Zamki na Piasku Zamki na Piasku
249
BLOG

Nic nowego pod słońcem - spór centrum z prowincją

Zamki na Piasku Zamki na Piasku Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

Człowiek jest wciąż taki sam. Stąd rozumiemy człowieka epok minionych, człowieka antyku, średniowiecza, renesansu. Człowiek to wciąż takie samo uniwersum logiki i jej braku, prawdy i kłamstwa, szlachetności i podłości. Orkiestracje bowiem zmieniają się, ale pieśń nadal taka sama. 

Mógłby zapytać ktoś cóż znaczy taki wstęp i ku czemu on zmierza. Śpieszę z odpowiedzią - ku niczemu odkrywczemu wszak przecież nic nowego pod słońcem. Warto jest jednak, od czasu do czasu, uzmysłowić sobie, ową niezmienną stałość świata mimo jego zmieniających się dekoracji, które mogą nas wprowadzać w błąd co do istoty rzeczy. Warto, gdyż stałość zjawisk pozwala zrozumieć lepiej to, co się dzieje tu i teraz.

Prowincje zawsze toczyły walkę o swoje interesy z centrum a centrum starało się ze wszystkich sił a niejednokrotnie za wszelką cenę utrzymać swą władzę w prowincjach. Jedno zdanie a otwiera tyle kart historii - rewolucję amerykańską, pokój w Munster kończący 80 lat wojny Hiszpanii z Republiką Siedmiu Zjednoczonych Prowincji, Simón Bolívar...

Jedno zdanie a pozwala lepiej zrozumieć, przynajmniej w mojej ocenie,  walkę o zmianę ustroju sądowego, jaką toczy Polska z Komisją Europejską. To klasyczna walka prowincji z centrum i centrum z prowincją. Prowincja chce mieć te same prawa, jakie posiada centrum. Centrum nie chce dawać takich samych praw, gdyż to mogłoby wzmocnić prowincję. Centrum oczywiście mogłoby dać te prawa, gdyby prowincja mówiła tym samym językiem politycznym, co centrum oraz tym samym językiem ideologicznym. Żaden z dwóch wcześniejszych warunków nie jest spełniony a zatem sprawa ustroju jest pretekstem do tego, aby zrobić porządek na peryferiach. Pretekstem a nie powodem. Kuriozum tego sporu jest to, że centrum nie ma prawnego umocowania do dawania lub odbierania jakichkolwiek praw w tej konkretnej sprawie prowincji a prowincja nie potrzebuje zgody centrum na wprowadzanie zmian. Nie prawo jednak się liczy w tej sprawie, ale polityka. 

Gdyby w sporze pomiędzy KE a polskim rządem chodziło o prawo to już dawno spór przestałby istnieć. Rzymski jurysta Gajusz w swoje pracy Instytucje Gajusza takie zdanie: Male nostro iure uti non debemus. Jeżeli więc ze swoich praw nie powinniśmy źle korzystać (bo przecież nie wszystko, co jest dozwolone jest uczciwe) to jak określić powoływanie się  na prawa, jakie nie przysługują? Wyłączenie spraw ustroju sądowego spod Traktatu o UE, samo w sobie, niezależnie od innych argumentów, jest wystarczające, aby Polska wyszła ze sporu zwycięsko. 

Spór jednak jest polityczny i na tej płaszczyźnie, także na tej płaszczyźnie, należy go rozgrywać. Należy bowiem w końcu polskiemu społeczeństwu przedstawić jasno skutki kapitulacji dla Polski jako państwa. Jeżeli rząd Polski wygra to decyzje o Polsce będą zapadać tu w Polsce a przecież rząd, nie tylko ten, ale każdy w przyszłości, dysponując wolnymi wyborami możemy zawsze zmienić. Jeżeli rząd Polski przegra to decyzje o Polsce będą zapadać gdzie indziej zaś wybory będą w przyszłości taką samą fikcją, jaką były w PRL. Jeżeli bowiem można złamać rząd, jaki się nie ugina od razu to, co można zrobić z rządem podporządkowanym i służalczym? Mówi się, że władza demoralizuje, ale jak zauważył pewien amerykański prawnik brak władzy demoralizuje absolutnie i całkowicie. Jakże zdemoralizowany będzie zatem rząd, który posiada tylko zdolność słuchania?

Wejście w spór polityczny wymaga jednak odrzucenia pewnego sposobu myślenia, który skazuje na porażkę, myślenia opartego na strachu a nie na rozumie (vide przypadek sporu o Puszczę Białowieską). Wymaga też wyjścia poza strefę komfortu, komfortu, która tworzy świat bez alternatywy, bo trudno jako alternatywę traktować takie ujęcie sprawy: UE albo śmierć. Taka opcja, UE lub nie UE, wobec nieakceptowalnych nacisków też musi pojawić się w grze. Unia za wszelką cenę tak i pokój za wszelką ceną nie może stanowić wartości nadrzędnej.  Nie ma bowiem takich funduszy europejskich a historia potwierdza to nieustannie, które są warte ich przyjęcia, po to aby utracić wolność, utracić możliwość decydowania o sobie na rzecz dostatniego życia za łaskawie darowane pieniądze.

______________________

PS1. Żal, mimo wszystko, jest mi tych durni w Polsce, którzy wyobrażają sobie, że UE popiera sędziów z innych powodów niż powody polityczne. Dla większości obywateli takich krajów jak Niemcy, Francja, Belgia, Włochy byłoby czymś szokującym, trudnym do wyobrażania, że sędziego chronić może immunitet formalny w sprawach karnych, że nie odpowiada on za swoje czyny na takich samych zasadach jak przeciętny obywatel. Ba! nie tylko w sprawach karnych, ale także i sprawach o wykroczenia w tym i te drogowe. Immunitet formalny sędziów w czasach obecnych to domena krajów postsowieckich. Tak samo dla wielu obywateli Federacji Rosyjskiej trudne byłoby do wyobrażenia to, że sędzia nie posiadałbym immunitety formalnego.

PS2. Gdybym przeczytał, że Włochy, Grecja, Niemcy, Francja, Hiszpania nie wykonują wyroków TSUE, nie płacą też nałożonych na nie sankcji finansowych mimo interwencji prawnych TSUE zastanowiłbym się nad tym. Nawet gdybym był przeciwnikiem opcji politycznej reprezentowanej przez ZP. Zastanowiłbym się nad tym dlaczego inni mogą to robić, dlaczego nie rozpoczęła się jeszcze u nich Apokalipsa Prawna i czterech jeźdźców TSUE nie pustoszy tych krain, dlaczego skoro oni mogą to robić to dlaczego nie mogę ja i w czym jestem gorszy od nich. Zastanowiłbym się. Być może dlatego, że dla mnie nie istnieje paradygmat o wyższości UE nad wszystkim a może nawet i dogmat o tym, że nic lepsze niż UE istnieć nie może. Takie głupstwa były już znane w Polsce - byli tacy jegomoście, którzy nie wyobrażali sobie Polski poza bratnim sojuszem z ZSRR :). Poza tym dziwi mnie niepomiernie odrzucanie używania rozumu dla idei. 



Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka