Ostatnio sporo mówiło się we Francji o tym, kto powinien zostać pierwszym prezydentem Unii Europejskiej, gdy Traktat Lizboński wejdzie już w życie. I mówiło się również o tym, kto nie powinien nim zostać.
Zaczęło się parę dni temu od wizyty w Paryżu Tony’ego Blaira, który wygłosił przemówienie na kongresie partii Sarkozyego UMP. Rzecz to dość niebanalna, że jeden z najbardziej znanych polityków lewicowych przemawia na zjeździe partii prawicowej. Dość mocno w każdym razie zdenerwowało to francuskich socjalistów.
Istotne jest jednak to, że zdaniem wielu komentatorów pobyt Blaira w Paryżu, przemówienie po francusku na kongresie UMP i szczodra wymiana komplementów między nim a Sarkozym były elementem kampanii na rzecz objęcia przez byłego premiera funkcji prezydenta Unii. Ze w zamian za sympatyczne przemówienie na kongresie Sarkozy będzie popierał kandydaturę swojego angielskiego przyjaciela.
Zareagował na to między innymi Valéry Giscard d’Estaing. Powiedział, że jego zdaniem Blair nie powinien zostać prezydentem Unii, bo „przyszły prezydent musi pochodzić z kraju, który przestrzega wszystkich reguł unijnych”. I Giscard wymienił w tym kontekście fakt nie przyjęcia Karty Praw Podstawowych. Gdy jakiś dziennikarz zapytał, czy oznacza to, że prezydentem nie powinien być Brytyjczyk lub Polak, Giscard potwierdził.
Krajowi eurosceptycy, którzy chcieliby, by Polska była w Unii jak najmniej, albo najlepiej wcale, znajdą pewnie teraz w osobie byłego prezydenta Francji cennego sojusznika.
Do niedawna - korespondent Polskiego Radia we Francji. A teraz - zapraszam do polskiego portalu Euronews: http://pl.euronews.com/ i do naszego fejsbuka: http://www.facebook.com/euronewspl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka