fot. PAP/Lech Muszyński
fot. PAP/Lech Muszyński

Pożar w Zielonej Górze był do uniknięcia. Geneza katastrofy obnaża błędy wielu osób

Marcin Dobski Marcin Dobski Samorząd Obserwuj temat Obserwuj notkę 154
Prezydent miasta Janusz Kubicki mógł od razu zająć się usuwaniem nielegalnych rakotwórczych odpadów, ale wdał się w przepychanki z marszałek województwa. Mijały lata, w końcu sąd prawomocnie orzekł, że to władze miasta odpowiadają za utylizację toksyn. Do tego nie doszło, ponieważ nie rozstrzygnięto przetargu, a koszty utylizacji rosły. Przypominamy sekwencję wydarzeń, które doprowadziły do zagrożenia zdrowia mieszkańców.

Pożar odpadów w Zielonej Górze. Liczne zaniedbania

W sobotę o tym wspomniała marszałek województwa lubuskiego z PO, Elżbieta Polak. – Prezydent Kubicki powinien dawno usunąć niebezpieczne składowisko. Nie powinien narażać ludzi i powinien zostać z tego rozliczony. 

Do hali - umiejscowionej w Przylepie, części miasta - zwoziła odpady nieistniejąca już spółka AWINION sp. z o.o. To podmiot, który w 2012 i 2014 roku uzyskał pozwolenie na zbieranie odpadów niebezpiecznych oraz innych niż niebezpieczne. Decyzje wydawał ówczesny starosta zielonogórski. Później firma zbankrutowała i porzuciła odpady.


Sztab kryzysowy. Rząd zaczął działać

W sobotę wieczorem, w związku z pożarem składowiska odpadów w Zielonej Górze, w trybie pilnym odbyły się narady premiera Mateusza Morawieckiego z wicepremierem Jarosławem Kaczyńskim, ministrem Zbigniewem Hoffmannem nadzorującym RCB, a także z kierownictwem MSWiA, MKiS oraz z wojewodą lubuskim.


O godz. 9.00 rozpoczął się sztab kryzysowy w Zielonej Górze, w którym bierze udział minister klimatu i środowiska. "Jestem na miejscu akcji gaśniczej składowiska odpadów niebezpiecznych w Zielonej Górze. Odebrałam meldunek od służb. Na miejscu jest 200 strażaków, 64 wozy. Nie ma ryzyka dalszego rozprzestrzenienia się pożaru. Żadne z ujęć wody nie jest zanieczyszczone. Dotychczasowe pomiary jakości powietrza nie wskazują przekroczeń. Nikt nie został poszkodowany. Służby pracują całą noc. Jutro rano sztab kryzysowy" - poinformowała w nocy mediach społecznościowych minister Moskwa.  



"Pilne zarządzenie Wojewódzkiego Sztabu Kryzysowego. Rozpoczynamy ewakuację mieszkańców z sołectwa Przylep. Mieszkańcy zostaną przewiezieni autobusami Miejskiego Zakładu Komunikacji do wyznaczonych przez miasto miejsc. Prosimy o szybkie przygotowanie się do ewakuacji i zabranie ze sobą tylko najpotrzebniejszych rzeczy" - podał wczoraj przed godz. 19 prezydent Kubicki. Dziesięć minut później Kubicki zaznaczył, że trwa oczekiwanie na wyniki badań powietrza, które potwierdzą, czy jest konieczność ewakuacji.  "Jesteśmy przygotowani do tego aby ewakuować mieszkańców Przylepu. Jeżeli będzie taka potrzeba, to zostanie to zrealizowane" - podał przed godz. 20. Ostatecznie nie było to konieczne.


Lata zaniedbań i opieszałości kosztem mieszkańców

Wróćmy do kulisów składowania odpadów. Spółka zniknęła, a właściciel hali mieszczącej się na terenie dawnych zakładów mięsnych nie poniósł żadnej odpowiedzialności.

Sprawa toksycznych odpadów w Przylepie jest poważna, bo może być bardzo groźna dla życia i  zdrowia mieszkańców. Niebezpieczne odpady zamknięto w długiej na 70 metrów hali przy ul. Zakładowej. Prywatna firma złożyła je tam nielegalnie, a gdy jej szefowie prysnęli z kraju, usunięcie odpadów spadło na barki samorządu. Najpierw gminy, a po połączeniu z miastem - prezydenta Zielonej Góry - pisała o sprawie lokalna "Wyborcza".

Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska z policją już w 2014 roku przeprowadził oględziny tego miejsca. Sygnalizowano, że zachodzi zagrożenie porzucenia odpadów, co zaowocowało wystąpieniem do Urzędu Miasta Zielona Góra o uchylenie w trybie natychmiastowym obowiązujących zgód na zbieranie odpadów. Decyzje zostały uchylone w kwietniu 2015. W przypadku cofnięcia decyzji na zbieranie odpadów posiadacz odpadów (zgodnie z art. 47 ust. 5 ustawy o odpadach), któremu cofnięto zezwolenie, jest obowiązany do usunięcia odpadów i ich negatywnych skutków w środowisku. Za wyegzekwowanie ww. obowiązku odpowiada organ wydający decyzję, tj. starosta.


Podczas wspomnianej interwencji policji i WIOŚ stwierdzono szereg nieprawidłowości:
- magazynowanie odpadów sprzeczne ze sposobem określonym w załączniku nr 2 do posiadanego zezwolenia,
- magazynowanie odpadów przed bramą wjazdową do hali magazynowej (tj. w miejscu na ten cel nieprzeznaczony),
- magazynowanie odpadów nie odbywało się w sposób, który uniemożliwiałby zmieszanie różnych rodzajów odpadów,
- brak wanien ociekowych na wyposażeniu hali magazynowej,
- brak środków zapobiegania i likwidowania skażeń substancjami niebezpiecznymi,
rozszczelnienie kilku pojemników/beczek, w których magazynowane są odpady,
- magazynowanie odpadów (w znacznej większości) odbywa się w sposób uniemożliwiający weryfikację rodzaju odpadu (pojemniki/beczki nieopisane).

"Jednocześnie stwierdzono, że część hali magazynowej (około połowy) jest nieprzejezdna, ze względu na zastawienie drogi kontenerami/beczkami/pojemnikami z odpadami. Świadczyć to może o zamiarze nie przekazania tych odpadów do uprawnionego odbiorcy, który mógłby dokonać unieszkodliwienia (lub odzysku) odpadów oraz o możliwości zagrożenia porzucenia odpadów wewnątrz hali przez firmę AWINION Sp. z o.o." - czytamy w komunikacie WIOŚ w Zielonej Górze z 17 grudnia 2014 roku.


Prezydent z ciekawą przeszłością jest w kropce

Lokalna prasa wielokrotnie alarmowała, ale włodarze miasta pozostawali głusi. Prezydent Zielonej Góry Kubicki ogłaszał wiele przetargów na utylizację odpadów, ale żadnego nigdy nie rozstrzygnął. Koszt takich działań z każdym rokiem rósł, aż sięgnął kilkudziesięciu milionów złotych. Budżet miasta nie jest w stanie udźwignąć takiego wydatku. Tym poskutkowały lata przerzucania odpowiedzialności na innych. Według inspektorów WIOŚ normy rakotwórczych substancji unoszących się wokół składowiska, były przekroczone około 20-krotnie.



Teraz prezydent Kubicki znalazł się w kropce, a na jego barki spada bezpieczeństwo mieszkańców. To były polityk Sojuszu Lewicy Demokratycznej, związany w przeszłości z Kompanią Piwowarską i Polmosem.

Od 2006 roku jest prezydentem miasta, gdy pokonał kandydatkę PO Bożennę Bukiewicz. Cztery lata później w cuglach wywalczył reelekcję. Później najpierw zrezygnował z członkostwa w SLD, by nawiązać współpracę z Platformą Obywatelską. W kolejnych wyborach samorządowych ponownie bez wysiłku wywalczył prezydenturę, przy wsparciu PO. W 2018 roku został wybrany na kolejną kadencję, startując z komitetu związanego z Bezpartyjnymi Samorządowcami i przy poparciu PSL. W 2019 roku poparł w wyborach parlamentarnych PSL-Koalicję Polską, a rok później kandydata tego środowiska w wyborach prezydenckich Władysława Kosiniaka-Kamysza.

Gdy w Polsce wybuchła pandemia koronawirusa, Kubicki popełnił na Facebooku wpis, w którym wysnuł teorię, że to międzynarodowy spisek. Urlopy polskich polityków połączył z zebraniem Grupy Bilderberg. "W ubiegłym roku Trzaskowski był na tajnym spotkaniu „Grupy Bilderberg”. To międzynarodowe, tajne stowarzyszenie osób ze świata polityki i gospodarki organizujące spotkania, w których bierze udział od 120 do 150 osób, złożonych z najwyższej rangi polityków, członków zarządów wielkich instytucji międzynarodowych, znaczących fundacji, banków i korporacji o globalnym zasięgu i wpływie. Ciekawe o czym oni rozmawiali na takim spotkaniu? A może właśnie o tym jak nas wszystkich ogłupić wirusem? Bo społeczeństwo, które się boi jest gotowe na wiele wyrzeczeń. Ciekawe kto na tym wszystkim zrobi?" - pisał Kubicki. Po zachorowaniu na wirusa wycofał się z tych słów.

Marcin Dobski

fot. PAP/Lech Muszyński

Czytaj dalej:

Marcin Dobski
Dziennikarz Salon24 Marcin Dobski
Nowości od autora

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka