1) Mimo, że całe życie w energetyce, to dopiero pod koniec zawodowej kariery zdałem sobie sprawę z przekleństwa lądowych wiatraków. Było to gdzieś koło Darłowa, kiedy podjeżdżając samochodem zobaczyłem las wirujących skrzydeł. Wychowany na, kiedyś dymiących, a ostatnio głównie parujących kominach, nie mogłem powstrzymać odruchu obrzydzenia. Darłowo pozwoliło mi zrozumieć protesty wyborców roku 2015 i oczywistość zaciągnięcia ręcznego hamulca.
Potem, już do końca pracy zawodowej wiatraki gdzieś się przewijały. Z tego warto zapamiętać , że:
a) pierwsze wiatraki nie powstawały z powodu oczywistych przewag ekonomicznych w zakresie kosztów produkcji prądu, ale w wyniku nacisków na realizację polityki klimatycznej UE. Szczodry system subsydiów pozwolił na rozwój technologii i obniżkę kosztów wg "krzywej uczenia". Przy obecnych parametrach ekonomicznych wiatrak pracujący z pełnym potencjałem technicznym stał się producentem energii mogącym ją oferować po najniższej cenie!
b) to już przebiło się do opinii publicznej, że wiatraki mają także swoje ograniczenia. Produkcja warunkowana chwilową wietrznością wymaga zapewnienia drogich źródeł rezerwowych na czas kiedy nie wieje, a odbiorcy wciąż chcą korzystać np z Internetu. Innym ciekawym ograniczeniem jest ograniczenie czasu pracy wiatraków w przypadku, kiedy ich sumaryczna moc zainstalowana przekracza minimalne zapotrzebowanie na moc w systemie energetycznym. W takich przypadkach następuje nie tylko kanibalizacja cenowa źródeł wiatrowych, ale także ograniczenie czasu w jakim każdy wiatrak może pracować (nie można wyprodukować energii ponad chwilowe zapotrzebowanie i wiatraki o mocy dwukrotnie przekraczającej zapotrzebowanie systemu nie wyprodukują nigdy więcej niż to chwilowe zapotrzebowanie! Przynajmniej do czasu opanowania odpowiednich technologii magazynowania energii elektrycznej. Czyli im więcej wiatraków, powyżej pewnego minimalnego poziomu, tym krótszy ich czas pracy i tym wyższy koszt jednostkowy produkowanej energii. Wiatrak przestaje być tani!
c) wzajemne ograniczanie produkcji przez poszczególne wiatraki tworzy problem w ustaleniu parametrów aukcji, w których uczestniczą nowe projekty inwestycyjne. Obecny system wsparcia bazujący, w praktyce, na wypłacie określonej w aukcji ceny za jednostkę dostarczonej do sieci produkcji upada jeśli uczestnik nie wie jaką ilość energii zdoła wprowadzić w 15- letnim okresie wsparcia. Ostatnio PSE zasygnalizowało potrzebę pracy nad innym, niż system kontraktów różnicowych, systemem wsparcia dla wiatraków. Ale go jeszcze nie ma i nie ma na niego pomysłu!
Do zapamiętania: wiatraki i związana z nimi produkcja energii to nie jest przekleństwo! Z pewnością energetyka wiatrowa na lądzie może przyczynić się do poprawy bezpieczeństwa energetycznego Polski jednak ta poprawa nie jest bezwarunkowa! Nadmierny wzrost mocy elektrowni wiatrowych tworzy nowe problemy zarówno techniczne (stabilność systemu i potrzeba mocy rezerwowych) jak też ekonomiczne (ustalenie nowego sposobu wynagradzania). Opłacalność stopnia rozwoju elektrowni wiatrowych nie jest oczywistością i wymaga oceny dla konkretnych warunków technicznych i ekonomicznych danego systemu elektroenergetycznego!
2) Przechodząc do aktualności: Prezydent Nawrocki zawetował prawo ułatwiające budowę lądowych farm wiatrowych, nie spowodował jednak wykluczenia realizacji tych inwestycji na dotychczasowych zasadach! Chociaż, także w ustnym uzasadnieniu weta pojawiły się dodatkowe argumenty to jednak oczywistą kością niezgody jest zmniejszenie minimalnej odległości wież wiatrowych od zabudowań mieszkalnych! Czy 500 metrów to dużo gorzej niż metrów 700? Tego z uzasadnienia do ustawy się nie dowiemy i to jest oczywistym skandalem! Opisowe wskazania, że wiatrak na 500 metrach nie szkodzi są równie wiarygodne jak stwierdzenia przeciwne. Znacznie lepiej przebija się argument, że potencjał 700 metrów już całości wykorzystany i jeśli nie zmniejszymy do 500 metrów to inwestorzy odejdą. Czy odejdą to się okaże, ale sama dyskusja tworzy samosprawdzającą się przepowiednię. Jest rzeczą oczywistą, że realizując farmę wiatrową w lokalizacji, gdzie występują ograniczenia ze strony budownictwa mieszkaniowego, każdy inwestor byłby szczęśliwy, gdyby te ograniczenia poluzowano! W sytuacji, kiedy politycy obiecywali i nadal obiecują poluzowanie każdy racjonalny inwestor wstrzyma się z decyzjami i przetargami do wprowadzenia zmiany. W tej sytuacji nie dziwi, że wg uzasadnienia do ustawy w roku 2023 zakontraktowano tylko 24 MW nowych mocy! Swoją drogą dziwne jest, że w uzasadnieniu nie podano danych z roku 2024. Czy posłużono się materiałami archiwalnymi lub niewiadomego pochodzenia?
Część entuzjastów prezydenckiego weta koncentruje się na domniemanej niemieckości wiatraków co prowadzi do absurdalnych wniosków o ich bezwzględnej szkodliwości. I to jest głupie. Cześć entuzjastów wiatraków uważa, że ich rozwój wymaga siłowego pokonania pojawiających się wątpliwości. I to też jest głupie! Obu stronom brakuje odniesienia do szczegółowych analiz, których nie dostarczył rząd. I to było głupie!
Skrajnie głupie były też dywagacje ministra Motyki na temat braku potrzeby dyskutowania przyjętych rozwiązań środkiem prezydenckim "bo przecież to dobre jest". Wystąpienia "po wetowe" wskazują , że nadal brak refleksji !
Do zapamiętania: w uzasadnieniu do ustawy nie przytoczono żadnych liczb, które potwierdzałyby potencjalne zyski z dodatkowego rozwoju energetyki wiatrowej w Polsce. Zaklęcia o niższych cenach energii bez odniesienia się do pełnych kosztów i korzyści wygląda na całkowite lekceważenie Parlamentu i Prezydenta. A wrzutka o mrożeniu cen pozostanie na zawsze tylko wrzutką. Czy ułomność uzasadnienia w regulacji, co do której wszyscy mieli świadomość wrażliwości i drażliwości wyniknęła z braku kompetencji, czy chęci zakpienia z Prezydenta pozostanie, póki co tajemnicą autorów i ich politycznych mocodawców. Ustawa o zawetowanie się prosiła i weto zaistniało. Oczywiście nie przekreśla to możliwości dalszych prac nad optymalizacją warunków rozwoju lądowej energetyki wiatrowej w Polsce. Obecnie promotorzy zakwestionowanych rozwiązań wydają tylko groźne, lub obraźliwe pomruki w kierunku Prezydenta,. Czas żeby zabrali się do odrobienia "pracy domowej"
Epilog
Zamiast spokojnego omówienia trudnego tematu sponsorzy nowelizacji ustawy wiatrakowej wybrali metodę "na grandę". Odbili się od drzwi, ale deklarują, że jeszcze raz spróbują! Czy nie umieli, czy nie chcieli wyciągnąć wniosków z powyborczego zamieszania 2023?
Nie kocham Karola Nawrockiego i tak już zostanie, ale będę go wspierał tam, gdzie broni mnie przed głupotą i hucpą. Do tego nie trzeba miłości, ale wystarczy zdrowy rozsądek!
PS
Podobno parami to chodzą nieszczęścia, ale podobnie chyba jest z głupotą!
Jeszcze nie opadł kurz po zawetowaniu wiatru a resort energetyki sygnalizuje przywrócenie kolejnego pomysły ze słynnej ustawy Hennig-Kloski z listopada 2023. Chodzi tutaj o powrót do obliga giełdowego w sprzedaży energii. Na szczegółowe omówienie przyjdzie pora gdy resort opublikuje pełen pakiet regulacyjny, ale tutaj uwaga, które zawsze jest prawdziwa, niezależnie od rozwiązań szczegółowych. Ze względu na unijne regulacje rynkowe, wprowadzenie obliga sprzedaży energii poprzez Giełdę, niezależnie od zastosowanych ograniczeń, będzie niekorzystne dla polskich firm wytwórczych!!! Zwiększenie obrotu giełdowego stworzy pompę do zasysania energii z rynków sąsiednich ( nadmiaru energii wiatrowej , niestety z Niemiec -nie, to nie obsesja, tylko geografia i fizyka!) bez obniżenia cen dla odbiorców. Straty gospodarcze wynikające z wprowadzenia nawet częściowego obliga znacznie przewyższą potencjalne zyski ze zwiększenia "przejrzystości" rynku energii elektrycznej. Jeśli jest inaczej niech pokażą to na liczbach Prezesi URE i PSE! Nie przypuszczam, żeby koncepcja giełdowa powróciła za sprawą samego ministra Motyki, ale nie wiem czy inni, czynni szatani, zdecydują się ujawnić.
Do zapamiętania: wprowadzenia obliga giełdowego na rynku energii elektrycznej chcieć może tylko głupiec lub sabotażysta!
Inne tematy w dziale Gospodarka