Patrząc na to co się ostatnio wyprawia w USA, te zabójstwa na tle rasowym, ta przemoc jednych wobec drugich, zastanawiam się czy w Stanach nie pojawi się apartheid jako forma obrony białych przed czarnymi lub czarnych przed białymi. Właściwie to rasowa segregacja jest tam od dawna tyle że mniej lub bardziej skrywana, co pokazują ostatnie wydarzenia. W związku z tym zaciekawiła mnie notka jaka pojawiła się na Salonie (szkoda że ma tak malutko wyświetleń) informująca o tym, że Afroamerykanie chcieliby się oderwać od USA. Przyznam trochę to śmieszne, bo przecież to właśnie Południe jest najbardziej nacechowane segregacją rasową a przy okazji jest symbolem ich kaźni i zniewolenia ciężką pracą na plantacjach bawełny, a tu czytam że niewielka czarna organizacja odwołująca się do działań "Czarnych Panter" próbuje stworzyć na południu USA.... własne państwo. Jeśli będą usiłowali takie państwo stworzyć (w co szczerze wątpię), to może się to przeobrazić z czasem nie tyle w nowy kraj, ile w terroryzm na powaznie, i to nie tylko na Południu ale we wszystkich zakątkach USA.
Afroamerykanie albo poczuli się więc zbyt silni i im coś się poplątało z tego powodu, albo wierzą że czas pastora Kinga ponownie nadchodzi. Więc jeżeli się zabiorą za organizowanie czegoś takiego jak "czarna secesja" na białym Południu, to wydaje mi się iż spotka ich koszmarna klęska, bo Północ już im w tym na milimetr nie pomoże.
Poza tym nie sądzę aby byli oni w stanie stworzyć sami z siebie w ogóle jakiekolwiek dobrze prosperujące, demokratyczne państwo, gdyż tam gdzie już doszli do władzy po odsunięciu od niej wcześniej białych, tam wszystko totalnie zawsze rujnowali i...wzywali później na pomoc tych których sami odsunęli. Przykładem gospodarczej degrengolady w wykonaniu Afrykanów jest dawna świetnie prosperująca rolniczo biała Rodezja, czyli obecne, zdewastowane w czambuł czarne Zimbabwe. Nie lepszym przykładem jest także Republika Południowej Afryki, która dzięki afrykańskim rządom nie posiada już w sobie takiego blasku gospodarczego co kiedyś.
Dlatego gdyby takie "murzyńskie" państwo nawet powstało na terenie południowych Stanów, to i tak stanie się ono u zarania swego istnienia najpewniej gigantycznym skorumpowanym bantustanem, wstrząsanym dodatkowo zamachami stanu przez różnych kacyków, czyli że podzieli ono los zabiedzonej Liberii, państwa, które w XIX w. biali Amerykanie stworzyli na terenie Afryki dla czarnych niewolników jako rekompensatę za ich zniewolenie. Na nic to się jednak zdało, gdyż byli niewolnicy zamiast zakasać rękawy i wziąć się do roboty by tworzyć zręby wolnego bytu pospołu z autochtonami, czyli żyć wreszcie na swoim, zaczęli dla łatwego zysku wyłapywać i sprzedawać w niewolę miejscowych ziomków.
Ogólnie więc, te afroamerykańskie zapędy wolnościowe w USA są moim zdaniem skazane na przegraną, ale nie znaczy to że znikną. One są i będą. Ciśnienie na pokazanie białym w USA "kto tu rządzi" jak wiadomo wzrosło bardzo mocno, gdy do władzy doszedł lewicowy czarnoskóry prezydent, który podobno wcale się w Stanach nie urodził. Niemniej zdołał on rozpalić w Afroamerykanach poczucie własnej tożsamości i dumy. Jednak czasy się zmieniają, do przejęcia schedy po Obamie szykują się z dużym prawdopodobieństwem prawicowi politycy z nieobliczalnym Donaldem Trumpem na czele. Nie sądzę więc aby w najbliższej perspektywie pozwolili oni Afroamerykanom na zbyt wiele, a skoro nie pozwolą, to może być źle, a gdyby stało się tak jak piszę czyli źle, to droga do oficjalnego apartheidu w USA może stanąć otworem.
Inne tematy w dziale Polityka