Zbyszek Zbyszek
365
BLOG

A kiedy już mnie nie będzie...

Zbyszek Zbyszek Rozmaitości Obserwuj notkę 38

Wyszedłem zobaczyć szopkę. Stoi toto przy kościele. Najpierw się z tego wyśmiewałem, bo myślałem, że będą prawdziwe zwierzęta, bo to przecież domek drewniany i tak dalej. Ale nie. Wstawili figurki, jakieś niebieskie płótno i muzyczkę słabej jakości coś tam odtwarzającą.

Ale raz się zatrzymałem. Oparłem o barierkę i zajrzałem do środka. No nic ciekawego. Trzej królowie chyba z gipsu. Matka Boża, dzieciątko Jezus. Oczywiście i Józef i krowa i chyba osioł. Osła jakoś nie pamiętam. Nie rzucał się najwyraźniej w oczy, może był czymś zajęty.

Więc tak niechcący, bo nie chciało mi się odrywać łokci od poręczy, na której się na chwilę wsparłem, zacząłem wodzić wzrokiem. Na ścianach serduszka i gwiazdki. Najwyraźniej przygotowane przez dzieci. Na tę okazję. Jest jakiś Bartek. Magda. "Dokarmiałem głodne zwierzęta" - głosi napis na jednym serduszku i podpisane imieniem. Jakiś chłopiec deklaruje, że posprzątał swój pokój. To ci osiągnięcie - pomyślałem. Geniusz kurcze. Mógł nie posprzątać, a posprzątał. Dziewczynka pomagała mamie. Ktoś na serduszku napisał, że odwiedzał dziadka. W miarę wodzenia wzrokiem po tych deklaracjach, często niezdarnie zapisywanych dziecięcymi kulfonami, w miarę słuchania kolędowej muzyki, coś mi się zaczęło przecierać w świadomości. To nie o te figurki chodzi. Ani o wystrój. Ani o zwierzęta. Ani o to, żeby było atrakcyjnie. To chodzi o dobro. Ale czym jest dobro? Dobro to jest to, co pomiędzy tobą, a mną, się zdarza, może zdarzyć, nie zdarza wcale.

Zrobiłem kilka zdjęć, jakiś filmik, bo nagle ładna ta szopka się dla mnie zrobiła i w drogę. Trochę na około, bo podniosłem głowę i zobaczyłem gwiazdy, więc żeby nie tędy, gdzie najwięcej latarni, tylko tam, gdzie ich mniej, gdzie może raz jeszcze ten czerep podniosę i popatrzę.

Przypomniały mi się zdjęcia pośmiertne papieża Benedykta. Ale to tylko migawka. Nie jakieś filmy z pamięci. Nieładne. Trup jest nieładny. Człowiek to nie jest trup. Się ludziom zdawało, że skoro Pan Jezus, to na tej samej zasadzie, w tej samej mechanice, w ten sam sposób. Ale guzik. Trupów na świecie za dużo. Więc jak kościół dopuścił, to coraz więcej ludzi wybiera urnę. Nogi mocniej zapracowały, bo ścieżki nie było widać, bo ani drogi ani światła, tylko trawa i wąski wydeptany w niej ślad. Po prawej trzech chłopców, bo ja wiem z szesnaście lat. Ale to daleko, na drodze, przy ławce, gdzie światło i głośno.

Gwiazdy po niebie rozsypane. Tu, tam i jeszcze tam. Głównie w kolorze niebieskim. Jedna... jedna ewidentnie pomarańczowa. Głowę bym dał, że pomarańczowa. Taka trochę jak nasze Słońce. Może to Jowisz? Może jakaś taka żółta gwiazda? Może mi się wydaje. Inna znowu jakby się ruszała, jakby mrugała. Gwiazdy chyba nie mrugają, przynajmniej inne spokojnie nade mną jak okiem sięgnąć w dowolną stronę. Kim jest ten, który na nie patrzy? I co będzie, jak mnie już nie będzie? Te gwiazdy nadal będą w tym miejscu? Nadal będą świecić? A jak byli żołnierze rzymskich legionów i była noc, to co widzieli na niebie? Może to samo, co ja widzę teraz? A magowie, kapłani, mędrcy Sumeru? Patrzyli na te gwiazdy. Co z tego rozumieli? Co czuli.

Młodzi przy ławce zaczęli głośno pokrzykiwać. Chyba czują się, przynajmniej na tę chwilę, królami życia. Może przeciwnie, ten krzyk w nich coś maskuje, próbuje uspokoić. Ludzie patrzą w komórki, w komputery, w ekrany. Nie patrzą w gwiazdy. Słowo daję, że obok jednej z nich jakiś taki jasny cień, jakby mgławica czy co. A może to strzęp chmury, pary wodnej jakoś tak podświetlony światłem gwiazd, zostawia sobą jaśniejszy ślad na czarnym niebie.

Odwróciłem się w stronę domu. Dokładnie w jego kierunku z nieba spadał dyszel Wielkiego Wozu. A może to Mały Wóz? Nie rozróżniam. Jestem laikiem. Wóz to wóz. Pewnie wielki, bo duży i spory kawałek nieba zajmuje. Teraz jakoś tak z góry na dół, wskazując na miejsce, gdzie mieszkam, gdzie żyję, gdzie jestem.

Każdy z nas może patrzeć na gwiazdy. Tak samo jak tysiąc, dwa tysiące i więcej lat temu. Życie każdego człowieka z osobna jest jak taka gwiazda. Jest unikalne. Jedyne. Moje takie jest, choć tego nie zauważam. Twoje takie jest. Choć może to zauważasz. Jest warte wszystkich spraw tego świata. Nie jesteśmy, jak chce tego system luster zwanych ekranami, tylko przedmiotami w systemie. Sterowalnymi, przewidywalnymi, skończonymi. Taki jest właśnie "system" i ci, co go tworzą, co go wyznają, co mu służą. Ludzka chciwość jest przewidywalna. Ludzka twórczość już nie.

Po drodze spotkałem jeszcze znajomego. Ma problem, poważny w rodzinie. Życie każdego z nas z jednej strony jest nieskończenie wiele warte, a z drugiej strony wisi na włosku, każdego dnia. Każda rzecz, którą robimy, też zostaje i ma znaczenie. Więc... co będzie, jak mnie nie będzie? Myślę, że pewnie nic takiego. Mam nadzieję, że ktoś podniesie w przyszłości głowę. Popatrzy gwiazdy i się na chwilę zapomni, zamyśli, zapodziwia. Wracając do domu jeszcze się zastanawiałem. Czy na pewno ta jedna gwiazda była pomarańczowa. No była - sobie powtórzyłem.


-----------------------------------------------

ps. Osioł jednak był.

image

Video.

Zbyszek
O mnie Zbyszek

http://camino.zbyszeks.pl/  Kopia twoich tekstów: http://blog.zbyszeks.pl/2068/kopia-bezpieczenstwa-salon24-pl/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości