Zbyszko Boruc, psycho 1
Zbyszko Boruc, psycho 1
Zbyszko Boruc Zbyszko Boruc
350
BLOG

Manifest antypsychologiczny

Zbyszko Boruc Zbyszko Boruc Psychologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

Tytuł jest oczywiście skrojony cokolwiek na wyrost, ale ma stanowić rodzaj hasła obrazującego istotę tego, co chciałbym zasygnalizować. Są to dwie tezy tyczące psychologii i psychologów (lub na odwrót). Pierwsza to ta, że psychologia jest niczym więcej niż paranauką, a do naukowości rości sobie jedynie pretensję - przynajmniej w ogromnej części zadań którymi się zajmuje, a szczególnie w swych działaniach praktycznych, których obiektem jesteśmy my, zwykli ludzie. Mimo to jej przedstawiciele zdołali przekonać świat, że są w stanie podejmować skuteczne działania w niezmierzonym obszarze naszej psychiki i duchowości - a nie są. Jesteśmy więc zbiorowo oszukiwani i korzystamy w dobrej wierze z usług owej niby-nauki otrzymując efekt żałośnie mizerny, a nawet, w dużej mierze, szkodliwy.

Rzecz druga, to spostrzeżenie, że w wyniku powyższego stanu rzeczy psycholodzy zdobyli ogromny wpływ na nasze życie, osadzili się w nim stabilnie i penetrują coraz skuteczniej całe społeczeństwo, wpełzając zarówno w życie zbiorowe jak i indywidualne każdego z nas. Najważniejsze zaś jest to, że obecność psychologów w naszej rzeczywistości jest dwoista: mentalna, przez zakorzenienie w naszej świadomości, oraz coraz bardziej instytucjonalna, umieszczona w strukturach państwa, w edukacji, systemie prawnym itd. To zaś jest po prosu groźne, powoduje dodatnie sprzężenie zwrotne i dalsze utrwalanie psychologii w naszej świadomości, uzależnienie i bezbronność wobec „usług” z których korzystanie staje się coraz bardziej bezalternatywne.

Spójrzmy na psychologię: to nauka społeczna podobnie jak, na przykład, socjologia. Operuje statystyką jako narzędziem, dzięki niej formułuje hipotezy z których następnie próbuje budować prawa, te zaś stają się budulcem do działań psychologów w ich pracy. Statystyka i rachunek prawdopodobieństwa - sęk w tym, że budowane na takim fundamencie reguły są słabe, dużo mniej jednoznaczne i stabilne niż to ma miejsce w naukach przyrodniczych, szczególnie w tych uznawanych za ścisłe, gdzie na krańcu oznaczoności i logicznej spójności znajduje się matematyka. Są tak słabe, że rodzi się pytanie, jak wiele z nich w ogóle zasługuje na miano „praw”. Czy wykraczają poza ramy hipotez, domysłów, pewnych prawidłowości zaledwie (o szerszym lub węższym zakresie weryfikowalności)? Jak wiele z nich to tylko wątłe idee lub, najzwyczajniej, przejaw ideologii i/lub życzeniowego myślenia ich autorów? Musimy o tym pamiętać używając szczytnego miana „nauka”. W psychologii panują mody, zmieniają się poglądy, cyklicznie następują „rewolucje” i pojawiają się nowe trendy - cóż to za nauka? Poza tym instrumenty służące do sprawdzania słuszności kolejnych „odkryć” i ich weryfikacja jest tak samo nieprecyzyjna, jak baza na której cała dziedzina jest ufundowana. Cóż można bowiem w niej zmierzyć, jak obejrzeć wynik eksperymentu czy badania – wszędzie tylko werbalna nieoznaczoność, subiektywne odczucia, refleksje, stany ducha. Pamiętajmy o tych sprawach, miejmy je przed oczami, gdy rozważamy tematy związane z tą dziedziną.

Oczywiście to, czy osiągnięcia psychologii są duże, czy małe i czy jej ranga jest taka jaką chcieliby widzieć sami psychologowie, jest także sprawą niemierzalną i niemożliwą do obiektywnego nazwania i nie roszczę sobie pretensji by wchodzić w ten wątek głębiej. Przedstawiam tu wrażenia z oglądu stanu rzeczy jaki jest możliwy z punktu widzenia przeciętnego człowieka, a prawo do tego daje mi coś, co ośmielę się nazwać zdrowym rozsądkiem oraz spore doświadczenie w kontaktach z psychologami, zarówno na gruncie cokolwiek towarzyskim jak i w roli „klienta” (ale, szczęśliwie, nigdy „pacjenta”).

Psychologowie są grupą zawodową, ale również, niestety, czymś dużo więcej. Nie ma chyba dziś środowiska (może poza prawnikami i, oczywiście, politykami) mającego większy wpływ na kształt życia społecznego. Daliśmy sobie wmówić, że psycholog jest nam wszechpotrzebny, któż z nas bowiem nie ma problemów, nie potrzebuje wsparcia, porady, pocieszenia w bezliku tematów? Począwszy od przesławnych dysgrafii, dysleksji, dyskalkulii i innych dysfunkcji, po wszelkie traumy, stresy, „wykluczenia” i inne, zgrabnie nazwane stany rozumu i ducha, nie znane pod tymi nazwami w minionych tysiącleciach. Psycholodzy „rozwiązują” problemy (tzn. o nich mówią, prowadzą terapie, spotkania, warsztaty,  itp.), które sami w dużej mierze wykreowali, a następnie je opisali i sklasyfikowali, uznali, że dzięki temu są w tej kwestii ekspertami, a następnie zaoferowali się nam jako lekarze umiejący pomóc w pozbyciu się owych utrapień. Działają, ni mniej, ni więcej, jako ten socjalizm: dzielnie walczą z problemami, które nie istniały, nim nie zostały przez nich „wynalezione”.

Zwróćmy uwagę, że życie ludzkie jest na dobrą sprawę pasmem problemów. Problem i stres znajdziemy wszędzie: ranne wstawanie z łóżka, odrabianie lekcji, życie w grupie społecznej, praca, szkoła, nawet boisko i plac zabaw. Podejmowanie jakichkolwiek zadań, wybór sposobu wypoczynku, oglądanie meczu piłkarskiego, wizyta u stomatologa, sprzeczka z żoną, smutek po śmierci bliskich, zmęczenie po pracy, wychowanie dzieci, rozmowa z szefem, rozmowa z podwładnym, znoszenie uciążliwości po złamaniu nogi, zazdrość o samochód sąsiada, oczekiwanie na lepszą pogodę – wszystko. Życie jako trauma permanentna, konfrontacja, wykluczenie – wniosek nasuwa się taki, że każdy powinien mieć przy sobie psychologa na stałe. Eksperta wspomagającego, znaczy się. Od robienia zakupów, rozmowy z nielubianym znajomym, pogawędki z dziewczyną, leżenia w łóżku, dekoracji mieszkania. A najlepiej grupę specjalistów - połowa społeczeństwa psychologami!

I my, krok po kroku, ten sposób myślenia kupujemy, akceptujemy taki obraz świata. Dziecko smutne – do psychologa. Bardzo wesołe, dużo się śmieje – do psychologa. Źle się uczy – do psychologa. Dobrze się uczy – też do psychologa, bo to stres być otoczonym przez uczących się gorzej. Smutno nam, depresja – do psychologa. Wygraliśmy w toto-lotka – do psychologa. Nigdy nie wygraliśmy – wiadomo, tym bardziej...

Długo tak można, lista tematów, w których rzekomo potrzebna jest pomoc specjalistów od nas samych, jest nieskończona. Chciałbym jednak rzucić hasło zdecydowanie przeciwne: od tego, żeby radzić sobie ze swoim własnym życiem jesteśmy my. My i nasze otoczenie, rodzina, przyjaciele. Świat trzeba odwojować z rąk psychologów. Potrzebna jest konsekwentna kampania na rzecz wyrugowania ich z wpływu na nasze życie, by uzdrowić się mentalnie od choroby nadmiernego psychologizowania i dzielenia na czworo włosa naszych stanów emocjonalnych, by mieć odwagę iść przez życie o własnych siłach.

Zupełnie nie rozumiem świata i chyba to napędza moją chęć, by się tym podzielić z innymi. Nie rozumiem świata, ale staram się go fotografować - zapraszam: Zbyszko Boruc - fotografia

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości