Kiedyś było zjawiskiem normalnym że szkoły całymi klasami maszerowały obowiązkowo do kin. Pamiętam wycieczki na "Hubala" i na "Potop".
Dzisiaj emocje wzbudza "Smoleńsk". I to niemałe. Komuniści aż ryczą. Film zabolał przegrane elity, gdyż nie został nakręcony pod dyktando wytwórni filmowej Miller/Lasek/MAK. W necie pojawiły się więc masowo wrzutki typu: czy ministerstwo oświaty nakaże szkołom iść na obraz Krauzego? Ministerstwo zobligowane podobno dało odpowiedź, że zależy to od decyzji poszczególnych nauczycieli.
Wnioskuję więc, że tam gdzie neoliberalizm i resortowość górą, tam wyjścia do kina nie będzie. Równolegle tworzy się również zła legenda: że obraz jest artystycznie do kitu, aktorzy drętwi, a sama akcja wyłożona widzowi propagandowo i łopatologicznie.
Zawsze tak mówią kiedy filmu nie zrobi swój, czyli mistrzu Andrzej Wajda,
Ale tak się stało stety, że film nakręcił Krauze Antoni zresztą. Swoją drogą skąd ci krzykacze wiedzą jaki jest film skoro nie wszedł on jeszcze na ekrany? Lis napisał nawet w swoim kurniku, że na pokazie dawano sobie w zęby. Szkoda że ten który dostał w paszczękę nie był właścicielem naTemat. Gdzie indziej znowu, że pani prezydentowa wolała komedię Allena w towarzystwie borowików niż narodową rozpacz w/g Krauzego.
A mnie się wydaje, jako staremu kinomanowi, że skoro pada tyle krytyki, to film wbrew opinii wcale nie musi być taki zły jak wieszczą. Poza tym Lech Łotocki, Jerzy Zelnik czy Ewa Dałkowska to nie jest znowu taka druga liga aktorska jak to twierdzą przeciwnicy "Smoleńska". Tak więc wolę tych, od wszystkich innych, znanych i lubianych, co to gościnnie robili z siebie idiotów i błaznów w "13 Posterunku".
Inne tematy w dziale Rozmaitości
