No i stało się. Tyle lat oporu a w końcu uległem.
Mieszkamy sobie w starej przedwojennej kamienicy. Lokatorzy znali się od pokoleń. No, ale nadchodził szał cenowy. I ci, co rozsądniejsi i umiejący liczyć wykruszali się z wolna. Wyprowadzali się na przedmieścia do własnych nowych domków, z przystrzyżonymi na jeża trawnikami.
Pojawiali się nowi lokatorzy. A znając cenę jednego metra mieszkania w naszym domu, na pewno nie byli to ludzie biedni. W euforii wybebeszali stare wnętrza. Wśród kurzu i huku na nowo aranżowali przestrzeń. Ale cóż tam ich wnętrza, to nie moja sprawa.
Moją sprawą były znikające z elewacji stare skrzynkowe okna. Drewniane, z ozdobnymi okuciami i klamkami. Fikuśnie rzeźbionymi framugami. Na ich miejsce pojawiały się obrzydliwe, tandetne i drażniące moje poczucie estetyki plastikowe białe ramy.
Aż nadszedł dzień, kiedy jedynymi oryginalnymi oknami „straszącymi” z unowocześnionej kamienicy, były okna mojego mieszkania. Sąsiedzi naciskali a ja byłem twardy.
Niespodziewanie pojawiła się jednak wewnątrzrodzinna dywersja.
„No, co prawda te stare okna są wyjątkowo piękne, ale zobacz, jakie zniszczone i niepraktyczne. O, a tu zobacz, aż spróchniałe! A ile my płacimy za ogrzewanie, a i tak wiatr hula przez te szpary. A te nowe, malować nie trzeba, szczelne i uchylają się do góry”.
Z każdym dniem żoninych argumentów przybywało. A ja jak katarynka tylko powtarzałem; „te są takie ładne i stylowe, tworzą klimat, a ile widziały” (he!he! okna widziały! szaleńcza argumentacja).
Na moje straceńcze „nikt takich nie ma” padało sarkastyczne;”No właśnie”.
Teraz już wiem z postępem nie wygram. Mam nowe okna. Przecież nie muszę delektować się architekturą starego sznytu. A cieplej jest. Fakt.
Tak też jest z tą starą, niepraktyczną inteligencją. Z tym Fryderykiem Nietzschem, Toscą i Asti Spumante.
Teraz mamy nową i wyspecjalizowaną.
Z Harlanem Cobenem, meczykiem i browarkiem, co to nawet umowę kupna-sprzedaży,za odpowiednią gratyfikację, przeczyta ze zrozumieniem.
Panta rhei.
Chcesz wiedzieć kim jestem? Rozwiń, a całą skrytą prawdę o mnie, zaczerpniesz wprost z krynicy prawd wszelakich, tryskających spod klawiatury pani Renaty Rudeckiej - Kalinowskiej! Tako rzecze źródło; przestrzegając nierozważnych, nieświadomych lub zagubionych: Uważaj - to pisowiec! Nieuczciwy, wredny, głęboko niemoralny, ale inteligentny. I właśnie dlatego wyjątkowo odrażający. Uprawia propagandę pisowską usiłując kpić w sytuacjach, w których kpić z ludzi nie należy. To takie wykalkulowane chamstwo. Nie wiem, czy mu za to płacą, ale zachowuje się, jakby tak było. Nie zawaha się przed rzuceniem na kogoś oszczerstwa, kłamie. Dokarmia się podziwem, jaki czuje do samego siebie. Pieści się słowami i dosrywaniem. Straszliwie pretensjonalny. Prowadzi obronę pisowskiego tałatajstwa nie wprost, ale przez bezwzględny, cyniczny atak na przeciwników. Stosuje zmyły poprzez budzenie do siebie zaufania zwolenników ludzi, których chce niszczyć, zręcznie stwarzając pozory sympatii. Jest podstępny i zawistny. W sumie bardzo ciekawa postać - tak na dwa trzy komentarze. Potem wyłazi z niego całe pisowskie g... Zdemaskowany przyznaję; jestem kryjącym się w mrokach netu, destruktorem o imieniu Mefistofeles. Ich bin ein Teil von jener Kraft, die stets das Böse will und stets das Gute schafft. Z tego też powodu lojalnemu C.K. Żurnaliście - panu Jerzemu Skoczylasowi - zalecałbym daleko posuniętą wstrzemiężliwość przy próbie realizacji jego bufońskiego anonsu, cyt.; Jak cię spotkam na żywo, to obiję ci twój parszywy ryj! Sei reizend zu deinen Feinden, nichts ärgert sie mehr, Herr Redakteur!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka