Trudno jest znaleźć w świecie katolickiej filozofii bardziej przenikliwego spojrzenia aniżeli to, które posiadał niemiecki teolog Dietrich von Hildebrand zwany „XX-wiecznym Doktorem Kościoła”. Chciałbym zatem zacząć o cytatu z jego książki „Spustoszona winnica”, który brzmi w sposób następujący: „Dziś tytuł ‘Koń trojański w Mieście Boga’ nie odpowiada już sytuacji w Kościele świętym. Wrogowie ukryci w koniu trojańskim wyszli z niego, a działania niszczycielskie są w pełnym toku. Zaraza ma charakter postępujący: od prawie niezauważalnych błędów i zafałszowań ducha Chrystusa i Kościoła świętego aż po jaskrawe herezje i bluźnierstwa”.
Nie ma powodów do obaw – szatan jest tylko konstruktem myślowym
Generał jezuitów Arturo Sosa Abascal w wywiadzie dla hiszpańskiego dziennika „El Mundo” powiedział: „Chrześcijanie wierzą, że zostaliśmy stworzeni na wzór i podobieństwo Boga, a Bóg jest wolny, ale On zawsze wybiera czynienie dobra, bo cały jest dobrocią (…). Stworzyliśmy sobie symboliczne figury takie jak diabeł, żeby symbolizowały zło. Również kondycja społeczna może reprezentować tę postać, ponieważ są ludzie działający na rzecz zła, ponieważ znajdują się w środowisku, w którym trudno jest postępować inaczej”.
Generał jezuitów to Wenezuelczyk, który w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku był zwolennikiem synkretyzmu katolicyzmu z marksistowską teologią wyzwolenia. Jak powiedział w tym samym wywiadzie on i papież Franciszek są „produktem jednej historii”. To, że idee rewolucyjne są mu nadal bliskie podkreślił, gloryfikując po śmierci dyktatora Kuby następującymi słowami: „Wraz ze śmiercią Fidela Castro, świat stracił człowieka, który dla wielu był bohaterem. Zmienił losy swojego kraju, a jego wpływy sięgały jeszcze o wiele dalej. Historia oceni dziedzictwo, jakie pozostawił”. Nb. warto zauważyć jak często używa słowa „rewolucja” sam Franciszek. Podobnie jak też słowa „nowe, nowa”.
Bóg nie może być Bogiem bez człowieka
Jorge Bergoglio, jezuita podczas audiencji generalnej w dniu 12 czerwca 2017 roku wypowiedział takie oto słowa: „Możemy być dalecy, wrodzy; możemy nawet powiedzieć iż jesteśmy bez Boga. Jednak Ewangelia Jezusa Chrystusa wyjawia nam, że Bóg nie może obyć się bez nas: nigdy nie będzie Bogiem «bez człowieka», nie może On być bez nas – i jest to wielka tajemnica!”.
Generał jezuitów przywołany wyżej powiedział, że teologia wyzwolenia była podmuchem świeżości w katolicyzmie. Stwierdzenie J. Bergoglio to nie jest podmuch, ale cyklon nowatorski – Bóg, aby być Bogiem potrzebuje człowieka. Ale czy można się dziwić skoro Bergoglio zapytany o to co sądzi na temat określania go mianem komunisty powiedział, że "A moja odpowiedź jest zawsze taka, że ostatecznie to komuniści myślą jak chrześcijanie" (wywiad dla „La Repubblica”). Ale podejdźmy może do sprawy humorystycznie – w sumie nie wiadomo o jakim Bogu mówi Bergoglio, który twierdzi, że „nie wierzy w katolickiego Boga, nie ma katolickiego Boga” i jak zabawnie ujął to ksiądz Anthony Cekada po wygłoszeniu tych słów - "Bergoglio: «Nie ma katolickiego Boga». Bóg: «Nie ma katolickiego papieża»".
Misja Chrystusa nie ma już żadnego sensu
Bergoglio w rozmowie z Eugenio Scalfari’m (wywiad dla „La Repubblica”): „Prozelityzm (nawracanie innowierców na katolicyzm) jest poważnym nonsensem. On nie ma sensu. Musimy się poznać, słuchać jedni drugich i powiększać naszą wiedzę o otaczającym nas świecie".
No i co tu napisać? Może to? „Wtedy Jezus podszedł do nich i przemówił tymi słowami: «Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata»”. (Mt 28, 18-20).
Żołnierze Chrystusa oczarowani transseksualistami
Rektor Jezuickiej Wyższej Szkoły Filozofii i Teologii w Sankt Georgen (Frankfurt/Oberrad, Niemcy), ks. prof. Ansgar Wucherpfennig SJ stwierdził, że całkowicie lekceważy naukę Kościoła katolickiego na temat małżeństwa. Udzielając wywiadu „Frankfurter Allgemeine Zeiung” jezuita powiedział, że „błogosławił już pary homoseksualne, tak, jak inni księża”. Duchowny dodał, że nie robił tego na dostępnych dla wszystkich mszach świętych, ale „w pewnej skrytości”. Dodał też, że „homoseksualiści mają swoje miejsce w Kościele, także jako jego kluczowi członkowie”.
Czy to jest szokujące? Cóż, jeżeli nawet to z pewnością nie kolejnego jezuitę - o. Johna Whitney’a SJ z Seattle University, który już nie „w pewnej skrytości”, lecz otwarcie wzywa do poparcia idei legalizacji małżeństw homoseksualnych, uczestniczy w lokalnych paradach gejowskich a o nauce Kościoła, gdy chodzi związki jednopłciowe mówi, iż jest ona kuriozalna i przestarzała podobnie jak starotestamentowe nakazy żywieniowe. Oczywiście wyżej wspomniany jezuita nie zapominał przy tej okazji wspomnieć, że to właśnie papież zachęca do odważnych postaw w Kościele. Można śmiało powiedzieć, że jezuici oszaleli na punkcie stosunków homoseksualnych – vide reklamowana szczególnie w okresie Wielkiego Postu w 2017 roku książka jezuity o. Jamesa Martina, redaktora magazynu „America” – „Building a bridge: how the Catholic Church and the LGBT community can enter into a relationship of respect, compassion and sensitivity” czy też kardynał Joseph Tobin (powołany, oczywiście, przez Franciszka), który powiedział "Jestem zachwycony, że wy i bracia i siostry LGBTQ planujecie odwiedzić naszą piękną katedrę".
Za kim nie przepada „metrologiczny papież”?
A zatem skoro homoseksualiści, biseksualiści i transseksualiści, jak pisze wyżej wspomniany jezuita o. J. Martin, „wnoszą do Kościoła szczególne dary” to kto tych darów nie wnosi tak szczodrze i obficie jak oni? Kto więc jest na cenzurowanym u J. Bergoglio? „Wykrochmaleni chrześcijanie, zbyt grzeczni, którzy rozmawiają o teologii spokojnie przy herbatce”. „Uzależnieni” od swego „rodzaju mody”, jaką jest starożytna liturgia rzymska. Przestrzegający doktryny katolickiej, która jest postrzegana jako “małostkowe normy postępowania”, “drobnostki”, “małostkowe regułki”. “Tradycjonaliści” wraz ze swoją “wrogą sztywnością” nie pozwalający na to, jak rzekł w 2014 roku, by „Bóg ich zaskakiwał”. Działacze pro-life, bo mają „obsesję” na punkcie aborcji. Ci, którzy są niezbyt gorliwi w wyrażaniu aplauzu dla zmian są „zaparkowanymi chrześcijanami”, „leniwymi”, „spędzającymi życie w zamrażarce”, „egoistycznymi” z mentalnością „uczonych w piśmie”. Cechuje ich „nadmierny rygoryzm” (jak młodych Amerykanów z „Juventutem” zachwyconych mszą łacińską). Jak powiedział - przy okazji sporu toczącego się wokół Zakonu Maltańskiego, przewodniczący tegoż Zakonu w Niemczech - Erich Lobkowicz toczy się „bitwa pomiędzy wszystkimi tymi, którzy stoją za Franciszkiem i niewielką kliką ultrakonserwatywnych twardogłowych w Kościele. Twardogłowych, którzy spóźnili się na pociąg zmian w każdym możliwym względzie".
A więc ten papież, którego Antonio Socci nazwał „meteorologicznym”, zajmującym się „bioróżnorodnością, losem robaków i małych gadów, jezior, nadużywaniem plastikowych butelek i klimatyzacją” nie przepada za tymi, którzy nie tańczą ochoczo w rytm tanga aggiornamento. Za tymi, których – jak pisał modernista i dominikanin, Yves Congar – nie dotknęła „rewolucja października w Kościele” (a był jednym z architektów owej rewolucji czyli II Soboru Watykańskiego). Ciekawi mnie czy liberalni, nowocześni, postępowi, modernistyczni katolicy stawiający w centrum świata nie Boga, ale człowieka będą skałą na której ostoi się Kościół Katolicki. Przeważnie w to wątpię – jeżeli zwietrzeje skała wiernych doktrynie to Kościół runie do morza laicyzacji i rozpłynie się w nim tak jak to się stało z Kościołem Katolickim w Holandii. Nie zapobieże temu upadkowi ani „msza z Pinokiem”, „msza z tangiem” czy też msza z Kubusiem Puchatkiem lub msza na basenie ani też, idąc z duchem encykliki „Laudato Si” ekologiczne nawrócenie. Teraz jednak mamy taki czas, gdy dawne grzechy przemijają a nowe się rodzą i dziś ten argentyński Pontifex Maximus nie woła, bo czy to przystoi w ekumenizmie równości religii, „nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”, ale segregujcie swoje śmieci, gaście światło, sadźcie drzewa i używajcie środków transportu publicznego, bo inaczej popełniacie grzech. Grzech przeciw Bogu. Taki to „klimatyczny” papież. Kardynał Robert Sarah z Gwinei przytacza słowa pewnego Włocha, który nawrócił się na islam – „Jeśli Kościół ze swą aktualną obsesją na punkcie sprawiedliwości, praw socjalnych i walki z ubóstwem zapomni w konsekwencji o swej kontemplacyjnej duszy, poniesie klęskę w swej misji i zostanie porzucony przez wielu swych wiernych, ponieważ nie będą już w stanie rozpoznać, co stanowi o jego specyficznej misji”. Jak pisał Nicolás Gómez Dávila „by uczynić z ludzi niewolników, należy im wmówić, że wszystkie problemy, to problemy społeczne”.
Dialogowanie z heretykami i karanie ubogich
Znakiem czasu, znakiem prawdziwego ducha argentyńskiego papieża są dwie sprawy. Pierwsza z nich dotyczy Franciszkanów Niepokalanej przeciw którym Rzym wytoczył działa usuwając legalne władze zakonu i ustanawiając komisarza, nakładając areszt domowy na sędziwego o. Stefano Manelliego, zamykając seminarium czy też (bo nie są to wszystkie represje) narzucając obowiązek podpisania deklaracji mówiącej, iż Novus Ordo Missae jest „autentycznym wyrazem” liturgicznej tradycji Kościoła (Franciszkanie byli birytualistami tj odprawiali i „nową” i „starą” mszę). A przecież Franciszkanie Niepokalanej wyróżniają się właśnie swoją surowością i ewangelicznym ubóstwem (jakże przecież ukochanym przez Argentyńczyka), które od czasu swego powstania, praktykują w ramach franciszkańskiego charyzmatu. Działania przeciw temu zakonowi w imieniu papieża prowadził kardynał João Braz de Aviz. Inne jest natomiast podejście wyżej wspomnianego kardynała do amerykańskich sióstr zakonnych, które zrzuciły uwierające ich habity, działają w organizacjach proaborcyjnych, zrezygnowały z Mszy św., bo musiałby ją odprawić wyświęcony kapłan a na to duch feministyczny im nie pozwala, uważają Trójcę Świętą za wyraz patriarchalnego przeżytku, praktykują jogę, wschodnią medytację reiki. Otóż w wypadku takich „sióstr zakonnych” prowadzi się li tylko i wyłącznie dialog w duchu tolerancji. Jak same mówią II Sobór Watykański „wyzwolił nas z getta i skierował ku ekologii, feminizmowi i sprawiedliwości społecznej”. Myślę, że siostry „nawrócone ekologiczne” są jednak bliższe argentyńskiemu papieżowi.
Nie ma efektu Franciszka
To, co jest pewne: nie ma praktycznych skutków „efektu Franciszka” w zakresie mocy przyciągania nowych wiernych do Kościoła Katolickiego. Według artykułu Matthew Schmitz’a, który ukazał się na łamach „The New York Times” („Has Pope Francis Failed?”) jest odwrotnie. Ów „niedogmatyczny ton” nie przyciąga. Jak mógłby przyciągać świat „małych potworów” (tym mianem Franciszek określa proboszczów)? „Potworów”, którzy „rzucają kamieniami w biednych grzeszników”. Bergoglio swoimi wypowiedziami wypycha z Kościoła tych katolików, którzy w dni powszednie uczestniczą we Mszy Św., często się spowiadają i odmawiają tradycyjne modlitwy. Ci są wg. niego „pelagianami” a zatem heretykami. Nie wszędzie też „efekt Franciszka” działa tak samo - 30 września 2016 roku w Tbilisi papież został wygwizdany a na lotnisku przywitali go demonstranci niosący transparenty na których napisano, że Franciszek jest arcy-heretykiem i antychrystem. Wizyta została zbojkotowana przez prawosławnych duchownych, którzy uznają, że papież wyznaje marksistowskie przekonania. Nawet „Newsweek” w wydaniu z września 2015 roku zapytał – „Is the pope catholic?”. Zapytał o to, co do czego – w wypadku wcześniejszych papieży – nigdy nie było wątpliwości. Wypowiedzi papieża z Argentyny są po prostu niestandardowe – nikt nie wie co ukrywa się za słowami, iż „Jezus stał się diabłem, wężem”, historia męczeństwa Chrystusa jest „historią porażki Boga”, „puste klasztory nie są nasze, należą do ciała Chrystusa, jakim są uchodźcy”, „zdecydowana większość naszych małżeństw sakramentalnych jest nieważna”.
Zakończenie czyli szpetota współczesnego Kościoła
To, co jest na zewnątrz jest odbicie tego, co wewnątrz. Dawniej świątynie budowane nie tylko jako miejsce w którym spotykają się ludzie, ale miejsce poświęcone Bogu. One nie tylko miały być funkcjonalne, ale przede wszystkim piękne, tworzące przestrzeń do przeżywania mszy. Dziś kościoły są - w wielu wypadkach - szpetne, brzydkie, nijakie (najbrzydszy, jaki widziałem to kościół we włoskim Foligno, Umbria – betonowy sześcian). Nie są one takimi dlatego, że tacy są współcześnie architekci, ale dlatego, że takimi je chcą ci, którzy je zamawiają. Kardynał Gianfranco Ravasi, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Kultury zauważył, że „Jak wiele nowych kościołów jest dziś głuchych, niegościnnych, chaotycznych i nieprzejrzystych. Ci, którzy je wznosili, nie liczyli się z głosem i milczeniem, które miały je wypełnić, nie myśleli o liturgii i zgromadzeniu, słuchaniu i patrzeniu”. Wtórując mu Simone Giusti, ordynariusz Livorno dodał: „Świątynia musi przemawiać do człowieka i do jego serca, jak tylko do niej wejdzie, posługując się językiem symbolicznym i afektywnym” zaś „nowe kościoły nie mogą być dziełem przypadku, bo zaprojektować świątynię oznacza również kształtować duszę tych, którzy będą się niej modlili”. W tej szpetocie zaś kultywuje się ekumenizm. Dzień judaizmu. Dzień islamu. To zaś, co powinno być dniem płaczu – jest dniem świątecznym (500-lecie reformacja, wystawienie pomnika Lutra w auli Pawła IV w Watykanie, uroczyste przyjęcie od luteranów słynnych 95 tez Lutra, które rozpoczęły (symbolicznie) protestancką rewoltę). Nie chcę rozwijając tematu ekumenizmu – dla mnie to jedno z wielu szaleństw II Soboru Watykańskiego, które wtłoczyły do krwioobiegu religii katolickiej nieustającą, nie tracącą mocy, truciznę. Bo przecież „kto twierdzi o sobie, że szanuje wszystkie idee, ten ogłasza gotowość zdrady swoich przekonań” (N.G. Davilla) zaś „prawda i błąd nie mogą mieć tych samych praw” albowiem „tylko prawda ma prawa; błąd nie ma praw” (Réginald Marie Garrigou-Lagrange).
Inne tematy w dziale Społeczeństwo