann Społeczeństwo Obserwuj notkę 4

Wygląda na to, że symetryzm, o który mnie ileś razy oskarżano, został wystawiony na tak ciężką próbę, że pozostała go już ledwie kupka mieszcząca się w pudełku od zapałek. Cała jego reszta, w tym logika i podstawy, to już wióry. Czasy są niestety jednak zerojedynkowe i na pełne wyrozumiałości i empatii spojrzenia na sprawy trudne nie ma teraz najzwyczajniej miejsca. I możliwe, że już nigdy go nie będzie. A tym bardziej nie ma miejsca na prywatną i publiczną dyplomację, omijanie gór lodowych w imię zgody, pojednania i sprawiedliwości. Nie szanuję wprawdzie typów, którzy w każdej sytuacji mają swoją zerojedynkową rację, którzy mówią mi "jak jest" (jak "podróżnik" Cejrowski, "książę" i niedoszły elekcyjny władca Polski Max Kolonko czy "polityk" albo raczej pieniacz, zbok i najzwyklejszy wariat Korwin-Mikke) i swą czarno-białą wizją świata często go do reszty psują na wybranym w danej chwili polu, jednak nawet dla mnie tkwienie dziś w bezmyślnym przekonaniu, że wrodzone miejsce racji jest pośrodku, dobro zaś za każdym razem w końcu tryumfuje to postawa mało dzisiaj racjonalna i naiwna, przede wszystkim zaś trująca i szkodliwa.

    - Bo skakanie po nagrobkach, nawet ruskich, z czasów drugiej wojny to jest nadal hańba dla skaczących ale przecież może wcale by tu ich nie było gdyby nie dzień 17 września i kooperacja z faszystami i Hitlerem w podpalaniu świata, choćby tylko na początku? Może wspominając zmarłych i stawiając im trociczkę, poruszymy przy okazji kwestię odpowiedzialności Rosji za początek II wojny? Ona nie zaczęła się w czterdziestym pierwszym jak uważa cała Rosja a dwa lata wcześniej. A po drodze do otwarcia frontu z faszystami były deportacje, łagry, Katyń... Myślę, że rosyjska ropa, gaz i wódka nie są warte pomijania a tym samym negowania tych dwóch niemal lat sowieckich rządów, okupacji i terroru.

    - Bo wyzwalanie miast i miasteczek od hitlerowskiego buta było dobre ale czy na pewno zmiana w but sowiecki była wyzwoleniem czy kolejną, jawną okupacją, połączoną z gwałtem, krzywdą i kradzieżą na niespotykaną dotąd skalę. Bo niemiecki żołnierz kradł w muzeach i salonach a sowiecki praktykował głównie mieszkaniówkę, biorąc wszystko jak popadnie, włącznie z fajansowym kiblem, nocnikami i majtkami okradanych.

    - Bo ten "nieśmiertelny pułk" siał spustoszenie w rotach wroga od spokojnej Wołgi i cichego Donu aż po Łabę, płacąc cenę w krwi w nierównych nieraz walkach i nie ustępując ani kroku. Lecz nie tylko w rotach wroga ale też w szeregach kobiet wroga, dzieci wroga, dziadków wroga, czasem nawet zwierząt wroga - jak to raz zaśpiewał Brassens oraz Zespół Reprezentacyjny: "(...) wszystko prócz jeża i mnie....od razu rżnie". Łamały się młode życia Bogu ducha winnych kobiet, staruszkowie zaczynali schodzić na rzeżączkę i syfilis, tak jak owce, kozy, krowy, na świat przychodzili różowiutcy i rumiani chłopcy Półtora Iwana, co do których badania genetyczne (gdyby wtedy istniały) okazać się mogły bezużyteczne bowiem wskazywałyby, iż dzieciak ma co najmniej czterech ojców i dwa razy tylu chrzestnych.

Można mnożyć te przykłady jak powyżej, to dopiero czubek góry lodowej, o którą - taką mam nadzieję - już niedługo rozwali się dryfujący po wodach międzynarodowych i tym samym wciąż nieosiągalny dla pocisków, russkij wojennyj korabl. Jeszcze pół roku temu pomyślałbym pewnie o dziejowej konieczności ale wspomniał też tych zwykłych marynarzy, idących na dno za to, że urodzili się pod niewłaściwą gwiazdą. Dziś mało mnie to już obchodzi, dziś nucę sobie pod nosem niezakazaną (choćby przez siebie samego), okupacyjną piosenkę: 


  Siekiera, motyka, końskie zgrzebło

  Na pokładzie zdrowo jebło

  Siekiera, motyka, wrogów rój

  Pójdzie na dno ruski chuj!


Oby jak najszybciej i jak najgłębiej.

***

A "bezsmiertny połk"? Albo raczej "bezwstydny pułk"?

To właśnie on stał się grabarzem mojego symetryzmu.

Bezsmiertny czyli nieśmiertelny pułk to akcja społeczna Rosjan w Rosji oraz poza Rosją, to element budowania narodowej dumy i poczucia bycia wyjątkowym wśród narodów. Swoją drogą ciekawe, że Rosjanie narodową dumę i budują nieprzerwanie i z mozołem od już blisko wieku - od dwudziestu lat zaś bardzo desperacko - nie potrafiąc nadal jej poprawnie skonstruowć, potrzebując ciągle stymulacji i wzmocnienia. Trochę mówi to nam o tej dumie i o powodach do niej a i jej nosicielach też niemnożko. Mnie ta ruska duma przypomina nieskończone dzieło Gaudiego - katedrę Sagrada Familia w Barcelonie. Okropną, tandetną i groteskową, budowaną i tak samo nieskończoną od lat stu z okładem. Zaś pyszałkowatość jej autorów i samego monstra można bez problemu, jeden do jednego zrównać z dumą narodową Rosji - tak samo nie ma pokrycia w rzeczywistości i tak samo prezentuje ego swoich twórców/ nosicieli o wielkości balonu stratosferycznego. Nawiasem mówiąc dlatego ponoć właśnie Rosjanie na wojnie nie wchodzą grupami do jakiejkolwiek cerkwi czy kościoła. Nie ma bowiem na tym świecie tak wielkiego pomieszczenia by bezpiecznie zmieścić ośmiu Rosjan i ich ego. Wejście ostatniego wywołałoby eksplozję pomieszczenia i natychmiastową śmierć tam zgromadzonych.

Bezsmiertnyj połk ... Szpaler albo dwa szpalery albo ile ich tam trzeba ludzi, trzymających w dłoniach czarno-białe zdjęcia bohaterów "Wielkiej Wojny Ojczyźnianej". Sasza Fiodorowicz. Siergiej Aleksandrowicz. Wiaczesław Tichonowicz. Maksym Konstantynowicz. Józef Wissarionowicz. Witalij Siergiejewicz. Dmitrij Maksymowicz. Fiodor Grigoriewicz ... Setki, tysiące, dziesiątki tysięcy gierojów walki z nazizmem, gierojów z białym gołąbkiem zamiast muszki karabinu.

Brzmi znajomo?

***

Trzeba jasno powiedzieć: nie każdy Rosjanin na wojnie był (i jest) złodziejem. Nie każdy Rosjanin na wojnie był (i jest) oprawcą. Nie każdy Rosjanin na wojnie gwałcił (i gwałci) kobiety, dziewczyny, dzieci, staruszki, żołnierzy wroga i ich kolegów. Mało tego. Byli i są tacy, którzy nie dość, że nie popełniają tych ohydnych zbrodni to próbują nawet się im przeciwstawiać. Tutaj jednak nagle się urywa mój symetryzm i poprawność polityczna. Ludziom tym poświęcę kiedyś całkiem inny tekst, na razie jednak wróćmy do bandytów bezwstydnego pułku - tych niestety jest powalająca większość.

Tak, to właśnie ten bezwstydny pułk z tytułu.

***

Na ulicy Żwirki i Wigury w Warszawie, podróżni w drodze na lotnisko mijają wielki, niemal pusty teren gdzie na prawie 20 hektarach, w ponad ośmiuset zbiorowych mogiłach spoczywają szczątki ponad dwudziestu jeden tysięcy żołnierzy radzieckich, poległych w okresie wyzwalania Warszawy od sierpnia 1944 roku w górę. W jednym grobie, "brackiej mogile" wymieszały się prochy Tadżyków, Czeczenów, Czuwaszy, Kirgizów, Rosjan, Ukraińców, Białorusinów...i Polaków. Polaków, którzy przyszli tu w polskich mundurach znad Oki, Dniepru, spod Lenino i spod Lwowa, by wyzwalać swój kraj. Mało kto wie o tym, że wśród poległych, w różnych grobach, bez osobnej kwatery, leżą ochotnicy, którzy na wezwanie Berlinga (tak, TEGO złego Berlinga) i jawnie wbrew (tak, jawnie WBREW) rozkazowi Stalina, jednoznacznie zakazującego jakiejkolwiek aktywności na tym polu, ruszyli za swoim generałem na pomoc Powstaniu Warszawskiemu. Przeprawiali się przez Wisłę, walczyli i ginęli na Cyplu Czerniakowskim i na wysokości Żoliborza; w jednym i drugim przypadku była to walka beznadziejna, wybito ich niemal do nogi zaś do żoliborskich niedobitków, usiłujących wrócić na bezpieczny prawy brzeg, walili jak do much Rosjanie. Sam zaś Berling mówić mógł o niebywałym szczęściu, że bezpiecznie przeżył - Stalin był zajęty innym frontem i sprawami więc darował Berlingowi życie, mimo, że nie musiał. Berling zlekceważył głównodowodzącego, zrobił po swojemu i naraził oddział na poważne straty co nawet w krajach demokratycznych w warunkach wojny pachnie zdradą stanu i zazwyczaj czapą. Berling przeżył jednak był skończony jako żołnierz i dowódca armii - odebrano mu ją, stracił stopień generała i wysłano go do Moskwy w charakterze belfra.

***

Bezsmiertny połk z warszawskiego Rakowca... Wychowałem się kilometr stamtąd - kiedy byłem dzieckiem, nazywano to ponure miejsce "Parkiem Sztywnych". Rosły tam kasztany, były ciche, zacienione ścieżki, idealne do wygłupów na rowerze Wigry. W południowej części, na terenie działek pracowniczych, pewien przedsiębiorczy menel miał bimbrownię, nigdy jednak nie widziałem by klienci tegoż żula się walali w parku albo na cmentarzu. Pilnowała go milicja, był tam chyba nawet monitoring, bodaj jeden z pierwszych w mieście. Płonął wieczny ogień choć nie zawsze.

W dzień zwycięstwa była zawsze wielka feta, przyjeżdżała telewizja. Były kwiaty, hymny, przemówienia. A bezsmiertny połk spał snem kamiennym pod metrami piachu. 

Tak samo jak teraz. Jednak jest różnica.

W 77 rocznicę zakończenia II Wojny (a nie żadnej wojny ojczyźnianej), do której rozpoczęcia walnie się przyczyniła (kto sieje wiatr, zbiera burze, prawda?), Rosja rozpoczęła formowanie kolejnego pułku. Bezsmiertnego. Rozpętała wojnę bez wypowiedzenia, jak 17 września 1939, wysyłając swoich "chłopców" by gwałcili, zabijali, kradli i niszczyli. Chłopcy zabijali wtedy i gwałcili, zorganizowali zsyłkę polskich panów (nazistów?) do Krainy Lodu, gdzie wypchnęli może nawet dwa miliony wrogów ludu, wykopali doły śmierci i wepchnęli tam tysiące urzędników, policjantów, oficerów wojska i cywili, niepokornych zaś w "demokratycznej" wreszcie Ukrainie i "demokratycznej Białorusi" (bez patrzenia na to czy to Polak, Ukrainiec, Żyd a nawet Ruski) częstowali konwejerem (poczytajcie Rybakowa), lufą karabinu wbitą w odbyt albo łagrem. Gdyby Hitler nie najechał Związku Radzieckiego, jeden Lenin wie co działoby się dalej. Hitler jednak Związek był napoczął a do boju ruszył nieśmiertelny pułk, po sobie zostawiając chaos, śmierć, zniszczenie i ruiny i tym razem także morze trupów, wszystkich tych nieszczęsnych Waśków, Miszów, Maksów i Aleksów, wspartych przez ściąganych na potęgę z wszystkich krańców kraju Ibrahimów, Mohammedów, Gerasimów, i Yoftaków, Ismaelów i Ałmazów, Uługbeków i Archipów. Szlak bojowy bezsmiertnego połka wyznaczyły hektolitry krwi i brackie groby ale także unoszący się nad całym szlakiem smród nieszczęścia, hańby, zdrady i bestialstwa. Poczytajcie pamiętniki polskich, ukraińskich, białoruskich i niemieckich kobiet, zostawianych często na tych przysłowiowych drzwiach stodoły, z rozwartymi na południe oraz północ albo wschód i zachód kończynami z dołu, z rozwaloną na miliony kawałeczków duszą i niechcianą niespodzianką w środku. Tak, Półtora Wasilija czy Iwana. Bez wątpienia ci nieustraszni łowcy babskich majtek na bojowym szlaku zostawiali krew i pot i życie, a ich groby do dnia dzisiejszego wyznaczają szybką drogę z Moskwy do Berlina. Z tego też powodu, nie zapominając o wspomnianych wyżej didaskaliach, ich mogiłom jest należny spokój a nie spontaniczna ekshumacja, cisza a nie skandowanie haseł, zamyślenie a nie wiadro z farbą. Lecz to wszystko. Nic nie wolno niszczyć na cmentarzach, choćby nie wiadomo jak nas kłuło w oczy. Ale niech nie każą nam świętować, palić zniczy i przynosić kwiaty i wciąż wysłuchiwać z wymuszonym wstydem, jacyśmy niewdzięczni i nieludzcy.

A do tego właśnie się sprowadza ruski "Dzień Pobiedy", zaanonsowany dwa dni temu przez ambasadora Andriejewa, planowany na najbliższy poniedziałek. Jego Ekscelencja Siergiej Wadimowicz zapowiedział dziennikarzom a tym samym narodowi, do którego go delegowano, że w obliczu zaatakowania śpiącej Ukrainy i tych wszystkich zbrodni, popełnianych tam hurtowo, na warszawskim polu chwały i w alejkach Parku Sztywnych znowu zabrzmi hymn sowiecki (będę się upierał, że to hymn sowiecki, nie federacyjny), huknie salwa honorowa, przejdzie ten "bezsmiertny połk" a drzewa przyozdobią czarne i pomarańczowe sygnaturki Zorro czyli te swastyki w wersji 4.0, znane nam już do wyrzygu z Ukrainy. Będą przemówienia i przemowy - w samym sercu Polski, w jej stolicy, pójdzie komunikat o przyjaźni między narodami, konieczności historycznej, może nawet Siergiej Wadimowicz puści w świat gołąbka niosącego pokój polskim oraz ukraińskim domom. Może usłyszymy wzruszające słowa o tym, że Tarnopol, Lwów czy Stanisławów jednak się należą Polsce i jeżeli chcemy to je sobie teraz, kiedy jest okazja, weźmy. Zagra znów orkiestra (proponuję temat z radzieckiego filmu "Świat się śmieje"), huknie salwa mimo, że w Warszawie strzelać jest nielzia, załopocze czarna i pomarańczowa wstążka a do serc warszawskich Rosjan wleje się otucha. Jego Ekscelencja oczekuje oczywiście od stołecznych władz ochrony i współpracy zaś od Ministerstwa Zagranicy wsparcia swoich działań. Ja zaś oczekuję, że zarówno Ministerstwo jak i Ratusz wypowiedzą radującą ucho, legendarną już formułę z Wyspy Węży.

Myślę, że nie będę w tym odosobniony kiedy powiem, że nie życzę sobie w moim mieście takich imprez, nie chcę słuchać bzdur, pretensji i wymówek (a na pewno takie padną ex cathedra), przede wszystkim jednak nie chcę widzieć napuszonych ruskich buców, którzy dawno już powinni zostać wydaleni z tego miasta. Gdy na Ukrainę lecą bomby, pod gruzami giną setki ludzi a kolejne setki wrzuca się do dołów śmierci z dziurą w głowie, gdy dzikusy Kadyrowa, capy obrodzone, których zamiast wynagradzać medalami, należałoby zakopać w towarzystwie świńskich ryjów powtykanych w usta, usiłują upolować prezydenta Ukrainy, kiedy płoną miasta, wsie i ludzie, takie "świętowanie" z napuszoną miną, obnoszenie się z symbolem śmierci i nieszczęścia i wmawianie wszystkim wokół, że agresor jest ofiarą, to po prostu Himalaje bezczelności. Na to nie ma miejsca w moim mieście. W twoim też, i w twoim, twoim, jej i jego również.

Co zatem w zamian? Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę? A na drzewach zamiast liści zadyndają nam raszyści? Niekoniecznie. Mamy wprawdzie dużą wprawę w takich rzeczach lecz na grobach nie należy i nie wolno tańczyć. I nie wolno ich oblewać farbą. I obrzucać błotem, butelkami, gównem czy jajkami. Wyobraźmy sobie, że ten teren parzy, jak w zabawie dzieci - ziemia parzy. Nikt o zdrowych zmysłach nie powinien się tam teraz znaleźć, to zatruta ziemia gdzie od dawna sączy się współczesny, ruski jad, o wiele bardziej groźny od trupiego. Najdotkliwszą karą i obelgą dla tych orków, tych Mongołów współczesnego świata, będzie cisza i olanie tego "święta". Kiedyś się znajdzie pała i ta pała zrobi swoje. Dziś proponuję marsz milczenia albo nawet tylko postój w ciszy. Tak jak oni mają swój bezsmiertny połk, tak i my pokażmy zdjęcia. Niech to będą zdjęcia tych zbrodniarzy z Buczy, Mariupola, Żytomierza czy Irpienia. Niech to będą zdjęcia i nazwiska, patronimy, poganiały i adresy na Facebooku. Niech to będą mordy bez pikseli, gwiazdek i bez blura. Tak, po jednej stronie ten bezsmiertnyj połk a po drugiej ten bezwstydny, niech poptrzy sobie w oczy armia gwałcicieli i rabusiów. Armia, która od lutego idzie poprzez Ukrainę i kieruje się na Zachód, pod swastyką 4.0 kryjąc tryumfalny uśmiech i działając w myśl zasady "po nas choćby potop". Nie bez racji zresztą. Was już mamy dość, nie chcemy przez najbliższe sto lat na was patrzeć. Czekamy na potop.

***

Siergiej Wadimowicz chyba jednak tego nie rozumie. Lub rozumie i zależy mu na prowokacji aby móc oskarżyć później miasto, w którym żyje oraz kraj, który go przyjął o nienawiść albo rusofobię. Albo o jątrzenie. Albo wprost o kurs na konfrontację. Otóż, panie Ekscelencjo, jest dokładnie na odwrót. Nie chcemy z wami konfrontacji. Nie chcemy z wami wojny. My was po prostu nie chcemy. Nie weźmiemy od was Lwowa bo nie kupujemy od paserów, nie poniesiemy z wami gołąbka pokoju w ukraińskie domy. Nie jesteśmy z wami, nie byliśmy z wami i na pewno nie będziemy, akcja "Burza" już się nie powtórzy, ani operacja Ostra Brama ani nawet bitwa pod Lenino. Wasz gołąbek śmierdzi tanią, ruską ropą, której już nie sposób domyć gdy raz weźmie się go w ręce i do tego raz puszczony w górę, bez wątpienia na coś nasra - my od tego chcemy się ustawić jak najdalej. Tak, wiemy, że wolność jest rzeczą cenną oraz pożądaną. I wiemy, że wolność, jak wszystkie sprawy tego świata ma swoją cenę - tym razem mierzy się ją baryłką ropy. Ale my w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę.

Wiesz, panie Ekscelencjo, kto to powiedział i kiedy? Jeśli nie to wyguglaj albo raczej wyjandexuj w swym rusnecie, nawet tam to pewnie znajdziesz. A gdy już poznasz autora tych słów i ich kontekst, pakuj worek, zadzwoń do szefa i obaj idźcie niezwłocznie tam, gdzie już poszedł wasz okręt wojenny. I zabierzcie ze sobą swój bezsmiertnyj i bezwstydny pułk.

Interesuje mnie Wschód. Od Mińska aż po Władywostok, od Lwowa po Jangi - Jul i Dżalalabad. Lubię być tam, gdzie niewygodnie, gdzie nic nie jest oczywiste i gdzie czasami da się jeszcze spotkać białą plamę ...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo