Zamki na Piasku Zamki na Piasku
3559
BLOG

Niedyskretny swąd kolonizacji w tym kraju

Zamki na Piasku Zamki na Piasku Prawo Obserwuj temat Obserwuj notkę 67

Skolonizowanego człowieka poznasz po tym, że nie uważa za niestosowne wtrącanie się przez obcych do polskich spraw, lecz do głowy nie przyjdzie mu pouczać obcego, mitycznego Zachodu jako, że jest on mądrzejszy i wie lepiej.

Takie to właśnie odebraliśmy wychowanie od III RP – wiecznie niedojrzałych, niepewnych swych racji. 

Czym jest dla mnie kolonializm? Mógłbym wprawdzie znaleźć wiele pożytecznych definicji zjawiska kolonializmu, ale gdybym miał o tym opowiedzieć własnymi słowami to ująłbym to w sposób następujący: kolonializm to utrata znaczącej części władzy państwa na swoim terytorium lub też prowadzenie polityki, która dyskryminuje własnych obywateli. Mógłbym też użyć słów, które wypowiedział w 1944 roku F. D. Roosevelt opisując sytuację w Gambii, dawnej kolonii brytyjskiej - "Tubylcy są opóźnieni w stosunku do nas o 5000 lat. A od 200 lat siedzą tam Brytyjczycy. Z każdego dolara włożonego w taką Gambię, wyciskają dziesięć".

Pozwolę posłużyć się w skróconym opisie kolonizacji Polski trzema przykładami. 


POLSKI RAJ DLA NIEUCZCIWYCH

Polska przez lata była rajem dla pracodawców - zwłaszcza pracodawców nieuczciwych tj. nie realizujących obowiązków wynikających wprost z obowiązującego prawa. Teoretycznie rolę strażnika praw pracowniczych powinna wykonywać wspaniale Państwowa Inspekcja Pracy dysponująca ponad 300-milionowym, rocznym budżetem i zatrudniająca ponad 2,5 tys. pracowników. Narzędzia, które może wykorzystać z walce z patologicznymi pracodawcami są jednak nadzwyczaj skromne:  jeśli podczas kontroli inspektorzy PIP stwierdzą, że doszło do wykroczeń przeciwko prawom pracownika, to mogą nałożyć mandat od 1000 do 2000 zł. W przypadku, gdy mają do czynienia z recydywistą, który dostaje mandat po raz kolejny w ciągu ostatnich 2 lat, to kara może wynieść do 5000 zł. W razie odmowy przyjęcia mandatu karnego inspektor pracy występuje do sądu z wnioskiem o ukaranie. W sprawach o wykroczenia przeciwko prawom pracownika sąd może nałożyć karę grzywny w wysokości od 1 tys. zł do 30 tys. zł. Jak wygląda natomiast praktyka? W 2014 roku po interwencji inspektorów sądy grzywną 20 tys. zł ukarały... czterech pracodawców. Słownie - czterech. Dodajmy do tego jeszcze funkcjonującą do grudnia 2016 roku instytucję zapowiedzianej, z 7-dniowym wyprzedzeniem, kontroli wynikającej z przepisów ustawy o swobodzie działalności gospodarczej i mamy komplet mechanizmów utrzymujących w rozkwicie stan patologii. Instytucję, dodam, stosowaną wbrew konwencji nr 81 Międzynarodowej Organizacji Pracy (MOP), której to Polska jest stroną czyli prawem międzynarodowym, które nadaje inspektorom PIP uprawnienie do przeprowadzania kontroli w dowolnym terminie i czasie. A jak jest w Europie? Słowacja - za niezapłacenie pensji i zatrudnienie pracownika bez umowy grozi do 200 tys. euro, odcięcie firmy od unijnych pieniędzy i wykluczenie z przetargów na okres 5 lat. Inspektorzy zaś mają dostęp do rejestru ubezpieczeń społecznych online, czyli pełną wiedzę na temat tego, jakie pracownicy mają umowy. Natomiast w Niemczech urzędnicy mogą nakładać kary do wysokości 300 tys. euro i wykonywać te same czynności, co policjanci kryminalni - przesłuchiwanie świadków, prowadzenie obserwacji i śledztwa. W Hiszpanii nieuczciwy pracodawca może zapłacić karę w wysokości 800 tys. euro. W Polsce - przypomnijmy maksymalna kara i to nakładana przez sąd to zaledwie niecałe 7 tys. euro. 


NIEPOTRZEBNA TUBYLCZA KULTURA

Przykład z innej dziedziny. Zgodnie z ustawą o radiofonii i telewizji rozgłośnie radiowe muszą przeznaczać na polską muzykę 33% czasu emitowania wszystkich utworów. Hmm - to dopiero ciekawe: naturalnym działaniem byłoby zupełne odwrócenie proporcji tj. stacje radiowe mogą maksymalnie przeznaczać na muzykę z innych krajów 33% czasu emisji. 

Dwa ciekawe komentarze do tej sytuacji: 

Maciej Brzozowski (dyrektor public relations w Bauer Media Invest GmbH - należy do niej w całości stacja RFM FM) - "Realizujemy przepisane prawem ustalenia, choć nadal jesteśmy przekonani, że o rodzaju i pochodzeniu muzyki powinni decydować słuchacze, a nie władze". 

Tak natomiast poseł PO skomentował inicjatywę Kukiz'15, która miała zmienić wyżej wspomniany procent z 33 na 50 - "Ja rozumiem interes prywatny i Kukiza i Liroya. Więcej ich utworów będzie w radiu, czy w jakiś telewizjach muzycznych, czyli będzie więcej z tantiem". Hmm - cóż po co dbać o interes polskich artystów, nieprawdaż :)? Cóż to za retoryczne pytanie. 

Jakie reakcje były zaś przed wprowadzeniem regulacji zmuszającej do emisji muzyki polskich wykonawców w określonym procencie?

Mateusz Kirstein, redaktor naczelny i dyrektor programowy Radia Zet - właściciel francuska  Groupe Lagardère - "O repertuarze muzycznym stacji radiowych decydują przede wszystkim słuchacze. Gdyby chcieli słuchać większej ilości polskiej muzyki, z pewnością mieliby taką możliwość". Podobnie Adam Czerwiński z RMF FM - "Od wielu lat prowadzimy badania preferencji słuchaczy, przebadaliśmy kilkadziesiąt tysięcy utworów i wiemy, że wśród najlepiej ocenianych piosenek, polskie stanowią zdecydowaną mniejszość". 

Hmm - decydują słuchacze, badane są preferencję... Związek Producentów Audio-Video przygotował zestawienie 100 najlepiej sprzedających się płyt w 2016 roku. Ponad 50% z nich to płyty polskich wykonawców. Raper O.S.T.R., którego płyta "Życie po śmierci" była numerem jeden na liście sklepowych bestsellerów w 2016 roku był jednak poza zasięgiem przeprowadzanych w sposób profesjonalny badań gustów słuchaczy. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Ciekawie jest przy tej okazji spojrzeć co się dzieje u naszych zachodnich sąsiadów - otóż w 2016 roku wśród 14 wakacyjnych przebojów nie było utworu, który był zaśpiewany w innym języku niż niemiecki i co poniekąd logiczne, przez innego wykonawcę niż wykonawca niemiecki. 


ZDROWIE TUBYLCÓW NIE JEST NAJWAŻNIEJSZE

I ostatni przykład: spółka Euro Eco Fuels zlokalizowana w bałtyckim porcie w Szczecinie. Spółka zajmuje przetwarzaniem zużytych opon dla przemysłu petrochemicznego i produkcją z tego materiału oleju. Firmy działające w sąsiedztwie spółki oraz okoliczni mieszkańcy skarżą się na drażniący, trudny do wytrzymania odór. Doszło do dwóch wycieków ogromnej ilości lekkiej frakcji nafty, która przedostała się do ziemi. oraz do kanału odprowadzającego wodę deszczową. Normy benzenu są przekroczone o kilkaset procent a przecież benzen w większych ilościach jest toksyczny, działa rakotwórczo, powoduje bóle głowy.

We wrześniu 2015 roku inspektorzy z Wojewódzkiej Inspekcji Ochrony Środowiska próbowali wejść na teren zakładu w celu wykonania czynności kontrolnych. Bezskutecznie, gdyż nie pozwolił na to prezes spółki. Inspektorzy nie poddali się i wezwali policję. Też nie pomogło. Do wejścia na teren zakładu był potrzebny aż nakaz wydania rzeczy wydany przez prokuratora. Oczywiście są odpowiednie przepisy, które mogłyby skutecznie zniechęcić spółkę do stawiania oporu i poddania się kontroli np. art. 225 kk - "Kto osobie uprawnionej do przeprowadzania kontroli w zakresie ochrony środowiska lub osobie przybranej jej do pomocy udaremnia lub utrudnia wykonanie czynności służbowej..."  Ale, kto miałby odwagę je egzekwować... :)

Ciekawa są natomiast wypowiedź WIOŚ - "Czekamy aż wpłyną do nas wyniki badań, zapoznamy się z nimi, jednak nie jesteśmy od nakładania kar w takiej sytuacji. To sprawa pomiędzy portem, a Euro Eco Fuels. Jako Inspekcja Ochrony Środowiska dokonujemy oceny jakości w strefach. Strefą, w której teraz jesteśmy, jest miasto Szczecin, ale z tej strefy, do oceny jakości powietrza, wyłączony jest obszar terenów przemysłowych, obszary portowe".

Mamy więc bantustan w pełnej krasie i fazie bujnego rozkwitu:

a)       deklaratywnie szeroką ochronę praw pracowniczych  wykonywaną za pomocą narzędzi nie gwarantujących skuteczności. To dzieje się za przyzwoleniem państwa. W 2014 roku od Międzynarodowej Konfederacji Związków Zawodowych otrzymaliśmy ocenę 3 co oznacza, że w Polsce dochodzi „do regularnego naruszania praw pracowniczych, a istniejące prawo umożliwia ich naruszanie. Rząd lub firmy działają na rzecz ograniczania praw pracowników”.

b)      odwrócenie się od kultury produkowanej przez tubylców na rzecz wytworów obcej kultury (jeżeli ktoś podróżował po Europie autobusem to we francuskim radiu są francuskie piosenki, w tureckim po turecku a w czeskim po czesku). To, co jest naprawdę szokujące to nie owe 33% tylko fakt, że bez gwarancji ustawowej polska muzyka byłaby coraz bardziej nieobecna. To, co jest szokujące a nie za bardzo przedostało się do polskiej opinii publicznej to sprzedaż Polskich Nagrań w styczniu 2015 roku firmie Warner Music Poland czyli najstarszą polską firmę fonograficzną wraz z prawami producenckimi do blisko 40 tys. nagrań. Sprzedano za kwotę astronomiczną – 8,1 mln. zł. Dla mnie – osoby prywatnej – 8 mln to nie są olbrzymie pieniądze. Dla Skarbu Państwa zaś to są grosze, który zabrakło na dobra polskiej kultury.

Komentarz Piotra Kabaja, prezesa zarządu Warner Music Poland (Warner do czasu transakcji wydawał tzw. Złotą Kolekcję w której 40% tytułów wydano na licencji Polskich Nagrań) – „Sprzedaliśmy 3,2 mln płyt z tą muzyką (tą – czyli Złota Kolekcja przyp. autora), proszę więc nie pytać, czy to się opłaca”.

c)       spółkę z Wielkiej Brytanii, która zachowuje się tak jakby była udzielnym księstwem, enklawą terytorialną. Zdrowie czy też życie tubylców nie jest istotne – istotny jest interes obcego przedsiębiorcy, który takiego biznesu nie mógłby prowadzić u siebie. Ale w Polsce może i jest na tyle bezczelny, że zamierza pozować polski rząd, gdyż korzysta ze wsparcia swojego rządu. A co na to nasze Ministerstwo Rozwoju – ono się włączy w mediacje i delikatnie przypomni, że „konieczne jest przestrzeganie przez firmę EEF właściwych polskich przepisów prawa w zakresie ochrony środowiska”. Jest to żałosne – normalną praktyką byłoby danie spółce EEF czasu na doprowadzenie swojej działalności gospodarczej o zgodności z polskim prawem pod rygorem olbrzymiej kary finansowej.

Kończę. Jak powiedział Richard M. Weaver – „idee mają konsekwencje”. Idea słabego, wycofanego państwa też ma swoją konsekwencje – tą jest też nagromadzona w Polsce kolonialna mentalność wielu tubylców tj. przekonanie, że kolonizowany kraj jest niezdolny do prowadzenia siebie samego do postępu, że kolonizowany kraj jest wątły i to, o zalecałby kolonizator to obrona jego interesów. Najlepiej obrona przez kolonizatora.Ci zaś, którzy przywykli uważać się, niesłusznie, za polskie elity mają głęboko zakodowane w sobie przyzwyczajenie a nawet wręcz potrzebę, obcego hegemona. To przyzwyczajenie z epoki minionej stało się – niestety - integralną częścią polskiej kultury. Drugą naturą elity.

Przeczytajmy to. „Plan rozwoju elektromobilności ma być kołem zamachowym polskiej gospodarki i polskiej reindustrializacji” zapowiadał w czerwcu 2016 roku Mateusz Morawiecki. A ja już słyszę śmiech skolonizowanych ludzi. Polska? Elektryczne samochody? Produkcja? Gdzie? W Polsce? Ha, ha, ha!!! No nie! Fantasta! 

Warto, m. zdaniem, przemyśleć sobie to, co napisała Ewa Thompson („Europa”, numer 180/2007-09-15, strona 8) – „Polska cierpi na typowe dolegliwości postkolonializmu. Króluje w niej samobójczy pesymizm, skarżypyctwo i niedostatek kapitału. Podczas gdy ten ostatni jest nieunikniony i będzie jeszcze długo doskwierał, pozostałe są tworem skolonizowanych umysłów, które nie potrafią sobie poradzić bez hegemona. W okresie nieudanej kampanii lustracyjnej w pierwszej połowie tego roku (2007) polska inteligencja uniwersytecka podniosła bunt, zaś intelektualiści przenieśli centrum cywilizacji na łamy „New York Timesa” i „Le Monde”, szukając tam poparcia, zrozumienia i potwierdzenia swojego przekonania, że są bojownikami o postęp w zacofanym kraju. Niepisaną przesłanką tych akcji była chyba wiara, że w krajach takich jak Polska rządzący powinni podporządkować się presji opinii publicznej krajów oświeconych. Jak by powiedział Homi Bhabha, skolonizowane umysły zawsze umieszczają centrum cywilizacji poza granicami własnego kraju, wierząc, że inna władza jest lepsza, i gardząc tą, która wyłoniła się na ich własnym podwórku”.

Wychowankowie III RP, którzy wchłonęliście pedagogikę wstydu w swój intelektualny krwiobieg - czy w Owernii, Szampanii, Andaluzji czy w Bawarii będziecie nosić jak grzech swój kompleks niższości, bo on nie jest na zewnątrz, ale wewnątrz Was. Dla innych, którzy na gruncie swojej kultury zbudowali swoją potęgę zawsze będziecie renegatami. Taki trochę ni to pies ni to wydra - niby Europejczyk, ale bez żadnego dziedzictwa próbujący jak bluszcz opleść dziedzictwo obcych. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka