No właśnie. Prezes Kaczyński, aby przypodobać się elektoratowi Napieralskiego ogłosił się lewicowcem. W porannym programie w TVN24, tenor PISu Mariusz Kamiński zapowiedział, że sojusz PIS/SLD wcale nie jest taki abstrakcyjny i niemożliwy.
To co jeszcze tydzień temu było fantazją, realizuje się na naszych oczach. W straceńczej misji zdobycia głosów lewicy, działacze PIS zaprzeczają własnym przekonaniom, przy okazji wywracając do góry nogami cały dotychczasowy światopogląd, który dla rzeszy ich wyborców był swoistym drogowskazem i wspólnym mianownikiem.
Tylko po co? Napieralski nie jest silnym, wyrazistym liderem, będącym autorytetem i wyrocznią dla swoich wyborców. Jego poparcie nie zadziała automatycznym przesunięciem głosów. PIS pomimo podobieństw w kwestiach gospodarczych światopoglądowo jest partią całkowicie różną i zmiany tej nie zniweluje nawet najlepszą kampanią PR w niecałe dwa tygodnie. Do tego zakładać należy, że młodzieżowy elektorat Napieralskiego głosował na niego jako przeciwwagę dla dwóch liderów sondaży. Wobec tego mizdrzenie się do lidera sojuszu i zabieganie o udzielenie jego poparcia jest świadomym strzałem w stopę. Przedziwne, że tak wielu dojrzałych polityków zdaje się tego nie dostrzegać.
"Każde nieszczęście w historii jest zapowiedziane; zawsze występują jakieś znaki na niebie, ostrzegające ludzi o niebezpieczeństwie. Rzadko ktokolwiek im wierzy." - Calek Perechodnik
/
Blog wyróżniony prestiżowym 37 miejscem na Liście Hańby Narodowej
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka