Tusk już udowodnił, że jest zawodnikiem wagi ciężkiej! Dużo z dotychczasowego państwa już "rozjechał" i wiele wskazuje, że także w najbliższym tygodniu nie zamierza przestać. Media publiczne i prokuratura za chwilę odejdą w zapomnienie, przytłoczone nowymi uchwałami i zarządzeniami. I chociaż "frontmenami" są inni, to ojcostwo sukcesu jest niepodważalne.
Jeśli dzisiaj, po dwóch miesiącach rządów K.13.12 ktoś miałby jeszcze wątpliwości jakie uczucia powinny nim kierować wobec rządu i koalicji to myślę, że na poważnie powinien wybrać strach!
I nie chodzi tutaj tylko o osobę samego premiera. Co prawda mimo niskiego wzrostu, wciąż imponuje wysportowaną sylwetką i jest gotów wygłaszać słowne ataki wobec coraz to nowych osób, które, jego zdaniem, były lub są nadal powiązane z obecną opozycją.
Oczywiście tych ataków nie wolno w żaden sposób lekceważyć, zwłaszcza od czasu kiedy rząd i większość parlamentarna pokazali jak niewiele zależy im na powiązaniu własnych działań z powszechnie, do tej pory , obowiązującym zrozumieniem polskiego prawa.
Niedawne wydarzenia pokazały, że żadne wątpliwości prawne nie powstrzymują od interwencji służb ministra Kierwińskiego. Ten strach przed bezpośrednim fizycznym zagrożeniem ze strony państwa jest oczywiście realny, ale dotyczy wciąż niewielkiego odsetka naszych obywateli.
Strach, który powinien być udziałem znakomitej większości obywateli jest jeszcze obecnie mniej namacalny, ale jednak najlepiej definiuje to z czym będziemy się musieli mierzyć.
Po pierwsze strach powinien wynikać z zupełnego braku przewidywalności przyszłych działań obecnej władzy. Sam premier, a za nim ministrowie i niżsi funkcjonariusze rozwijają metodę całkowitego oderwania działań od słów. Nic nie znaczy deklaracja, że funkcjonariusze do Pałacu Prezydenckiego nie wejdą, czy obietnica odpowiedzi na pytania zadane w trakcie wygłaszania expose.
Z punktu widzenia interesów władzy stałe oderwanie działań od słów da po pewnym czasie oczywisty rezultat znieczulenia społeczeństwa na werbalne sygnały i zapewni odpowiedni luksus sprawowania władzy. A tym, którzy z uporem będą powracać do kwestii wiarygodności łatwo będzie można przypiąć łatkę znerwicowanego oszołoma.
Drugą przyczyną strachu powinno być, wspomniane już, oderwanie działań od reguł skodyfikowanych w regulacjach prawnych. Dwa miesiące pokazały, że rząd, władze parlamentu, ale także służby siłowe mogą działać wg własnego widzimisię. Dzisiaj takie podejście dotyczy przede wszystkim instytucji centralnych i ich przedstawicieli, ale nie ma żadnego rozsądnego powodu, żeby rozwiązanie nie mogło być powszechnie zaimplementowane nawet na szczeblu lokalnym i samorządowym.
Skoro są możliwości to z pewnością pojawi się podaż rozwiązań z zakresu "prawa pięści", przed którymi może ewentualnie bronić tylko przystąpienie do układu.
Zdecydowanie na rzecz takiego podejścia działać będzie trzeci wyznacznik oczywistego strachu, czyli realizowany obecnie rozkład systemu wymiaru sprawiedliwości. Przewidziane masowe "deportacje" sędziów i prokuratorów powoływanych w ciągu ostatnich 8 lat ostatecznie zniszczą morale środowiska, w zakresie w jakim jeszcze istniało. Istnieje duże prawdopodobieństwo , że przykład nieszczęsnej sędziny warszawskiego sądu apelacyjnego, która poprosiła ministra Bodnara o degradację do sądu niższej instancji będzie wyznacznikiem niezależności i moralnego kręgosłupa nowego systemu prawnego.
Listę "naszych strachów" mógłbym dalej rozwijać, ale pozwolę sobie zakończyć ją, póki co wskazaniem na czynnik najbardziej medialny.
Wydaje się, że przyczyny powierzenia resortów osobom o umysłowości pani Leszczyny, pani Kotuli, czy pani Nowackiej muszą dotykać uzasadnień metafizycznych. Nie można tutaj oczywiście zapomnieć o rzeszach wiceministrów na czele z panią Muchą (pan Kołodziejczak funkcjonuje w zupełnie oddzielnej kategorii!) oraz całym szerokim kierownictwie ministerstwa klimatu i środowiska, któremu postaram się poświęcić oddzielną notkę.
Kierując się tylko zdrowym rozsądkiem większość z nas łatwo dostrzeże, że taka ekipa nie ma potencjału do stworzenia czegokolwiek co mogłoby działać.
Jeśli dodamy do tego np postać nie tak już śmieszną jaką jest Kosiniak-Kamysz to możemy być pewni, że ta ekipa przed niczym nas nie obroni, z niczego nas nie wyleczy i niczego pożytecznego nie nauczy naszych dzieci i wnuków.
Nie wiem, czy wystarczającym uzasadnieniem dla ich powołania może być ich nieistotność wobec zakładanej centralizacji władz w UE, kiedy umysłowość i działania lokalnych administratorów nie będą już miały większego znaczenia.
Jeśli jednak nawet ktoś z nadzieją oczekuje na pozytywne skutki europejskiej centralizacji to powinien zauważyć, że, zanim ona nastąpi, efekty działań śmieszniejszej części nowego rządu śmieszna wcale nie będą, a ich potencjalne skutki powinny budzić strach w każdym!
Oczywiście ten strach, który idzie za Leszczyną i Kosiniak-Kamyszem nie jest sierotą i nawet jeśli uwzględnimy skutki sprawstwa sił zewnętrznych to oczywistym praojcem naszych strachów musi być wskazany Donald Tusk.
Tusk, który już udowodnił, że jest zawodnikiem wagi ciężkiej! Dużo z dotychczasowego państwa już "rozjechał" i wiele wskazuje, że także w najbliższym tygodniu nie zamierza przestać. Media publiczne i prokuratura za chwilę odejdą w zapomnienie, przytłoczone nowymi uchwałami i zarządzeniami. I chociaż "frontmenami" są inni, to ojcostwo sukcesu jest niepodważalne.
Dzięki europejskiemu obyciu Tusk wie, że może sobie pozwolić na niemal wszystko. Może zlekceważyć pytania posłów z dnia powołania na urząd premiera i może zbyć milczeniem wkroczenie służb do Pałacu Prezydenckiego w kilka chwil po tym, kiedy takiej możliwości publicznie zaprzeczył.
Trudno z dystansu ocenić motywację, ale nie musi to być zwykłe lekceważenie, ale raczej realizacja najbardziej intymnych potrzeb.
Doceniając wirtuozerię Tuska trzeba jednak zauważyć, że nie działa on w pojedynkę. Dla swojego "rozwalcowania" "starej" Polski uzyskał silne poparcie zarówno Unii Europejskiej jak i USA. Taki chwilowy i nietypowy tandem zapewnia mu komfort działania nieznany realizatorom stanu wojennego lat 80-tych XXw.
Kontekst międzynarodowego wsparcia warto też widzieć z uwzględnieniem faktu , że wiele strachów, które mają się w Polsce dopiero zmaterializować z pomocą Tuska, są już europejską i amerykańską rzeczywistością.
Można spekulować jak daleko posunie się jeszcze Tusk zmieniając Polskę, która do tej pory czerpała wiele ze swojej tradycji niepodległościowej. Wydaje się, że najważniejsze zmiany, które mają zapewnić nieodwracalność realizowanej przebudowy będą realizowane przed wyborami europejskimi i na pewno osiągną masę krytyczną przed elekcją amerykańską.
Ten drugi punkt czasowy jest istotny wobec oczekiwania powrotu do władzy Donalda Trumpa. Ponieważ jest to traktowane jako zagrożenie dla unijnego establishmentu Tusk będzie zobligowany, żeby w przypadku realizacji tego scenariusza być gotowym do odcięcia Polski od kanałów bezpośredniej współpracy z nową administracją amerykańską.
Nie musi to oznaczać całkowitego zerwania jakiejkolwiek współpracy z USA , która jednak będzie prowadzona wyłącznie w ramach struktury unijnej zarządzanej przez Berlin i Paryż za pośrednictwem Brukseli.
Nic nie wskazuje, żeby realizowane polityki krajowe i zagraniczne napotkały znaczący opór na krajowym podwórku.
Nawet jeśli opozycji skupionej wciąż wokół PiS udawać się będzie organizować kilkutysięczne demonstracje sprzeciwu to nie widać potencjału zmian. Ani tuskowa destrukcja, ani opozycyjne inicjatywy nie są przedmiotem kolejkowych dyskusji i brak oznak zmiany tej sytuacji.
Jest tak także dlatego, że choćby częściowo rację ma pan Klaus Bachman: pisowski elektorat to w dużej mierze ludzie starsi, mniej zamożni i spoza wielkich aglomeracji. Jeśli dodatkowo stanowią wyraźną mniejszość w polskim społeczeństwie to trudno oczekiwać z tej strony miażdżącej presji społecznej i "marszu na Warszawę". Styczniowa manifestacja przeciwko uwięzieniu Kamińskiego i Wąsika oraz przeciw bezprawnym zmianom w mediach publicznych nie zmieni tego stanu rzeczy!
Jednak nie tylko własna słabość obozu wspierającego do tej pory rządy ZP jest przyczyną braku powszechnego sprzeciwu wobec bezprawnych i pozaprawnych działań rządu Tuska. Chyba jeszcze ważniejszym czynnikiem jest nastawienie elektoratu zwycięskiego obozu, który z jednej strony nie dostrzega wielu oznak łamania prawa, ale jeszcze częściej widząc je, potrafi zamknąć na nie oczy.
Socjolodzy będą kiedyś z pewnością badać zagadnienie na ile świadoma ślepota na dokonujące się zło była uwarunkowana żądzą rewanżu za osobiste krzywdy doznane od pisowskiej władzy w latach 2015-2023, na ile chęcią uzyskania statusu "europejczyka", a na ile świadomą decyzją o zrzeczeniu się wolności i suwerenności na rzecz bardzie doświadczonych elit "brukselskich". Sama kwestia pozyskania ludzi PRL-owskich służb nagrodzonych przywróceniem specjalnych przywilejów emerytalnych nie w pełni wyjaśnia skalę i stopień społecznego poparcia dla K.13.12.
Bo wierzyć się nie chce, że to co obecnie zachodzi może być wynikiem oczekiwania przez 12 milionów wyborców K.13.12 , że wszyscy z nich staną się beneficjentami trwającej destrukcji Państwa!
Staram się pokazać paletę strachów, które każdy rozsądny polski obywatel powinien identyfikować w interesie własnym i swoje rodziny. Także dlatego , że nazwany strach nie musi paraliżować, ale może i powinien pobudzać do działania!
A to co zaistniało w Polsce to nie jest żaden "gang Olsena" i trzeba rzecz traktować bardzo na poważnie.
W szczególności nie rozwiąże żadnego problemu ironizowanie, czy nawet jawna kpina. Przede wszystkim nie zmusi do refleksji tych, którzy celowo jak Kierwiński, czy Bodnar, czy zupełnie, chyba, nieświadomie jak Leszczyna, czy Henning-Kloska napędzają różne segmenty naszych strachów.
Bezcelowe publicznie, chociaż może przydatne dla specjalistów, może być także rozważanie dylematu, czy mechanizm sprawczy napędzany jest bardziej zaburzeniami psycho-, czy socjopatycznymi.
Oczywiście w zaciszu czterech ścian prywatna terapia ironizowania, czy szydzenia może komuś pomóc odnaleźć się w nowej rzeczywistości, jednak w sferze publicznej będzie bezproduktywna.
Tym , którzy już zidentyfikowali zakres swoich strachów w niczym nie pomoże, a wciąż poszukujących może tylko zniechęcić, gdy usłyszą odpowiedź silniczków, Giertycha, czy Lisa. Nikt nie przelicytuje ich w szyderczym rechocie, który , w przypadku problemów zawsze może liczyć na dodatkowe wsparcie większości środowisk prawniczych.
Chociaż może nie być bezzasadnym stwierdzenie, że żadne propaństwowe argumenty nie są w stanie dotrzeć ani do kręgów obecnej władzy , ani szerokiego grona jej entuzjastycznych zwolenników to jednak tylko taka merytoryczna dyskusja jest w stanie podtrzymać płomyk nadziei u poszukujących prawdziwego znaczenia słów.
Można ironizować, gdy Donald Tusk atakuje amerykańskich republikanów, a pomija milczeniem wydźwięk oskarżeń wobec Polski z wywiadu Putina. Można ironicznie ubolewać nad jakością wyjaśnień kwestii historycznych w zakresie Zaolzia, które zaprezentował Sikorski (z tego punktu widzenia zupełnie nie trafiona była moja wcześniejsza notka wzywająca polskie władze do szybkiej reakcji na kłamstwa Putina!). Jednak zamiast chwytów erystycznych lepiej na poważnie zmierzyć się z własnymi strachami. Nawet jeśli tytułowy postulat ekspatriacji ironistów byłby tylko chwytem retorycznym.
Inne tematy w dziale Polityka