Dziś rano w Warszawie odbyła się podniosła uroczystość godnego przeniesienia obiektu małej architektury.
W ten sposób jej przebieg relacjonował urzędnik Kancelarii Prezydenta:
"Ceremonia wyglądała tak, ja stanąłem naprzeciw krzyża a czterej panowie podnieśli go i przetransportowali, głównym wejściem, do Pałacu Prezydenckiego.
Następnie postawili koło drzwi kaplicy. Po ich lewej stronie. nie ...przepraszam, po prawej stronie.
Było to wypełnienie umowy, jaką zawarł w lipcu tego roku, pan prezydent Komorowski z arcybiskupem Nyczem i harcerzami."
Pięknie się dopełniło...
Nareszcie !
Dobrze, że organizacją zajął się kancelista, pan Michałowski. Kto jak kto, ale on potrafi nadać upamiętnieniom wielkich wydarzeń odpowiednią oprawę.
Kawał czasu upłynął i wielu może już nie pamiętać, więc przypomnę, że chodzi tu
o zdarzenie sprzed kilku miesięcy. Na wieść którego cały świat zamarł z przerażenia, miliony rodaków zjednoczyło się w smutku, zaś sejm RP uznał je, za największą tragedię w powojennej historii kraju.
Tyle tytułem przypomnienia... wracam do pana Michałowskiego.
Jak wspomniałem, dysponuje on i odpowiednim doświadczeniem i kwalifikacjami.
Miesiąc wstecz, udanie organizował, z panem Kędziorkiem z Urzędu Miasta, równie wzruszającą ceremonię.
Równie dostojnie i tanio.
Wówczas skrzyknął pana Zenka i dwóch jego koleżków, którzy w mig ustawili rusztowanko, wysłał panią Halinkę do Tesco po 96 zniczy oraz wypożyczył od szefa stołecznego garnizonu, na godzinkę - nie dłużej, dwóch wojaków i trębacza.
Wszystko odbyło się jak trzeba: pan Zenek sprawnie przykręcił tabliczkę, wojak odegrał hejnał, pan Kancelista z panem Kędziorkiem pomamrotali coś pod nosem, jakby paciorek jakiś, uczynili, jak należy, znak krzyża a pani Halinka poustawiała i odpaliła znicze.
Mucha nie siadła a szafa grała... Należała się godziwa premia!
Ale wszystkim się nie dogodzi. O nie...
Czego to nasłuchałem się dziś, jadąc autobusem linii 195!
Mimo, że zdaję sobie sprawę, kto korzysta z komunikacji miejskiej:
ci, których na własne auto nie stać, ubożsi, starsi, bez licencjatów z marketingu, tym niemniej, zaskoczenie było nieliche.
Moimi współpasażerami musieli być sami nienawistnicy, bez krzty zrozumienia i dobrej woli !
Nie potrafiący docenić znamiennego faktu, że obiekt budzący tyle niezdrowych emocji, wniesiono jednak głównym wejściem !
Że ustawiono go nie po lewej a po prawej stronie drzwi kaplicy. I nie, dajmy na to, w schowku na szczotki.
Żadnego zrozumienia, za to węszenie, insynuacje i szukanie dziury w całym ! O to tak! Jak najbardziej!
Proszę, służę przykładem zasłyszanym we wspomnianym wyżej środku komunikacji publicznej.
"Jakie to wypełnienie umowy, skoro ani harcerze ani Nycz nic o tym nie wiedzieli? A niby czego dotyczyła ta umowa ?
Nie tego, że to właśnie księża i harcerze mieli godnie przenieść krzyż do kościoła św. Anny?"
Jakby z góry zakładano, że wśród czterech panów, o których wspominał pan kancelista, nie było żadnego duchownego, żadnego skauta. Zero zaufania do władz!
Szkoda słów! Najwyższa pora, by przestać uważać bydło za niebydło!
Zresztą tak naprawdę, to ja powinienem mieć pretensję. Przecież sam swego czasu zawarłem, analogiczny kontrakt, tyczący przywrócenia drożności ciągu komunikacyjnego Krakowskiego Przedmieścia przez likwidację samowoli budowlanej.
Z panem Dziub Henrykiem i Towarzystwem Miłośników Chodników.
(Jednakowo ważny, jak ten zawarty między panami Nyczem i Komorowskim a harcerzami.)
Także mnie nikt nie poinformował o uroczystości, a nie mam żalu do nikogo, nawet do ciebie stonogo...
Bo rozumiem, że Ordnung muss sein.
Jak w Hindenburgu !
Lecz najgorsi z najgorszych są weterani lat 80...
Oni, to dopiero utracili kontakt ż rzeczywistością!
Ciągle nie dociera do nich, że czasy się zmieniły, że zdobyliśmy już wytęsknioną wolność !
Właśnie taki jeden, w lichym płaszczyku, w okularkach sklejonych plastrem, przysiadł się do mnie i tylko po to, by mnie denerwować, począł głośno snuć swą opowieść:
"W stanie wojennym, tu pod świętą Anną, stał taki kwietny krzyż. Też polityczny, bo upamiętniający coś, co władza chciałaby zapomnieć. Dla komfortu psychcznego. Ze względu na własne, dobre samopoczucie.
Też pilnowały go w dzień i noc rozmodlone babcie. Takie same moherki jak te dzisiejsze.
Wszyscy im kibicowaliśmy, ale żeby z nimi stać?
O, co to... to nie. Wyobraża pan sobie mnie, studenta czwartego roku grafiki, odmawiającego z babciami Koronkę do Miłosierdzią Bożego? No bez przesady.
Zresztą, gdybym nawet spróbował, to babuleńki pewnikiem wzięłyby mnie za prowokatora i pogoniły....he...he...he...
Skończyło się, tak, jak zawsze.
Przyszli SBecy, wymietli wszystko... zaprowadzili porządek. K***ich mać !
Ale żaden z nich nie był na tyle bezczelny, żeby robić konferencje prasową i na niej całą tę akcję nazywać ceremonią ! K***jego mać !"
Chcesz wiedzieć kim jestem? Rozwiń, a całą skrytą prawdę o mnie, zaczerpniesz wprost z krynicy prawd wszelakich, tryskających spod klawiatury pani Renaty Rudeckiej - Kalinowskiej! Tako rzecze źródło; przestrzegając nierozważnych, nieświadomych lub zagubionych: Uważaj - to pisowiec! Nieuczciwy, wredny, głęboko niemoralny, ale inteligentny. I właśnie dlatego wyjątkowo odrażający. Uprawia propagandę pisowską usiłując kpić w sytuacjach, w których kpić z ludzi nie należy. To takie wykalkulowane chamstwo. Nie wiem, czy mu za to płacą, ale zachowuje się, jakby tak było. Nie zawaha się przed rzuceniem na kogoś oszczerstwa, kłamie. Dokarmia się podziwem, jaki czuje do samego siebie. Pieści się słowami i dosrywaniem. Straszliwie pretensjonalny. Prowadzi obronę pisowskiego tałatajstwa nie wprost, ale przez bezwzględny, cyniczny atak na przeciwników. Stosuje zmyły poprzez budzenie do siebie zaufania zwolenników ludzi, których chce niszczyć, zręcznie stwarzając pozory sympatii. Jest podstępny i zawistny. W sumie bardzo ciekawa postać - tak na dwa trzy komentarze. Potem wyłazi z niego całe pisowskie g... Zdemaskowany przyznaję; jestem kryjącym się w mrokach netu, destruktorem o imieniu Mefistofeles. Ich bin ein Teil von jener Kraft, die stets das Böse will und stets das Gute schafft. Z tego też powodu lojalnemu C.K. Żurnaliście - panu Jerzemu Skoczylasowi - zalecałbym daleko posuniętą wstrzemiężliwość przy próbie realizacji jego bufońskiego anonsu, cyt.; Jak cię spotkam na żywo, to obiję ci twój parszywy ryj! Sei reizend zu deinen Feinden, nichts ärgert sie mehr, Herr Redakteur!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka