Zbyszko Boruc Zbyszko Boruc
422
BLOG

Koronawirus – doświadczenie wszechczasów

Zbyszko Boruc Zbyszko Boruc Koronawirus Obserwuj temat Obserwuj notkę 20

Na samym początku wyjaśnię, żeby nie było wątpliwości: sprawą Sami Wiecie Czego przejmuję się bardzo. Przejmuję się SPRAWĄ, nie wirusem. Wirus, można rzec, dla mnie nie istnieje. Istnieje to co wokół i porusza mnie nadzwyczajnie. A raczej przeraża. Uczestniczę w czymś czego świat do tej pory nie widział - a widział niemało. Przetaczały się przez kontynenty wojny i rewolucje, kraje niszczały w bratobójczych walkach, powstawały i upadały imperia. Kwitły idee i ideologie, rozchodziły się po świecie zmieniając go w różnych wymiarach. Najbardziej może zrobiły to religie, które towarzyszą ludzkości od zarania, podobnie jak wojny zresztą. Mieszało się to wszystko, miało różny zasięg i czas trwania, liczone bywało w miesiącach albo stuleciach. Znamy, słyszeliśmy, uczyliśmy się w szkole – i wszystko to jest dla nas jakoś normalne, oswoiliśmy się z takim obrazem świata, cokolwiek przerażającego, ale przecież „naszego”.  My, ludzie tacy jesteśmy. Walczymy ze sobą o dobra materialne, o władzę, dominację albo, z drugiej strony, o wolność, czy niezależność. Walczymy też o postęp, demokrację, dobrobyt, socjalizm, równość i takie tam. Walczymy też z przyrodą, klęskami żywiołowymi, chorobami, epidemiami - a jakże. Starczy minionych stu lat by zatrwożyć się bezmiarem potworności które przewaliły się przez ten nasz świat. Ale powtarzam: to były kolejne odsłony wciąż podobnych procesów i zjawisk, odmiany zmagań powtarzających się od tysiącleci.

To co dzieje się teraz jest inne. Tego jeszcze nie grali. Żyje nam się miło i spokojnie (w porównaniu do nie tak przecież odległej przeszłości) w dobrobycie nieznanym w historii. I nagle w przeciągu dosłownie kilku tygodni świat stanął na głowie. Nie potrafię znaleźć podobieństwa do niczego o czym słyszałem w historii.

Ktoś powie były przecież straszne epidemie, efekty niektórych były potworne. Dżuma, trąd, hiszpanka, malaria, Ebola, AIDS – historia dawna i zupełnie niedawna. Oczywiście, były i są elementem tego naszego świata. Sęk w tym, że zagrożenie aktualne ma się do tamtych nijak zupełnie. Jest totalnie nieporównywalne do tych minionych a z drugiej strony, bez żadnego oporu miliardy ludzi w ciągu pojedynczych tygodni przerobiło się na nową odmianę człowieka zastraszonego i zachowującego się absurdalnie.
Że się mylę, że zagrożenie jest prawdziwe i stąd ludzkie zachowanie? Bądźmy poważni, rozejrzyjmy się wokół: naprawdę ktoś chce bronić tezy, że dzisiejszy stan zagrożenia jest porównywalny do czegoś z tych historycznych zdarzeń? Można go porównać do wojny albo średniowiecznej „czarnej śmierci”? - wolne żarty. Na Sami Wiecie Co praktycznie nikt nie umiera, prawie nikt nawet poważnie nie choruje. Nikt nawet nie choruje niepoważnie. Znacie kogoś realnie „skrzywdzonego” przez koronawirusa, słyszeliście o kimś w swoim otoczeniu, w otoczeniu swego otoczenia? W Polsce w pierwszym półroczu zmarło najmniej osób od lat – to jest to zagrożenie przed którym tak się trzęsiemy, to ma być coś podobnego do epidemii historycznych, do wojen? Bezobjawowa pandemia? Jedyne co się dzieje to informacje o nowych „zakażeniach”, rzekomych, bo stwierdzonych zupełnie niewiarygodnymi testami. Nie o chorobach! Te doniesienia wystarczają, że piąty miesiąc miliardy ludzi chodzi w bezużytecznych maskach. Jak z jakimiś amuletami. Świat jest wciąż sparaliżowany, zamarły kontakty międzynarodowe, turystyka, linie lotnicze tracą rację bytu, sport, estrada w stanie szczątkowym, liczne inne branże podobnie, instytucje publiczne działają w trybie kuriozalno-kabaretowym z tzw. służbami zdrowia na czele. I nie widać końca tego szaleństwa, ba, nadchodzi jesień i grypa i inne jej wirusowe koleżanki sprawią, że groteskowe środki kontroli i bezpieczeństwa trzeba będzie, zachowując proporcje do tego co mamy, podnieść do jakiejś gigantycznej potęgi. To dopiero zacznie się cyrk. Jak nic wszyscy pójdziemy w kombinezony.

Nigdy jeszcze w tak krótkim czasie nie nastąpiła zmiana świata na taką skalę. Na ochotnika. W czasie przeróżnych mniej lub bardziej dramatycznych wydarzeń ludzie bali się konkretnych rzeczy. Spadały bomby, lała się krew, każdy widział to co się dzieje wokół, widział skutki, widział ofiary. A i tak zachowania ludzkie zmieniały się stopniowo i były adekwatne do otaczającej rzeczywistości. Dziś jest inaczej. Rzeczywistość nie ma nic do rzeczy. Liczy się tylko jedno słowo i komunikat medialny tzw. głównego nurtu, najlepiej rządowy. I świat odstawia ten obłąkany spektakl.
Nowość polega na tym, że przy minimalnym zagrożeniu, nastąpiło masowe zachowanie tak nieprawdopodobnie do niego niewspółmierne. Na dodatek zaś działanie obronne przed tym NICZYM jest idiotyczne. To jest dokładnie to samo co obrona przed nieistniejącymi czarami nieistniejących czarownic za pomocą odczyniania i talizmanów. Do niczego nieprzydatne narzędzia w obronie przed nieistniejącym zagrożeniem.

Zauważy ktoś, że właśnie podałem analogię do zjawiska znanego z historii, czyli mamy najwyraźniej coś co już było. A i owszem, podobieństwo jest uderzające. Są jednak różnice. Po pierwsze taka, że czary, magia i strach przed nimi to zjawiska rozwijające się na przestrzeni wieków, sięgające prapoczątków ludzkich cywilizacji na najpierwotniejszym ich poziomie. Ba, można je śmiało uznać za zachowania racjonalne, bo były odpowiednie do stanu wiedzy o świecie i o rządzących nim siłach, ulegały im elity, najbardziej wykształceni i świadomi. Dzisiejsze zachowania, jak by nie patrzeć, racjonalne nie są. Mamy nieporównywalnie większą wiedzę o świecie, jesteśmy rzekomo wyedukowani, nowocześni, oświeceni. Do tego jaki dostęp do informacji! To jest kluczowe: dostęp do informacji! Ale to nie działa – działa strach i jeden powtarzany w kółko przekaz. I świat oszalał.

Nawet gdyby otaczało nas realne zagrożenie to i tak zalewają nas działania nielogiczne, wewnętrznie sprzeczne, co chwilę się zmieniające i różne w różnych krajach mających zadziwiająco różnych „ekspertów”. Jakże to charakterystyczne, te różne rządy i różne drogi ich światłego przewodnictwa, „zagrożenie” zmieniające się wraz z przekraczaniem granic, to wzajemne banie się konkretnych państw wobec siebie, kwarantanny dla obywateli tego lub innego kraju. Wszystko to świadczy o tym, że prowadzeni jesteśmy po omacku i w rytm własnej propagandy strachu oraz z tejże wynikających sondaży. Jak traktować to poważnie? Można tylko wtedy, gdy z całych sił zamknie się oczy i uszy i powtarzać się będzie jedno słowo: koronawirus, koronawirus, korona… - jak zaklęcie. Do tego amulet – maska, czyli odczynianie zła szmatą na gumkach. Symbolem „powagi” tych działań i znacznikiem skali szaleństwa są słowa samego ministra S. (w wywiadzie dla RMF FM z 10 kwietnia): - Maseczki? Doustne czy na ręce? One nie pomagają. One nie zabezpieczają przed wirusem. One nie zabezpieczają przed chorobą. Nie wiem po co ludzie je noszą.
Powiedział to spontanicznie, zgodnie ze swoją profesorską, medyczną wiedzą i  dopiero tydzień później „rozum polityczny” sprawił, że wiedza medyczna wyparowała i pojawiło się zalecenie dla wszystkich: namordniki w parkach i na ulicach. Nie będę kontynuował tego wątku, to temat na oddzielną notkę – tu tylko sugeruję, że jeden cytat z profesora-ministra powinien zapalić lampkę sygnalizacyjną nad naszą mózgownicą i oświetlić cały temat. Bezlik wypowiedzi lekarzy (nawet tych z WHO) o maskach jest łatwy do znalezienia. Maski zaś ze swoją absurdalnością to znak ogólnoświatowej paranoi, ale też coś na kształt indywidualnego znacznika dla każdego z nas. Jak znamię na czole: boję się, jestem uległy, róbcie ze mną co chcecie. Godło fenomenu historycznego zalewającego świat.

Wiem, zarzuci mi wielu, że głęboko się mylę i bredzę o braku zagrożenia. Powie to pewnie tzw. statystyczna większość, bo to jej, większości postawa współkreuje teraz stan rzeczy. Tak, to o czym piszę to moja własna opinia zbudowana na wielu przesłankach i jestem jej pewny jak mało czego. Wiem, że  przestraszonych nie mam szansy przekonać. Skoro do tej pory nie znaleźli argumentów, nie dotarły do nich, jakże liczne, źródła i nie zdołali zweryfikować dominującego przekazu, to na pewno nie wpłynę na nich swym tekstem. Nic to. Moje pisanie to tylko cichutki krzyk niedowierzania w to co widzę, w to masowe odrzucenie logiki i rozumu. Krzyk do takich jak ja nie rozumiejących i przestraszonych tym, że, trawestując znanego polityka, tak szybko, tak prostym oszustwem, dało się zmienić tak wiele. Pierwszy raz w historii świata.

Na koniec powtórzę: nie mam ambicji zbierania danych, kompletowania argumentów – każdy musi sam powalczyć o swoją godność i zrozumienie. Choćby na Salonie jest dosyć materiału by dać sobie pożywkę do zastanowienia. Ja dorzucę kilka cytatów o maseczkach, dla tych, którzy nic o wątpliwościach nie słyszeli, a może zechcą rozejrzeć się po Sieci:

Dr Mike Ryan, WHO: Nie ma dowodów naukowych na to, że noszenie masek przez populację na masową skalę przynosi jakiekolwiek korzyści. Wręcz przeciwnie - są dowody, że nieprawidłowe użycie masek wyrządza szkody.
Ze skargi stowarzyszenia lekarzy włoskich «L’Eretico» wniesionej do prokuratury rzymskiej oraz do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości przeciwko środkom podjętym przez rząd we Włoszech:  Maski, zwłaszcza przy aktualnych temperaturach tworzą przed nosem i ustami prawdziwe pożywki hodowlane, umożliwiające powstanie bardzo niebezpiecznego stężenia mikroorganizmów gotowych do rozprzestrzeniania się w ludzkim organizmie. Ponadto, wielogodzinne używanie masek prowadzi do hiperkapnii, czyli podwyższenia stężenia dwutlenku węgla z równoczesnym niedoborem tlenu we krwi, co bardzo spowalnia reakcje (wyobraźcie sobie, jak niebezpieczne jest to podczas prowadzenia samochodu). Hiperkapnia powoduje i zwiększa kwasicę komórkową, która jest doskonałym punktem wyjściowym dla rozwoju nowotworów.
Minister Zdrowia Holandii De Jonge: maski na twarz na ulicy oferują fałszywe bezpieczeństwo. Codzienne stosowanie masek na twarz, które nie spełniają surowych warunków, stwarza poczucie fałszywego bezpieczeństwa i niczego nie daje. To, że inne kraje wprowadziły noszenie maseczek przeciw rozprzestrzenianiu się koronawirusa, nie zmienia holenderskiej polityki: - Pracujemy w oparciu o rady ekspertów, którzy są pewni swych zaleceń. Holandia wycofala dostawę setek tysięcy masek na twarz z Chin.

Zupełnie nie rozumiem świata i chyba to napędza moją chęć, by się tym podzielić z innymi. Nie rozumiem świata, ale staram się go fotografować - zapraszam: Zbyszko Boruc - fotografia

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości