Szczerba "wbił nóż" w plecy Nowackiej. Fatalne dane ze szkół ws. edukacji zdrowotnej

Redakcja Redakcja Edukacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 44
Europoseł Michał Szczebra przyznał, że jego chrześniacy nie będą uczęszczać na edukację zdrowotną, bo mają inne zajęcia, jak tenis czy nauka języka. Frekwencja w szkołach - włącznie z Warszawą - jest dla resortu edukacji wręcz katastrofalna. Barbara Nowacka tłumaczyła na konferencji prasowej, że odpowiedzialność za taki stan rzeczy ponoszą opozycja i episkopat.

Dzieci z rodziny Szczerby zrezygnowały z edukacji zdrowotnej

Podczas rozmowy w Radiu Zet, dziennikarka Beata Lubecka zapytała Michała Szczerbę, czy jego chrześniacy uczęszczają na lekcje edukacji zdrowotnej. Polityk Koalicji Obywatelskiej odpowiedział, że nie — bo ich plan dnia jest już wypełniony.

– Grają w tenisa, uczą się dodatkowego języka i mają ten czas zagospodarowany – wyjaśnił.

Na pytanie, czy"tenis jest ważniejszy niż edukacja zdrowotna”, Szczerba odpowiedział: – Nie wiem, to pytanie do rodziców, ale zachęcałbym, by rozważyli odpowiednią konstrukcję planu zajęć - odparł. 

Dopytywany, czy próbował ich przekonać do uczestnictwa w lekcjach, odparł, że "mają odpowiedzialnych rodziców, którzy rozmawiają z dziećmi o tych kwestiach w domu”. Dodał też, że "jeśli ktoś chodzi na lekcje tenisa, to znaczy, że ma rodziców, którzy wiedzą, czym jest zdrowy styl życia”. 


Warszawa: większość uczniów nie chodzi na edukację zdrowotną

Według danych stołecznego ratusza, aż 86 proc. uczniów szkół ponadpodstawowych w Warszawie zrezygnowało z zajęć edukacji zdrowotnej. W szkołach podstawowych ten odsetek wyniósł 57 proc.

– Jak na pierwszy, próbny rok z nowym przedmiotem, jest nieźle, choć powodu do satysfakcji nie ma – oceniła Renata Kaznowska, wiceprezydent Warszawy odpowiedzialna za edukację. – Liczę, że gdy rodzice zapoznają się z materiałem i pojawi się podręcznik, zainteresowanie wzrośnie.

W innych dużych miastach sytuacja jest podobna. W Rzeszowie na lekcje zapisało się tylko 18,6 proc. uczniów, w Lublinie – 27 proc., a w Bydgoszczy – najwięcej, 40,7 proc.

Dyrektorzy szkół zwracają uwagę, że czas jest jednym z głównych powodów rezygnacji. – Uczniowie są przeciążeni. Chcą rozmawiać o zdrowiu, ale niekoniecznie kosztem kolejnej godziny w planie – opowiadała mediom Dominika Naworska, dyrektor ZSP nr 9 w Poznaniu.

Kraków? Tylko co trzeci uczeń chce się uczyć o zdrowiu

W Krakowie udział w edukacji zdrowotnej zadeklarowało zaledwie 33 proc. uczniów. Z danych Urzędu Miasta Krakowa wynika, że to 17 081 uczniów z 51 116 uprawnionych.

– Są szkoły, gdzie na edukację zdrowotną nie zapisał się ani jeden uczeń – przyznała Magdalena Mazur, dyrektor Wydziału Edukacji.

Zainteresowanie maleje wraz z wiekiem uczniów. W szkołach średnich frekwencja jest najniższa. Dla porównania, w Krakowie na religię chodzi 57 proc. uczniów, a na etykę – 5 proc. – To był falstart. Rodzice często kierowali się opiniami polityków i mediów, nie znając podstawy programowej – podsumowała Mazur. 


Nowacka wini PiS i Kościół 

Barbara Nowacka zabrała głos na temat niskiej frekwencji z edukacji zdrowotnej na dzisiejszej konferencji prasowej. Jej zdaniem, należy poczekać na wszystkie dane ze szkół z całej Polski, by jednoznacznie ocenić zainteresowanie młodzieży nowymi zajęciami, które zastąpiły zlikwidowany WDŻ. 

- Gdyby przedmiot był obowiązkowy, nie byłoby takich problemów. Niestety, propganada ze strony PiS i brak znajomości programu nauczania przez episkopat doprowadziły do tego stanu - oceniła minister edukacji narodowej. 

Jedna z dziennikarek zapytała, czy Nowacka zamierza "wyciągnąć konsekwencje" wobec PiS i Kościoła za to, że uczniowie "nie skorzystają ze świetnego programu", co sami przyznają w rozmowach z reporterką. Nowacka z uśmiechem stwierdziła, że przedmiot jest nieobowiązkowy i nie ma jak "wyciągać" konsekwencji prawnych czy politycznych wobec opozycji.  

 

Fot. Barbara Nowacka/PAP

Red.  

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj44 Obserwuj notkę

Komentarze

Pokaż komentarze (44)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo