Pierwszy raz ze zjawiskiem zetknąłem się wiele lat temu w Ełku. A dokładniej w tamtejszym markecie norweskiej Remy 1000.
Zaskoczony absolutną pustką panującą w klimatyzowanym i świetnie zaopatrzonym sklepie zagadałem sprzedawczynię o przyczynę. „Tu bieda, ciężko o normalnego klienta. Dyskont nas wykończa” – wyjaśniła uprzejma ekspedientka.
Żeby uniknąć kompromitacji nie dociekałem, co to takiego jest ten tajemny dyskont…
Zresztą niedługo potem, tuż za Łomżą, trafiłem na hangar z napisem Biedronka, więc zagadka wyjaśniła się sama.
Gdy w dusznej, mocno cuchnącej hali, przeciskając się przez palety pełne ogórków konserwowych oraz nadgniłych bananów, dotarłem wreszcie do kasy (z ostrożności, jedynie z butelką coli oraz chlebem zapakowanym w szczelną folię) i chciałem zapłacić kartą, wyraźnie przemęczona kasjerka burknęła; „To jest dyskont a nie żaden sklep! Gotówkę proszę!”
Zatem późniejsze medialne rewelacje, o tym, jak sieć ta rewitalizuje nadpsute wędliny i przemetkowuje produkty przeterminowane nie były dla mnie specjalnym zaskoczeniem.
Podobnie, już wówczas, w oczach kasjerki zobaczyć mogłem obraz niewolniczych warunków pracy oraz (szeroko potem opisywany) stosunek pracodawcy do pracownika.
Kiedy w czasie ostatniej kampanii wyborczej Jarosław Kaczyński nieopacznie zrobił zakupy w zwykłym osiedlowym sklepiku, dając tym samym sygnał do ataku; że się wynosi ponad, że nie jest klientem dyskontów, jak Kasia i Donald Tuskowie, spytałem domowego zaopatrzeniowca; czy w naszej enklawie dobrobytu w ogóle istnieje jakaś Biedronka?
Niestety, nawet on nie miał bladego pojęcia. Przynajmniej w najbliższej okolicy zupełnie nie kojarzył takiego Eldorado.
Tymczasem ostatnio, co krok natykam się nowo otwarty portugalski dyskont firmowany przez Jeronimo Martinsa.
Zaś w dobrze poinformowanej „Gazecie Wyborczej” czytam, że placówki handlowe tego typu mają powstać nie tylko na pryncypialnej ul. Marszałkowskiej, ale nawet na prestiżowym Trakcie Królewskim oraz zabytkowym Starym Mieście.
Czyżby program solidarnej Polski nagle stał się bliski stołecznym władzom? Łomża - Warszawa wspólna sprawa!
A może upadł rządowy projekt regionalnych lokomotyw stymulujący rozwój, bogactwo i postęp cywilizacyjny prowincji?
A może mityczne super-nowoczesne lokomotywy w gruncie rzeczy okazały się starymi poczciwymi XIX wiecznymi parowozami?
Tak przy okazji; niedawno zauważyłem, że przy Nowym Świecie zwija się również firmowy salon Giorgio Armaniego. Zwolni się zapewne doskonała lokalizacja pod kolejny przybytek z używaną odzieżą na wagę. I słusznie...
W końcu tubylcom w Harare też do szczęścia nie są potrzebne ciuchy Armaniego. W ostateczności, jak już któregoś stać, to śmiało może je sobie kupić w Johannesburgu.
To tylko dwie godziny lotu….
Chcesz wiedzieć kim jestem? Rozwiń, a całą skrytą prawdę o mnie, zaczerpniesz wprost z krynicy prawd wszelakich, tryskających spod klawiatury pani Renaty Rudeckiej - Kalinowskiej! Tako rzecze źródło; przestrzegając nierozważnych, nieświadomych lub zagubionych: Uważaj - to pisowiec! Nieuczciwy, wredny, głęboko niemoralny, ale inteligentny. I właśnie dlatego wyjątkowo odrażający. Uprawia propagandę pisowską usiłując kpić w sytuacjach, w których kpić z ludzi nie należy. To takie wykalkulowane chamstwo. Nie wiem, czy mu za to płacą, ale zachowuje się, jakby tak było. Nie zawaha się przed rzuceniem na kogoś oszczerstwa, kłamie. Dokarmia się podziwem, jaki czuje do samego siebie. Pieści się słowami i dosrywaniem. Straszliwie pretensjonalny. Prowadzi obronę pisowskiego tałatajstwa nie wprost, ale przez bezwzględny, cyniczny atak na przeciwników. Stosuje zmyły poprzez budzenie do siebie zaufania zwolenników ludzi, których chce niszczyć, zręcznie stwarzając pozory sympatii. Jest podstępny i zawistny. W sumie bardzo ciekawa postać - tak na dwa trzy komentarze. Potem wyłazi z niego całe pisowskie g... Zdemaskowany przyznaję; jestem kryjącym się w mrokach netu, destruktorem o imieniu Mefistofeles. Ich bin ein Teil von jener Kraft, die stets das Böse will und stets das Gute schafft. Z tego też powodu lojalnemu C.K. Żurnaliście - panu Jerzemu Skoczylasowi - zalecałbym daleko posuniętą wstrzemiężliwość przy próbie realizacji jego bufońskiego anonsu, cyt.; Jak cię spotkam na żywo, to obiję ci twój parszywy ryj! Sei reizend zu deinen Feinden, nichts ärgert sie mehr, Herr Redakteur!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka