zetjot zetjot
496
BLOG

Choroba wściekłych profesorów wkracza w fazę zarazy

zetjot zetjot Kultura Obserwuj notkę 15

Napisałem ten tekst przed paroma dniami i odłożyłem jego opublkowanie, bo miałem ciekawsze rzeczy do zrobienia, a poza tym wiadomo, że nozyce się same odezwą i obędzie się bez mojego uderzania w stół.

Środowiska lew-lib lubią się przyznawać do światopoglądu naukowego. Co do światopoglądu to oczywiście trzeba się zgodzić, że takowym dysponują, ale żeby miał on jakiekolwiek podstawy naukowe to już jest czysta fantazja. Podstawą ich światopoglądu nie jest nauka lecz ideologia, która popada w coraz większy rozbrat z nauką. 

Weźmy socjologię. Jaki jest aktualnie pożytek z socjologii, jakie ma ona praktyczne zastosowania ? Jaki jest pożytek z Pawła Śpiewaka, który przecież jest, nominalnie przynajmniej, socjologiem ? A Ireneusza Krzemińskiego Państwo pamiętacie ? Też podobno socjolog, pożal się Boże. Socjologia zajmuje się ostatnio głównie sondażami. A to mi przypomina głośne parę lat temu medialne dyskusje w których brali udział znani seksuolodzy. Czy ci seksuolodzy badali przyczyny dewiacji seksualnych ? Nie, ich metoda badawcza polegała na spisywaniu tego, co im opowiedzieli badani. Bajkopisarze. 

Nauka podlega terrorowi poprawności politycznej, o której w sposób mniej lub bardziej zawoalowany mówią znani naukowcy. Jeszcze w dziedzinach nauk ścisłych jest jaka taka wolność słowa, bo strażnicy poprawności nie mają zielonego pojęcia o tym, co się w naukach tych dzieje. Zmiast światopoglądu naukowego w przestrzeni publicznej dominują narracje ideologiczne, którymi operują media mainstreamowe. 

Ludzie podobno interesują się faktami, a media mają im dostarczać informacji o faktach, lecz zamiast faktów serwują ludziom poppolityczne narracje. Podstawowy fakt zaś jest taki, że nie mamy dostępu do gołych faktów, mamy co najwyżej dostęp do doniesień o rzekomych faktach, a wtedy mamy do czynienia nie z faktami, lecz z ich interpretacjami. 

Poza tym nie ma czegoś takiego jak pojedyńcze, izolowane fakty. Fakty występują w dwóch porządkach i w takich porządkach muszą być interpretowane - w porządku diachroniczym fakt jest tylko jednym z ogniw w łańcuchu następujących po sobie wydarzeń, a w porządku synchronicznym fakt jest tylko jednym z elementów szerszej struktury. Tak więc analiza faktów musi być dokonywana z tych dwóch perspektyw łącznie i potrafi to robić tylko nauka, a media dostarczają nam tylko popłuczyny, dziesiątą wodę po kisielu. 

Popatrzmy na zachowania polskich naukowców z okazji rozmaitych wydarzeń w ostatnich latach.  

Żydowscy pseudohistorycy starają się szerzyć narrację o udziale Polaków w holocauście. Czy któryś ze znanych polskich naukowców poruszył w mediach bardzo ważny motyw zwany dylematem wagonika ? Wszyscy renomowani zachodni naukowcy podejmując kwestie uwarunkowań decyzji powołują się na wymyślony dylemat wagonika, gdy osoba badana pytana jest jak by się zachowała, gdyby miała zadecydować w sytuacji konfliktu moralnego - pędzi oto po torach wagonik, a na jego trasie stoją ludzie i dana osoba nie może zapobiec kraksie, ale może zminimalizować straty kierując wagonik na trasę, na której znajduje się tylko jedna potencjalna ofiara, albo też w drugim przypadku może osobiście zrzucić z mostu grubego faceta pod koła wagonika by go wyhamować. Takie wymyślone sytuacje rozważają zachodni naukowcy, a przecież ludzie w Polsce w trakcie okupacji stawali przed podobnymi dylematami., czego nie biorą pod uwagę owi żydowcy pseudohistorycy. Jednak nie mówią o tym także ani normalni polscy naukowcy ani politycy. 

A czy którykolwiek z polskich naukowców spróbował rozszyfrować podstawy teoretyczne rozmaitych opcji społeczno-politycznych, tak jak to zrobił Jonathan Haidt w "Prawym umyśle" ? Nie słyszałem o tym, by polscy naukowcy patrzyli na procesy społeczno-polityczne z perspektywy zaproponowanej przez Haidta, ale za to słyszałem wiele głosów w tonacji symetryzmu. 

Rzeczywistość jest pewną całością i nie dzieli się na szufladki i myślenie naukowe winno zmierzać ku integracji.  

Uczelnie zaś stają się ostatnio areną głoszenia ideologii zamiast nauki. Przypomnają sobie Państwo zapewne interwencje Tuska na UJ związane z badaniami historyków przeszłości Lecha Wałęsy. Ostatnio cesarz Europy był łakaw dać dwa występy, jeden na uczelni warszawskiej, a drugi potem na poznańskiej i tam, o dziwo, stwierdził, z pewnym opóźnieniem wprawdzie, ale lepiej późno niż wcale, że wolność nauki jest zagrożona. Ten to ma refleks. Więc w ramach obrony wolności odmówiono profesorowi Zybertowiczowi tytułu naukowego. A nagonka na rektora Politechniki Gdańskiej za to że śmiał wynająć pomieszczenia PG na konwencję PISu doprowadziła do zawału i śmierci - to już druga ofiara śmiertelna gdańskiego platformerskiego państewka z dykty w tym roku. 

A skoro o Tusku mowa, to jest okazja nawiązać do jego brata-bliźniaka. Sądziłem że będę oryginalny dostrzegając charakterystyczne podobieństwo cesarza do pana Jażdżewskiego, podobieństwo nie tylko ideowe lecz i fizyczne. Okazało się, że nie ja jeden to dostrzegłem. 

Pora na podsumowanie - w międzyczasie dzięki kolejnym wydarzeniom okazuje się drodzy Państwo, że choroba wśiekłych profesorów to nie przypadek, ona weszła w stadium zarazy. Mówiliśmy już parę dni temu wszscy o odmowie profesury dla Andrzeja Zybertowicza, ale kwestia była przedstawiona bez detali, a te są niezwykle interesujące, jak wskazuje prof. Andrzej Nowak. Prof. Nowak jest osobą o zdecydowanych poglądach, ale opanowaną i nie ulegającą emocjom, więc można mu zaufać, gdy opisuje rzecz w felietonie w "Do Rzeczy". 

"O nadaniu tego tytułu rozstrzyga Centralna Komisja do spraw Stopni i Tytułów. Ciało to podzielone jest na sekcje, które zajmują się wnioskami o profesorę z poszczególnych dziedzin.Sekcja Nauk HUmanistycznych i Społecznych przegłosowała ostatnio negatywnie taki wniosek Andrzeja ZYbertowicza. 

W sekcji zasiadają przedstawiciele rozmaitych dziedzin i dyscyplin. Nie mają szczegółowej wiedzy, która pozwoliłaby im rzetelnie ocenić dorobek danego kandydata. Dlatego wybierają spoza swego składu pięciu fachowych recenzentów./../ Każda recenzja musi kończyć się jednoznacznym werdyktem: dorobek zasługuje na profesurę lub nie." 

Smaczek tej afery polega na tym, że wszscy recenzenci poparli w swoich recenzjach wniosek, z tym, że trzech sporządziło rzeczowe recenzje, a dwóch recenzje swoje sprowadziło do politycznych dywagacji na temat działalności pozanaukowej Zybertowicza, zakończonych jednak wnioskiem pozytywnym. Logicznie rzecz biorąc, sekcja nie miała podstaw prawnych do odmowy, wykorzystała jednak te dwa dziwolągowate głosy do podważenia, prawem kaduka, decyzji zespołu recenzentów i podjęła bezprawne postanowienie o odmowie. Kasta tzw.III RP w pełnej krasie. 

Pisałem jakiś czas temu o chorobie wściekłych profesorów i ten casus wyraźnie pokazuje, że choroba weszła w fazę zarazy. Jak donoszą media z zagranicy, zaraza przeniosła się także na studentów, o czym świadczą perypetie prof. Legutko na jednej z uczelni amerykańskich. Widać wyraźnie upadek koncepcji demoliberalnych, czego najlepszym dowodem może być kuriozalna książka "Sapiens", autorstwa młodego historyka Uniwersytetu Jerozolimskiego, Yuvala Harari, stanowiąca wyznanie wiary demoliberałów, notkę o której niedługo opublikuję. Łabędzi śpiew kończącego się demoliberalizmu. 

https://www.salon24.pl/u/zetjot/951507,choroba-wscieklych-profesorow


PS

Dodatkowej pikanterii sprawie Zybertowicza dodaje fakt, że grupa idiotów wystosowała list zapowiadający wytoczenie procesu profesorowi za to, że zacytował opinię Andrzeja Gwiazdy w sprawie Okrągłego Stołu, co miało urazić ich uczucia.

zetjot
O mnie zetjot

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura