szczyt pandemii, Zbyszko Boruc
szczyt pandemii, Zbyszko Boruc
Zbyszko Boruc Zbyszko Boruc
162
BLOG

Trylogia o wirusie cz.1 - Nagi wirus

Zbyszko Boruc Zbyszko Boruc Koronawirus Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

23 kwietnia 2020

Doczekaliśmy się. Ja się doczekałem. To znaczy – nie doczekałem się. Po kilku tygodniach oglądania gigantycznego spektaklu (i uczestniczenia w nim przecież) potwierdziłem swoje przekonanie, że nie ma takiej sytuacji, w której rozdęty aparat państwa może wykazać się skuteczną dbałością o tzw. dobro zbiorowe. Doczekałem się kuriozalnego dowodu na to, że się nie doczekam, by móc pochwalić urzędników kroczącego ku socjalizmowi państwa za skuteczne i mądre działania.

Pandemia zalała świat. Straszny wirus zbiera śmiertelne żniwo. Lęk i niepewność sparaliżowały ludzi, opustoszyły miasta, zapełniły cmentarze i krematoria. Ludzkość wstrzymała oddech (prawie dosłownie, przynajmniej w Polsce: maseczki tak trochę działają). Co robić, jak się ratować?

Szczęśliwie jest promyk nadziei. Jest ktoś kto może nas uratować i stanął do boju z niewidzialnym wrogiem. Rządy całej planety, jeden po drugim ruszyły do działań. Nie bójmy się tego słowa: heroicznych działań. Ministrowie, premierzy, urzędnicy, eksperci, służby - ach, jak dobrze, że tyle ich mamy! Nie śpią nocami i dniami tylko trwają na stanowiskach i mimo potwornego ryzyka pracują. To dla nas tak tyrają, dla nas organizują konferencje prasowe, co dzień, co tydzień mają nowy pakiet wytycznych, rozporządzeń, specjalnych  a nieodzownych działań. Jest więc nadzieja, jest szansa, że choć część z nas przeżyje, dotrwa do zwycięskiego końca tej walki.

Przyznam się ze wstydem: przez kilka dni w pewnym stopniu byłem gotów podzielać tak wyrażony pogląd. No, może nie aż tak dramatycznie odmalowany, ale faktycznie uznałem, że minister S. i jego ekipa z grubsza dobrze wzięli się do roboty i zmierzają w we właściwym kierunku. Odpowiedzialnie i zdecydowanie. Dni jednak mijały i w kwietniowym słońcu moje uznanie topniało jak porcja lodów. Z jednej strony kolejne restrykcje i ograniczenia, czy przesławna „tarcza”, a z drugiej informacje, docierające głównie z Internetu, opinie wielu uznanych naukowców, dane statystyczne, relacje i komentarze zasłyszane tu i ówdzie. Wniosek zrodzony w moim małym móżdżku i wsparty, na ile to możliwe, chłodnym namysłem urósł do wielkości granitowej skały i jest dziś taki: totalna ściema i manipulacja. Monstrualna przesada w nadymaniu „potwornego” zagrożenia i, jak odbicie w krzywym zwierciadle, nakręcająca się w samozachwycie pompa działań rządu zalewającego nas coraz mniej mądrymi, a bolesnymi dla milionów ludzi ograniczeniami. Zrobili tak, jak się zacząłem obawiać już po kilku dniach: rozsmakowana we własnym działaniu biurokracja znalazła się w swoim żywiole. Wytyczne, przeliczniki, zmieniające się i zazębiające w sprzecznościach regulacje. „Tarcza antykryzysowa”, czyli wielosetstronicowy, urzędniczy gniot konstruujący kolejną machinę do mielenia przedsiębiorców. Zapowiedzi wspaniałych innych „osłon” czekających nas po „zwycięstwie”, a oznaczających inflację, recesję, bezrobocie i zmniejszoną wolność na wielu polach. Czołg zbudowany z paragrafów wystawiony do walki z muchą pandemii. Czołg który może rozjechać zdrowy rozsądek i zniszczyć dorobek milionów ludzi.

Tak to widzę. Zagrożeniu na poziomie bardzo ostrej fali jesiennej grypy i to tyczącemu tylko zdecydowanie najstarszej części społeczeństwa przeciwstawiono działania bez precedensu w najnowszej historii. Sparaliżowano działanie całych państw i skutki tego, jestem pewien, będą dużo gorsze niż potencjalne efekty koronawirusa. Również w wymiarze, który tak chętnie jest nagłaśniany, czyli liczby ludzi którzy stracą życie. Tych śmierci będzie bardzo dużo, ale nie usłyszymy o nich w newsach i raportach rządowych. Samobójstwa, nieodbyte zabiegi i odwleczone operacje medyczne, utrata zdrowia z powodu ograniczonego dostępu do wielu istotnych usług, opieki lekarskiej, braku ruchu i słońca dla ludzi potrzebujących tego jak lekarstwa, bieda przekładająca się na statystyczną długość życia. Te fatalne skutki rozłożą się w czasie i nie dadzą się łatwo wychwycić ale będą. Będą też zniweczone  plany i aktywność ludzka, rozczarowanie, strach o przyszłość – tego nikt konkretnie nie policzy i nie umieści na czerwonych paskach w wiadomościach telewizyjnych.

Stworzono coś gorszego niż koronawirus. Wytworzono epidemię strachu. W wyniku medialnego ciśnienia popartego autorytetem rządu i jego „ekspertów” udało się przekonać miliony ludzi do zaakceptowania kuriozalnych zasad funkcjonowania. Zbudowano obraz śmiertelnego zagrożenia czyhającego na każdym kroku i w osobie każdego spotykanego człowieka. Ten strach to prawdziwa pandemia, potwornie destrukcyjna i niosąca śmiertelne konsekwencje. Boimy się siebie nawzajem, pokornie dusimy się w maskach, a nie zauważamy realnego stopnia zagrożenia. Ubezwłasnowolnieni strachem. Cóż to za przedziwna sprawa, że nagle okazało się, iż ewentualność śmierci po złapaniu tego jednego, konkretnego wirusa paraliżuje ludzkość jak gaz bojowy. Nie obezwładnia ludzi możliwość śmierci na gruźlicę, na infekcję przywiezioną z egzotycznej wycieczki, na powikłania pogrypowe, czy od dowolnego z wielu znanych i nieznanych wirusów. Nie boją się zginąć w wypadku samochodowym, czy ogólnie, komunikacyjnym, nie odmawiają sobie uprawiania sportów i palenia papierosów albo picia alkoholu, nie rezygnują z kąpieli słonecznych i morskich albo łażenia po górach, miliony istnień ludzkich ginie za sprawą aborcji itp. itd. A przecież wszystko to razem wzięte i każde z osobna jest okropnym i statystycznie po wielokroć większym zagrożeniem niż koronawirus, który na dodatek jest zasadniczo groźny tylko dla wąskiej części populacji ludzi najstarszych.

Daliśmy się nie tylko nastraszyć. Daliśmy się ośmieszyć w swoim nieracjonalnym sparaliżowaniu strachem. Nie zauważamy skali manipulacji i kumulacji półprawd, przeinaczeń, wyrwanych z kontekstu obrazów i liczb. Media do spółki z rządami (kto kogo nakręcił pozostaje dla mnie pytaniem – może to działanie ręka w rękę od samego początku?) zrobiły z nas wytresowane stado, którym można dowolnie sterować i dowolnie okrajać jego życie.

Może w jakimś stanie zagrożenia taka skala paraliżu byłaby akceptowalna. Pewnie tak, potrafię sobie takie scenariusze wyobrazić. Jestem jednak przekonany, że z taką sytuacją absolutnie nie mamy do czynienia. Zagrożenie jest nieduże, może trochę większe niż przeciętnie bywa od czasu do czasu, gdy coś w przyrodzie ułoży się niekorzystnie. Oczywiście trzeba się z nim mierzyć tak, jak umiemy, trzeba szukać sposobu, by pomóc najbardziej zagrożonym, czyli, jak się wydaje, najstarszym z nas. Po to mamy ogromne i kosztowne systemy opieki zdrowotnej i ogromne ministerstwa pełne, rzekomo wybitnych, ekspertów. Ministerstwa infrastruktury czy komunikacji też nie są po to by z powodu tysięcy ofiar motoryzacji zamykać drogi i zakazywać przemieszczania się.

Do mediów, głównie tych telewizyjnych, mam pogardę i pretensję za to, że w sianiu paniki są jak sformatowane i nie dopuszczają głosu krytycznego. Do rządzących mam jeszcze większą pretensję i pogardę. Media jakie są powinniśmy się już dawno przyzwyczaić i wiemy, że karmią się sensacją i nieszczęściem. Od rządów powinniśmy spodziewać się odrobinę więcej. Rzekomo -  ja, jak wspomniałem na początku, takich złudzeń nie mam i opcje widzę dwie. Albo miłościwie się nami opiekujący są cyniczni i skwapliwie wykorzystują rozkręconą paranoję, by zwiększyć swą władzę nad nami, albo są głupi, niekompetentni i niczym nie lepsi od mas, którym mają czelność narzucać się ze swoją władzą. Nie wiem, która wersja jest lepsza, ale obie budzą moją grozę. Od lat zresztą. I świta mi w głowie ponura myśl, że te dwie możliwości wcale nie muszą się wzajemnie wykluczać…

Na koniec chciałbym uprzedzić potencjalny zarzut. Taki otóż, że moje oskarżenia są bezpodstawne, nie poparte konkretnymi danymi i cytowaniem źródeł, że nie podaję rozumowania i stojących za nim przesłanek, które prowadziłyby do powyżej snutych wniosków. Wyjaśniam więc, że zrobiłem to umyślnie, bowiem przedstawić chciałem tylko podsumowanie przemyśleń i materiałów, które, owszem, istnieją, ale świadomie nie próbuję ich tu zebrać i rzucać „dowodami”. Każdy niech się sam rozejrzy. Ja gram va banque: rzucam swoją tezę i czekam by czas ją zweryfikował. Na moją korzyść niech zagra tylko to, że staram się być w swej głupocie konsekwentny: nie boję się koronawirusa bardziej niż grypy. Podam każdemu rękę i gdzie się da nie chodzę w maseczce (chyba, że boję się mandatu)  Nie izoluję się od znajomych i rodziny (tych, którzy są tak samo „głupi” jak ja i się mnie nie boją). Chodziłem i chodzę do kościoła i uczestniczę w nabożeństwach z odkrytą twarzą. Łamię piąte przykazanie, jak sugerował, myślę, że cokolwiek pochopnie, jeden z hierarchów? Jestem głęboko przekonany, że taki zarzut jest grubą przesadą.
To co powyżej to po prostu moja opinia wyprażona w ogniu atakującego mnie absurdu. Poparta czymś, co ośmielę się nazwać zdrowym rozsądkiem i po prostu intuicją biorącymi się z oglądu rzeczywistości, szczególnie zaś faktycznego funkcjonowania i pożytku z działań tzw. rządu.

Pokuszę się też o prognozę. Restrykcje będą łagodniały we wszystkich krajach. Niektórzy szybciej inni później uwolnią gospodarki z paraliżu. Im poważniejszymi graczami będą ci pierwsi tym szybciej pozostali pójdą w ich ślady by nie zostać w tyle. Oczywiście odtrąbione zostanie zwycięstwo i sukces rządu. Zostaniemy dokładnie i łopatologicznie poinformowani komu zawdzięczamy zdrowie. Wnioski nasuną się same: trzeba będzie zwiększyć obecność państwa w naszym życiu po tym jak wspaniale zdało egzamin - utrzymując władzę po kolejnych wyborach wygranych dzięki zaimponowaniu społeczeństwu heroiczną walką z niebezpieczeństwem, które się samemu wykreowało.

Wirus czy raczej „ratujący” przed nim rząd jest nagi. Tak jak Andersenowski król, którego nagość widziało tylko dziecko. Nie dajmy się wirusowi który przybrał postać dziennikarzy, ministrów i ekspertów. Życzę wszystkim dużo zdrowia i podnoszenia odporności na świeżym powietrzu oddychając pełną piersią w promieniach wiosennego słońca. Minister S. niech siedzi z kolegami w maskach na kwarantannie w swoim ministerstwie zamkniętym dla bezpieczeństwa (naszego) na cztery spusty.

Zupełnie nie rozumiem świata i chyba to napędza moją chęć, by się tym podzielić z innymi. Nie rozumiem świata, ale staram się go fotografować - zapraszam: Zbyszko Boruc - fotografia

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości