- Cały okres mojej służby sędziowskiej był nienaganny, wręcz wzorowy - deklaruje Wojciech Łączewski. Sędzia, który skazał Mariusza Kamińskiego i szefostwo CBA na kary bezwzględnego więzienia straci immunitet. Prokuratura będzie mogła postawić mu zarzuty.
- Mam nadzieję, że prędzej czy później zmierzymy się z tym porażającym materiałem, o którym mówi Ziobro. Odchodzę z urzędu, nie mam immunitetu i cierpliwie czekam na poczynania prokurator - powiedział Wojciech Łączewski.
- Wyszedłem naprzeciw prokuraturze, która nie jest zbyt sprawna pod rządami pana Ziobro. Nie dano rady pozbawić mnie immunitetu, a nawet prokuratorzy zasiadający w Izbie Dyscyplinarnej nie rozpoznali sprawy i odroczyli posiedzenie - dodał sędzia, który odchodzi w poniedziałek z urzędu.
Łączewski zasiadał w Sądzie Rejonowym Warszawa-Śródmieście. Dla środowiska PiS stał się symbolem patologii w wymiarze sprawiedliwości po skazaniu Mariusza Kamińskiego na 3 lata bezwzględnego więzienia. Obecny minister spraw wewnętrznych kierował CBA w latach 2006-2009. Kamiński miał przekroczyć uprawnienia w związku z aferą gruntową, która obciążała Andrzeja Leppera. Łączewski w I instancji skazał m.in. polityka PiS oraz jego zastępcę - Macieja Wąsika - w 2015 roku. Kamiński i jego współpracownicy zostali ułaskawieni przez prezydenta Andrzeja Dudę.
- Byłem jednym z trzech sędziów, przewodniczącym składu. Cały okres mojej służby sędziowskiej był nienaganny, wręcz wzorowy i to bez autoreklamy. Wystarczy przeanalizować moje opinie służbowe, orzecznictwo. Podsumowując, oczywiście, że pewne działania i nienawiść ekipy rządzącej są pokłosiem tego orzeczenia. Zemsty - tłumaczy sędzia w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej".
Izba Dyscyplinarna odroczyła rozprawę ws. odebrania immunitetu Łączewskiemu do 17 grudnia. Sędzia złożył też zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez Zbigniewa Ziobrę i jego współpracownicy z grupy internetowej "Kasta Watch". Pracownicy ministerstwa sprawiedliwości - zdaniem Łączewskiego - nękali środowisko sędziowskie, posługując się zniesławiającymi treściami.
Jak twierdzi w obecnej sytuacji polityczno-prawnej w Polsce nie można pełnić funkcji sędziego i dlatego odchodzi z zawodu. Łączewski uważa, że dobór kadr w wymiarze sprawiedliwości ściśle wiąże się z partyjną sympatią do PiS i ministra Ziobry. - Skoro ja nie mogę służyć jako sędzia w sposób, który uważam za najlepszy, to decyduję, że moja służba dobiegła końca - komentował.
Krakowska prokuratura nie mogła przedstawić Łączewskiemu zarzutów za złożenie doniesienia o przestępstwie, którego nie było oraz o składanie fałszywych zeznań, bowiem chronił go immunitet. Kariera sędziego legła w gruzach po opublikowaniu wiadomości, jakie wysyłał do rzekomego profilu Tomasza Lisa na Twitterze. Łączewski szukał kontaktu ze znanym dziennikarzem w celu obrania taktyki do obalenia rządu PiS. Po wybuchu afery przyłapany sędzia tłumaczył, że ktoś wkradł się na jego konto. Biegły informatyk nie potwierdził jednak hipotezy z włamaniem się do komputera Łączewskiego.
GW
Inne tematy w dziale Społeczeństwo