Pojęcia „wspólnoty” używa się – takie przynajmniej odnoszę wrażenie – bądź jako narzędzie do dyskredytacji bądź do apoteozy pewnych zachowań lub idei, z którymi wspólnota się identyfikuje. Wszystko zależy od tego co konstytuuje daną wspólnotę , a właściwie jaki stosunek ma do tego oceniający.
Jeśli wartości konstytuujące dana wspólnotę są oceniającemu bliskie to wspólnota sama w sobie jest błogosławieństwem, jeśli nie – oceniający widzi w niej parafiańszczyznę i zabobon a w samej instytucji wspólnoty widzi zagrożenie dla postępu ( z resztą ten zarzut to kolejny cep) bądź działanie wywrotowe, burzące społeczny porządek.. Nie przeszkadza mu to wychwalać inne wspólnoty i rozwodzić się nad zbawiennym wpływem tejże instytucji na tkankę społeczną.
Osoba broniąca idei wspólnot akcentuje jej wierność zasadom i przyznaje jej tytuł ich jedynego depozytariusza.. Osoba atakująca zarzuca fanatyzm, przy czym zarzut ten opiera się często na braku wiedzy o krytykowanej wspólnocie.
Tu pojawia się magiczne pojęcie „otwartości” . Oceniający chcąc zdyskredytować wspólnotę jako taką, zarzuca jej najczęściej brak „otwartości” czyli , jak rozumiem , niechęć do poznawania i akceptacji idei i bodźców płynących z.... innych wspólnot a najczęściej ze wspólnoty , którą sam oceniający reprezentuje. Ci , którzy bronią danej wspólnoty nie bez racji uznają , że jest takie „coś”, że gdy z tego zrezygnuje , przestanie istnieć.
No właśnie... Każdy z nas do jakiejś wspólnoty należy – rodzina, religia, osiedle , „mała ojczyzna”, ojczyzna, państwo, praca, prądy intelektualne, naród, społeczeństwo, Europa... To przecież wspólnoty... Nakładające się na siebie wspólnoty.... Chyba każdy z nas podskórnie czuje co jest warunkiem koniecznym do ich istnienia i jak pozytywne role mogą pełnić... Ale chyba nie wszyscy uważamy iż żadna z nich nie powinna mieć prawa na wyłączność.
Stawiam tezę , że im więcej w naszym życiu nakładających się wspólnot tym lepiej. Żadna wspólnota nie może być jednak zagrożeniem. Do każdej z nich powinniśmy mieć możliwość akcesji ale też i prawo rezygnacji . Czy to oznacza , że nie podlegają one wartościowaniu (porządkowaniu wg ważności) ? Ależ nie !!! Tylko naturalnym jest , że będą to nasze osobiste „rankingi” a o ich słuszności przekonamy się u kresu naszych dni... . Zwracam też uwagę , że w sytuacji gdy któraś ze wspólnot nie wypełnia należycie swojej społecznej roli następuje nienaturalny „przepływ” do tych wspólnot, w których czujemy się bardziej nie tyle bezpieczniejsi co bardziej naturalnie i normalnie . Więc jeśli jakaś wspólnota czuje się zagrożona przez ekspansję innej, to niech przyczyn tego stanu rzeczy szuka u siebie...
Zdaje sobie również sprawę , że są wspólnoty w których udział wzajemnie się wyklucza. Ale nie uważam , że musi to być walka na śmierć i życie... Bo jeśli taka jest , oznacza to iż członkowie tych wspólnot są „mono-wspólnotowi” tzn. zgodnie z moja wcześniejszą tezą nie spotykają się na terenie żadnych innych wspólnot... Są po prostu członkami sekt...
Wiem , że znajdą się „twardziele” , którzy stwierdzą , że żadna wspólnota potrzebna im do życia nie jest... Albo , że są w jednej, tej najwłaściwszej .... Tylko dlaczego piszą na Salonie 24 ?
To ja - ortograficzny abnegat :
Wypełniasz PIT? Przekaż 1% podatku.
W formularzu PIT wpisz numer: KRS 0000037904
W rubryce „Informacje uzupełniające - cel szczegółowy 1%” podaj: 24463 Ziętarska Monika
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka