Sześcioro uczestników "obchodów" urodzin Adolfa Hitlera zorganizowanych w maju 2017 roku w lesie pod Wodzisławiem wkrótce usłyszy wyrok. Źródło: YouTube/Superwizjer TVN
Sześcioro uczestników "obchodów" urodzin Adolfa Hitlera zorganizowanych w maju 2017 roku w lesie pod Wodzisławiem wkrótce usłyszy wyrok. Źródło: YouTube/Superwizjer TVN

Tort ze swastyką w lesie pod Wodzisławem Śląskim. Wkrótce poznamy wyrok

Redakcja Redakcja Przestępczość Obserwuj temat Obserwuj notkę 78
Sześcioro uczestników "obchodów" urodzin Adolfa Hitlera zorganizowanych w maju 2017 roku w lesie pod Wodzisławiem wkrótce usłyszy wyrok. Sąd Rejonowy w Wodzisławiu Śląskim 31 maja ogłosi karę w procesie oskarżonych o publiczne propagowanie nazizmu.

We wtorek sąd wysłuchał mów końcowych obrońców i ostatniego słowa organizatora spotkania w lesie w Wodzisławiu - Mateusza S. Domagając się uniewinnienia, obrona przekonywała, że impreza nie miała publicznego charakteru, tylko prywatny a zatem – w myśl Kodeksu karnego - udział w niej nie podlega odpowiedzialności karnej. Obrońcy i sam S. - który jako jedyny z oskarżonych pojawił się w sądzie - przekonywali też, że osoby, które odpowiadają w procesie nie propagowały nazizmu, a ich spotkanie było "żartem" i "zabawą", zorganizowaną w gronie znajomych.

Kuriozalne tłumaczenie obrońców

Proces jest pokłosiem reportażu telewizji TVN, w którym pokazano, sfilmowane ukrytą kamerą, spotkanie zorganizowane w lesie koło Wodzisławia. Na poprzedniej rozprawie prokurator wniosła o wymierzenie oskarżonym kar bezwzględnego więzienia - od 8 miesięcy do 1 roku i 4 miesięcy.

Broniąca jednego z oskarżonych mec. Patrycja Kosidło-Pardej przekonywała, że jej klient Adrian K. przyszedł do lasu w Wodzisławiu po prostu spotkać się z przyjaciółmi, był przekonany, że to w pełni legalna impreza. Przyznała, że założył nazistowski mundur, choć początkowo nie chciał tego robić. Adwokat przekonywała, że K. nie utożsamia się z ideologią nazistowską i zdaje sobie sprawę, że jego zachowanie było nieetyczne i już by tego nie powtórzył.

Mec. Michał Migas, który reprezentuje troje oskarżonych - podobnie jak inni obrońcy – wyraził przekonanie, że spotkanie w lesie miało prywatny charakter. Okoliczni mieszkańcy nie widzieli ani nie słyszeli jego przebiegu, dowiedzieli się o nim miesiące później z mediów - argumentował. "Po to zostało to zorganizowane w środku lasu, aby to spotkanie, happening, nie miało charakteru publicznego" – wskazał i wyraził przekonanie, że jego uczestnicy nie propagowali nazizmu. Adwokat przyznał, że zachowanie oskarżonych było karygodne i naganne pod względem etycznym, moralnym, naruszało normy społeczne; wyraził zarazem przekonanie, że nie naruszało przepisów karnych.

Obrońcy Mateusza S. spotkanie w lesie określali jako happening, "performance historyczny", spotkanie w gronie przyjaciół. Odnosząc się do "hajlowania" przez oskarżonych jeden z adwokatów mówił, że to gest rzymskiego pozdrowienia, przejęty przez inne organizacje i dziś kojarzony przede wszystkim z nazizmem. "Pozdrowienie jest dość uniwersalne, choć kojarzy się tylko z jednym" – mówił adwokat Rafał Suchecki. Według niego proces wpisuje się w szkodliwe opinie, według których w Polsce są faszyści i skazanie oskarżonych byłoby "pożywką dla propagandy rosyjskiej".

"Chcieli się tylko dobrze bawić"

Także sam Mateusz S. podczas długiego wystąpienia przekonywał, że spotkanie w Wodzisławiu miało prywatny charakter i nie miało na celu propagowania ustroju totalitarnego. Jak mówił, na spotkanie zaprosił tylko 10 proc. znajomych z Facebooka. Przez ponad godzinę cytował artykuły, opinie specjalistów i wyroki, które w jego opinii są dowodem na to, że nie powinien odpowiadać karnie. Zaprzeczył, by uczestnicy propagowali nazizm i oświadczył, że nikt z oskarżonych nie utożsamia się z taka ideologią, choć – jak przyznał - sam ma takie zainteresowania, o czym wiedziała tylko wąska grupa znajomych.

Oskarżony rozpłakał się, gdy opowiadał o konsekwencjach śledztwa i procesu. Jak mówił, poniósł już wysokie koszty finansowe, został usunięty z grupy rekonstrukcyjnej, odwróciło się od niego wielu znajomych, spotkał się z szykanami w pracy, obelgami, wyzwiskami, a nawet został pobity. "Ile jeszcze kar muszę otrzymać, żeby to się skończyło?" – pytał z płaczem.

Jak zapewniał, on i jego znajomi nie są bojówkarzami, którzy planowali zamach stanu, a jedynie grupą, która "chciała dobrze się bawić", a przy okazji – jak deklarował – są polskimi patriotami. "Pani prokurator chce mnie wsadzić do więzienia za imprezowanie w lesie" – mówił S. Zaznaczył, że nie był wcześniej karany i ma normalną rodzinę.

Dla S. prokurator domaga się najsurowszej kary. Poza propagowaniem nazistowskiego ustroju państwa podczas "obchodów" w Wodzisławiu usłyszał zarzuty dotyczące podobnych zachowań - na festiwalu Orle Gniazdo oraz podczas koncertu w rybnickiej dzielnicy Boguszowice. S. odpowiada także za nielegalne posiadanie amunicji. Oskarżycielka wniosła o wymierzenie mu kary łącznej 1 roku i 4 miesięcy pozbawienia wolności.

Prokurator nie ma wątpliwości

Prokurator, która przemawiała przed kilkoma tygodniami przekonywała, że impreza w Wodzisławiu miała charakter publiczny – co prawda zorganizowano ją w lesie, ale jej uczestnicy zgromadzili się w widocznym miejscu - na wzgórzu, wokół którego są ścieżki dla spacerowiczów i rowerzystów, kilkaset metrów dalej zabudowania i publiczna droga z przystankami autobusowymi. Jak dodała, spotkanie odbywało się, gdy było jeszcze widno i z łatwością mogła je dostrzec każda osoba, znajdująca się w pobliżu.

Prokurator zaznaczyła, że publiczne działanie dotyczy nie tylko samego miejsca spotkania, ale też ich zachowana sprawców, którzy głośno wznosili okrzyki "sieg heil", śpiewali pieśni czy wznosili toast za Hitlera – opisywała. Prokurator wskazała, że spotkanie prowadzone przez S. miało charakter afirmacyjny wobec Hitlera – organizator, który paradował w mundurze SS, podczas swojego wystąpienia wychwalał jego rzekome zasługi, stawiając go za wzór, pomijając natomiast popełnione zbrodnie.

Proces rozpoczął się w lipcu 2019 r. Na ławie oskarżonych zasiada sześcioro uczestników "obchodów" (w tym jego główny organizator Mateusz S., szef zdelegalizowanego stowarzyszenia Duma i Nowoczesność). Żaden z oskarżonych nie przyznał się do winy, kwestionując także publiczny charakter spotkania w lesie.

Śledztwo w sprawie, której dotyczy proces, wszczęto w styczniu 2018 r. po emisji reportażu w telewizji TVN pt. "Polscy neonaziści". Dziennikarze pokazali w nim m.in. obchody 128. rocznicy urodzin Hitlera, które odbyły się ponad pół roku wcześniej w lesie koło Wodzisławia Śląskiego. Na polecenie prokuratury ABW zatrzymała wówczas uczestników spotkania i przeszukała ich mieszkania. Znaleziono w ich domach flagi, odznaki, naszywki i publikacje o symbolice nazistowskiej.

Materiał "Superwizjera" TVN pokazywał m.in. rozwieszone na drzewach czerwone flagi ze swastykami i "ołtarzyk" ku czci Hitlera z jego czarno-białą podobizną oraz wielką drewnianą swastyką nasączoną podpałką do grilla, która po zmroku została podpalona. Widać było też uczestników spotkania przebranych w mundury Wehrmachtu i SS, wznoszenie toastów "za Adolfa Hitlera i naszą ojczyznę, ukochaną Polskę" i częstowanie tortem w kolorach flagi Trzeciej Rzeszy.

MP

Czytaj dalej: 


Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo