Kilkanaście lat temu jako członek Ligi Republikańskiej wręczałem na kontrmanifestacji 1 maja postkomunistom czerwone buraki. Dzisiaj lewica przypomina właśnie buraczane pole uzupełnione chwastami tudzież innymi lepszego rodzaju roślinami. W dodatku brak nawet namiastki idei mogącej zjednoczyć lewicę.
Główną partię lewicy czyli SLD trawi ostry wewnętrzny konflikt. Były lider SLD Wojciech Olejniczak odmówił rezygnacji z udziale w „Siódmym dniu tygodnia” w Radiu Zet mimo zakazu lidera partii Grzegorza Napieralskiego. W dodatku z powodu dziwnej inicjatywy zablokowania udziału Olejniczaka w audycji za pośrednictwem redakcji sprawa stała się publiczna i trafiła do mediów. Wyborcy lewicy otrzymali spektakl nielojalności nie widziany od lat.
Gdy kończy się jedna kampania wyborcza zaczyna się druga. Zgodnie z tą zasadą Wojciech Olejniczak już dzisiaj krytykuje pewne posunięcia Napieralskiego. W wywiadzie dla „Rzeczypospolitej” zrównanie emerytur SB-ków z innymi grupami nazwał aktem sprawiedliwości. Podobnie na sprawie ustawy medialnej lewica straciła chociaż sondaże w tej dziedzinie są różne. A w sprawie prywatyzacji szpitali podobno możliwy jest kompromis SLD z PO. Generalnie Wojciech Olejniczak ciepło uśmiecha się do liberalnych populistów i sugeruje, że jest do wzięcia i w dodatku nie sam a z grupą posłów. Rozłam w klubie i partii postkomunistów oznaczałby zejście ze sceny postkomunistów jako suwerennego podmiotu politycznego. Bo przy trzech silnych ośrodkach jednoczenia lewicy (SLD Napieralskiego, centrolew Rosatiego, SLD Olejniczaka) żadna lista może nie przekroczyć 5%. A kolejne grupy interesu odpływałyby do PO.
SLD postanowiło najwyraźniej być lewica postkomunistyczną czyli zwróconą w przeszłość. Zmiana Olejniczaka na Napieralskiego oznacza kontynuację linii programowej nostalgii za PRL. Znikły elementy proamerykańskości czy nawet fascynacji Unią Europejską. Nie jest jasne czy w tej sytuacji postkomuniści poszukają partnerów zagranicznych na Kubie, w Wenezueli czy Korei Północnej. Alternatywą dla SLD chociaż niepoważną jest Nowa Lewica Piotra Ikonowicza i wianuszek mikrobów politycznych w rodzaju Komunistycznej Partii Polski oraz Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Wenezuelskiej. Jest jeszcze ultraradyklany i ultraśladowy Kongres Porozumienia Lewicy.
Na lewicy szykuje się przepychanka o mityczny potężny elektorat centrowy i nieznacznie na lewo od centrum. Nie wiem czy wobec wyssania znaczącej części centrum sceny przez PO ktoś potrzebuje letniej kawiorowej lewicy. Poza SLD (w jednym lub dwóch obozach), SdPl i Centrolewem w tym sektorze chce się uplasować socliberalna „Krytyka polityczna”. Marginalnymi elementami w tym obszarze pozostają Partia Kobiet i Zieloni 2004. Może nastąpić radykalizacja obu tych partii na tle postulatów o legalizację narkotyków czy aborcję na życzenie.
Problemem lewicy jest brak jakiejkolwiek poważnej idei poza obroną dobrych stron PRL – często z punktu widzenia byłych aktywistów PZPR. Kandydatem na ideę lewicy jest nowy internacjonalizm, tym razem patriotyzm Unii Europejskiej kosztem polskich interesów narodowych. Prawa miłośników innych orientacji seksualnych to zaledwie mało istotny dodatek. O realnej wrażliwości społecznej lewica praktycznie zapomniała – zresztą z badań wynika, że najważniejszą dla najbiedniejszych Polaków jest Kościół. Na razie nie ma wzięcia antyamerykanizm w tym walka z tarczą antyrakietową.
Może dobrym rozwiązaniem dla lewicy byłby jakiś Konwent Nieświętej Katarzyny, oczywiście pod patronatem Jerzego Urbana (sprzedaż „NIE” to już tylko 90 tys).
Inne tematy w dziale Polityka