yassa yassa
278
BLOG

Ckliwy a patetyczny tekst panu Jackowi do oceny.

yassa yassa Kultura Obserwuj notkę 19

Wyszedł zza rogu, taki rozradowany i elegancki. W ciemnym garniturze jak do ślubu. W białej starannie zapiętej pod szyją koszuli i karabinem przewieszonym przez ramię. Sąsiedzi oniemieli. Był taki uroczysty. Nigdy przedtem takim go nie widziano. Z przydomowych ogródków i zza firanek obserwowały go zaciekawione oczy.

„A dokąd to cię niesie, Leon?”- usłyszał. Węglarz Antoni właśnie poił swoją kobyłę. ”Ha! Ha! Ha! Z giwerą? Na wojnę?”- rozgadał się - ”Co zpieszyli cię? Pożyczyłbym ci Zośkę”- wskazał na wyłysiałą miejscami klacz - „Ślepa na jedno oko i pod skarpę trudno jej pociągnąć, ale razem pasujecie do siebie, byście szarże zrobili, że hej!” – szydził

(Fakt, Leon przed laty służył w kawalerii i nawet miał order)

„ Ano zpieszyli, durny koniojebie” odparł ze śmiechem i demonstracyjnie gromko zaśpiewał: „nie noszą lampaaaasów, lecz szary ich stróóój, nie noszą ni srebraaa ni złooota.....”

Skręcił w Piaseczyńską.

Przeszedł jeszcze kawałek. Obejrzał się i zatrzymał. Z kieszeni wyjął, uszytą sekretnie, biało czerwoną opaskę i jakieś zawiniątko.

„A to się Baśka wścieknie, jak wieczorem zobaczy poduszkę”- cieszył się jak dzieciak z dobrej psoty. Starannie naciągnął ją na prawe ramię. Następnie rozwinął szmatkę, wyjął z niej Virtuti Militari (to za bolszewika) i przypiął do klapy marynarki.

No, teraz był już naprawdę gotów.

Tak szedł Piaseczyńską a nieliczni przechodnie schodzili mu z drogi i oglądali się za nim z podziwem. A on kroczył niczym na jakiejś paradzie zwycięstwa. Był szczęśliwy.

W pewnej chwili z bramy wypadło, wprost na niego, trzech młokosów. Wyraźnie gdzieś się spieszyli. Charakterystyczni. Oficerki, skórzana kurtka i beret.

Zaskoczeni stanęli jak wryci, ściągnęli kopyta i oddali honory.

Leon niedbale skinął głową.

I tak maszerując, nie zauważył nawet, kiedy alkoholowy kuraż przestał działać. A mimo tego, strach nie wrócił. Przeciwnie nigdy wcześniej nie czuł się tak od niego wolny.

Mijający go, uśmiechali się serdecznie. A on jakby nieobecny, miał przed oczyma młodą Basię z jasnym warkoczem, taką śliczną i radosną. I dziedziniec Belwederu pełen szych, gdy Marszałek przypinał mu order i....

No nie, Soldatenstrasse. Nie zdzierżył. Przekrzywiona tabliczka ze szwabską nazwą wzbudziła w nim furię. Jednym uderzeniem kolby zwalił ją na ziemię i wykopał na jezdnię. Pierwszy triumf.

Nie zauważył, że z przeciwnej strony ulicy przygląda się mu czterech zdumionych żandarmów.

Nie poczuł strzału. Leżąc, dostrzegł jeszcze w podwórku tabliczkę ze znajomym adresem - Różana 15. Tak, to tu mieszkała ciotka Stefa. I te cztery kuzyneczki, te wieczorki tańcujące...

Nie czuł nic.Taki spokój i ta nieznośna cisza. Jedyne, co było słychać to delikatny szelest krwi, wąską strużką spływającą z kącików ust.

Po takiej ciszy to musiała nadejść nie byle jaka burza.

Rzeczywiście w chwili, gdy pierwsza kropla krwi oderwała się od policzka i spadła na bruk, ulica eksplodowała. Wybuchami granatów, seriami z broni automatycznej i pojedynczymi strzałami.

Leon tego nie słyszał...

 

 

Już energicznie wbiegał po schodach. Nie mógł się spóźnić, jak fajfy to fajfy.

Na półpiętrze natknął się na ciecia pucującego poręcz:” Tylko proszę, nie za głośno Panie Leosiu”.

Otworzyła ciotka. ”Ty, jak zawsze punktualnie, widać, że z kolejarskiej rodziny, punkt piąta, brawo...Ale jak ty wyglądasz? Ogarnij się trochę, przyniosę ci ręcznik.”- powiedziała.

„I odłóż ten karabin, bo panny wystraszysz”- dodała znikając w sypialni.

Został sam w tym wielkim pogrążonym w półmroku przedpokoju.

Ze stołowego dochodziły jakieś głosy, zaciekawiony zbliżył się. Przez uchylone podwójne drzwi dostrzegł osoby nie widziane od lat.

Przy stole siedzieli prof. Jezierski od Wawelberga i rotmistrz Kostoń. „Dziwne”- pomyślał- „wydawało mi się, że zginął podczas wybuchu na cytadeli”.

I Jakub Kron ten, co to miał sklep żelazniany na Nalewkach. Zaniepokoił się, widział przecież płonące getto.

Na fotelu przy oknie siedziała babka Teofila a mama poprawiała jej pled...Zrozumiał.

Otworzyły się drzwi od gabinetu wuja. A w nich stanął ksiądz Molęda. „W domu wuja znanego ateusza?”. Nie miał już żadnych wątpliwości.

„Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”- wykrztusił z siebie i zabrzmiało to zupełnie inaczej niż zwykle.

Ksiądz objął Leona. Naznaczył czoło krzyżem i odszedł w milczeniu

Wówczas usłyszał grający w salonie patefon .

I dokładnie w tym momencie zjawiła się ciotka z ręcznikiem; ”Dziewczęta będą niepocieszone, co z kolegami, Leosiu, przyjdą?”

„Przyjdą ciociu - odpowiedział cichym nie swoim głosem- niedługo wszyscy przyjdą .....”
yassa
O mnie yassa

Chcesz wiedzieć kim jestem? Rozwiń, a całą skrytą prawdę o mnie, zaczerpniesz wprost z krynicy prawd wszelakich, tryskających spod klawiatury pani Renaty Rudeckiej - Kalinowskiej! Tako rzecze źródło; przestrzegając nierozważnych, nieświadomych lub zagubionych: Uważaj - to pisowiec! Nieuczciwy, wredny, głęboko niemoralny, ale inteligentny. I właśnie dlatego wyjątkowo odrażający. Uprawia propagandę pisowską usiłując kpić w sytuacjach, w których kpić z ludzi nie należy. To takie wykalkulowane chamstwo. Nie wiem, czy mu za to płacą, ale zachowuje się, jakby tak było. Nie zawaha się przed rzuceniem na kogoś oszczerstwa, kłamie. Dokarmia się podziwem, jaki czuje do samego siebie. Pieści się słowami i dosrywaniem. Straszliwie pretensjonalny. Prowadzi obronę pisowskiego tałatajstwa nie wprost, ale przez bezwzględny, cyniczny atak na przeciwników. Stosuje zmyły poprzez budzenie do siebie zaufania zwolenników ludzi, których chce niszczyć, zręcznie stwarzając pozory sympatii. Jest podstępny i zawistny. W sumie bardzo ciekawa postać - tak na dwa trzy komentarze. Potem wyłazi z niego całe pisowskie g... Zdemaskowany przyznaję; jestem kryjącym się w mrokach netu, destruktorem o imieniu Mefistofeles. Ich bin ein Teil von jener Kraft, die stets das Böse will und stets das Gute schafft. Z tego też powodu lojalnemu C.K. Żurnaliście - panu Jerzemu Skoczylasowi - zalecałbym daleko posuniętą wstrzemiężliwość przy próbie realizacji jego bufońskiego anonsu, cyt.; Jak cię spotkam na żywo, to obiję ci twój parszywy ryj! Sei reizend zu deinen Feinden, nichts ärgert sie mehr, Herr Redakteur!

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (19)

Inne tematy w dziale Kultura