Zbyszek Zbyszek
769
BLOG

A więc wojna...?

Zbyszek Zbyszek Kultura Obserwuj notkę 8
Mała próba beletrystyczna

- A więc wojna...? - mówię do gościa, obok którego usiadłem na ławce nad rzeką.

- Woja - powtórzył wypuszczając kłąb dymu papierosowego. - Rzeka się skrzyła, lśniła, błyskała rzeką świateł. W sumie gdyby powiedzieć, że to rzeka światła też by dało radę, ale mieliśmy ważniejsze sprawy na głowie. - Pamiętasz jak to było bez wojny? - zagadnął wbijając we mnie swoje przekrwione trochę oczy. Bujne policzki, kudły rudobrązowych włosów spadające na czoło.

Zastanowiłem się.

- Szczerze mówiąc, nie pamiętam. To znaczy pamiętam - uzupełniłem pośpiesznie - że tak było. No... jak byłem mały. Wtedy nie było wojny. Właziliśmy na stogi siana. Robiliśmy w polu. Gorąco było. Sam nie wiem, jak to możliwe, ale to zsiadłe mleko w kankach było zimne. Mogli niby trzymać w studni, ale tu na polu słońce jak cholera. No to pamiętam, ale to mi się zdaje teraz jakieś nierzeczywiste, jakaś bajka taka. Nie wiem. Historia z powieści albo z filmu. Tego nie ma. Nie czuję tego.

- A co czujesz? - przecedził przez zęby.

- Czuję... - zawahałem się - no nie wiem jak to nazwać.

- Wal.

- Czuję się wkurwiony - wypaliłem i natychmiast pożałowałem.Dzisiaj... takie słowa... to natychmiastowa kara. Bo jest wojna... Bo wszyscy jesteśmy na froncie. Bo trwają zmagania, to trzeba uważać. Miarkować się. Gdy wróg u bram, nie można zrobić fałszywego kroku. - Jestem rozdrażniony - dodałem. - Wkurzony - uzupełniłem i nie wiedziałem, co mówić dalej, jak nazwać ten stan, w którym pewnie wszyscy jesteśmy. Ale na wojnie nie zadaje się pytań. Na wojnie padają trupy, wygrywa się lub przegrywa batalie. Na wojnie się walczy, a... jest o co. Ważą się losy. Ludzkości, kraju, ojczyzny, planety, prawdy, sprawiedliwości, wolności, przyszłości naszych dzieci. Znaczy... jakich znowu dzieci. Dzieci jest za dużo, bo jest przeludnienie i jeśli chcemy ocalić planetę, to ludzi musi być mniej.

- I to tyle - nieznajomy wypuścił kłąb dymu. Jego kurtka była koloru nieokreślonego. Pomieszanie znoszenia, pomięcia i wyblaknięcia w słońcu. Truł się tymi papierosami, na szczęście wiatr był w jego stronę, to mnie nie przeszkadzało. - Ja nie pamiętam - kontynuował - zdaje mi się, że wojna jest zawsze. Wojna o... - strzepnął popiół, na końcu papierosa niewielki żar - nie wiem o co ta wojna - zakończył. - To jest wojna bez końca. Zawsze o coś, kogoś z kimś. Tylko etapy się zmieniają, tylko strony. Raz Oceania, raz Eurazja - próbował chyba nawiązać do "1984" Orwella - raz bitwa o klimat, raz z narkotykami, raz o wolność prasy, raz o prawdę. Ile to już było tych bitew? - zapytał.

Patrzyłem na rzekę i usiłowałem sobie przypomnieć. Zacząłem liczyć, o wyjaśnienie, o wirusa, znaczy o szczepienia, znaczy o zdrowie. No. O edukację. O religię albo z religią, co to za różnica. O ustawę. I o tę drugą ustawę. O... - zgubiłem się - to nie miało sensu. Zawsze jest o coś wojna. Kolejna bitwa. Te skurwysyny - ciągle usiłują nas zniszczyć, wczoraj mnie dwóch zaatakowało i ten jeszcze jeden, co za szuja. Może jeszcze wojnę o handel byśmy zrobili, bo w sklepach ciągle mnie starają się oszukać. No dobra, mylą się. Zawsze na moja niekorzyść. I co z tego? G.... z tego.

- Może kiedyś nie będzie wojny? - zagaił.

Uśmiechnąłem się gorzko. Zawsze będzie wojna - jakoś to wiedziałem, nie potrzeba było kombinować, taka była prawda. Wojna będzie zawsze. I jeśłi się skończy to za wiele, wiele pokoleń, kiedy nas tu już nie będzie. Może wtedy jacyś ludzie znów siądą na tej ławce, o ile wytrzyma do tego czasu i zaczną normalną rozmowę. Co tam u dzieci, jakiej muzyki słuchają, może padną propozycję dobrej zabawy. Może na mecz. Gdy tysiące ludzi razem na stadionie i słońce, i wiosna, i wspólny śpiew, i drużyna wygrywa.... Jakiś cień się nasunął na ten widok. Nasza drużyna teraz przegrywa. Ale musimy być mocni. Musimy przetrwać w okopach. Trzeba dyscypliny i charakteru. Trzeba trochę brutalności, bo z wrogiem nie da się inaczej. - Daj jednego - powiedziałem do nieznajomego wskazując spojrzeniem na jego papieros. Wziąłem po chwili, odpaliłem. Dym był gorzki i duszący. Zakasłałem się, ale wciągnąłem go w płuca. Tak lepiej. To uspokaja myśli. Żołnierze zawsze palili. Można powiedzieć do końca życia. Światła wyciekły gdzieś z powierzchni rzeki. Teraz była tylko szara, chłodna, groźna, złowroga. Chcieć przez nią przejść - nie da rady. Ogranicza. Grozi. Jest zagrożeniem, jak prawie wszystko wokół.

- No dobra idę - powiedziałem wstając. Nie odpowiedział, mrużył oczy i pociągnął następny haust dymu. - To cześć - rzuciłem. Dalej nie odwracał twarzy. Chrząknąłem.

- S........j - rzucił.

Zacisnąłem zęby. To s....syn jeden. Wydawał się normalny. Dłonie zwinąłem w pięści. Ruszyłem szybkim krokiem. Już czas. Wziąć udział.

Zbyszek
O mnie Zbyszek

http://camino.zbyszeks.pl/  Kopia twoich tekstów: http://blog.zbyszeks.pl/2068/kopia-bezpieczenstwa-salon24-pl/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura