Jarosław Kaczyński (z prawej) i Ryszard Terlecki. Fot. PAP/Rafał Guz
Jarosław Kaczyński (z prawej) i Ryszard Terlecki. Fot. PAP/Rafał Guz

Oto najważniejsze problemy w PiS. Kandydaci w teczkach, spór z Solidarną Polską

Marcin Dobski Marcin Dobski Marcin Dobski Obserwuj temat Obserwuj notkę 22
W Prawie i Sprawiedliwości przymierzają się do układania list wyborczych. Jednym z głównych dylematów jest to, czy powinni na nich znaleźć się politycy Solidarnej Polski. Nie tylko ten partyjny problem musi rozwiązać Jarosław Kaczyński. Przedstawiamy inne, na które wskazują nasi rozmówcy z obozu władzy.

Przepychanki w opozycji, które dotyczą różnic dotyczących konfiguracji startu w wyborach parlamentarnych w przyszłym roku, to dobre wieści dla Prawa i Sprawiedliwości. Nie jest to nowość, że przeciwnicy PiS zajmują się sobą, ale obecnie sytuacja działa na korzyść Jarosława Kaczyńskiego.

Od tych sporów może bowiem zależeć układ sił w następnej kadencji Sejmu i ewentualna wygrana PiS. Lider Koalicji Obywatelskiej, Donald Tusk, nawołuje do utworzenia jednej listy wyborczej całej opozycji (poza Konfederacją), natomiast wszystko wskazuje na to, że będzie ich kilka. Prawdopodobnie będą trzy bloki: KO, Lewicy oraz układu, który powoli zaczyna odkrywać karty: PSL, PL 2050, Porozumienie, politycy Stronnictwa Demokratycznego.

Nie to jednak powinno obecnie zajmować lidera Zjednoczonej Prawicy. Porozmawialiśmy z kilkoma politykami z obozu władzy, którzy wskazują na szereg wewnętrznych problemów toczących obóz władzy.

Podczas konwencji PiS, przed kilkoma tygodniami, lider zapowiedział objazd po kraju, do czego namawiał działaczy. Sam oddał się w pełni partyjnym obowiązkom, przekazując funkcję wicepremiera w rządzie Mariuszowi Błaszczakowi, ministrowi obrony narodowej i swojemu zaufanemu człowiekowi.

Zobacz: 

Ziobryści Schrödingera

Solidarna Polska porozumiała się z PiS w sprawie likwidacji Izby Dyscyplinarnej, choć mało obserwatorów wątpiło, że stanie się inaczej. Na przestrzeni lat, ziobryści często straszyli wyjściem z koalicji, podczas gdy w odpowiedzi PiS snuło w mediach narrację o ich usunięciu. W tej roli występował zwykle wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki. Kończy się jak zwykle, osiągnięciem kompromisu "dla dobra Polski".

W PiS słyszymy, że antyunijne działania ministra sprawiedliwości nie wnoszą nic konstruktywnego do polityki całego obozu Zjednoczonej Prawicy, a są tylko spełnianiem jego ambicji. Miały jednak ogromny wpływ na blokowanie środków z Unii Europejskiej w ramach Krajowego Planu Odbudowy, a brak tych pieniędzy byłby gwoździem do trumny dla obozu władzy. Ostatecznie, pieniądze z KPO mają trafić do Polski, choć dużym kosztem. Nie wyhamowało to konfliktu między premierem a ministrem sprawiedliwości, bo teraz trwają przepychanki dotyczące tzw. kamieni milowych.

Na szczytach PiS jest grupa polityków, którzy przekonują prezesa Kaczyńskiego do tego, aby politycy Solidarnej Polski nie znaleźli się na listach wyborczych w przyszłym roku.

- Nie tylko dlatego, że przez działania ministra Ziobry mamy ciągłe problemy na arenie międzynarodowej, ale ze zwykłego pragmatyzmu. Jesteśmy zakładnikiem wąskiej grupy, acz zorganizowanej, polityków, bez których zgody nie możemy praktycznie nic zrobić. Poza tym, dobre miejsca na listach dla ziobrystów, których poparcie ustalono na 0,7 proc., to brak dobrych miejsc dla naszych ludzi - mówi polityk PiS, który jest blisko centrali przy Nowogrodzkiej.

Decyzje jednak nie zapadły, bo jak słyszymy, prezes Kaczyński wciąż się waha, żeby nie okazało się, że usunięcie Solidarnej Polski sprawi, że ta uszczknie 1-3 proc. głosów, których ostatecznie zabraknie do rządzenia. A wtedy osiągnięcie porozumienia będzie znacznie trudniejsze, bo Ziobro będzie mógł stawiać bardziej wygórowane warunki.

Zagrożeniem Błaszczak

Spór między szefem rządu a liderem Solidarnej Polski może chwilowo zejść na dalszy plan. Wszystko za sprawą niedawnej deklaracji prezesa Kaczyńskiego, który w programie Gość Wiadomości zapowiedział, że na stanowisku wicepremiera zastąpi go wspomniany Błaszczak, ale zaakcentował również, że obecny szef MON może go zastąpić na wszystkich funkcjach. Od razu ruszyły domysły, że też na stołku prezesa Prawa i Sprawiedliwości, do czego był typowany m.in. premier Mateusz Morawiecki.

- Założymy się, że jeszcze w tej kadencji Błaszczak zostanie premierem? - zaskoczył mnie ostatnio pytaniem polityk PiS, który jest blisko Nowogrodzkiej. Zdziwiłem się, ale nie przyjąłem zakładu. Zacząłem się zastanawiać. - Byłoby to nowe otwarcie przed wyborami, minister obrony narodowej ma bardzo dobry odbiór, nie ciągną się za nim afery, a wystąpień publicznych może przecież się nauczyć. Beata i Mateusz dali radę - przekonuje rozmówca, gdy zauważam, że swoim wystąpieniem potrafił kilka miesięcy temu uśpić prezesa.

Najwyraźniej w obozie szefa rządu też zaczęli o tym myśleć. 21 czerwca Kaczyński o tym powiedział w TVP, a już na drugi dzień opublikowano w mediach sondaż, w którym Morawiecki cieszy się najwyższym poparciem (61 proc.) - w elektoracie PiS - na najbardziej wpływowego polityka obozu Zjednoczonej Prawicy. Wyprzedził prezesa Kaczyńskiego, a Błaszczak zajął dopiero piąte miejsce (10 proc.).

- Błyskawiczna reakcja. Obserwuj kolejne nerwowe ruchy, bo na pewno będą - twierdzi nasze źródło.

Kandydaci w teczkach

Odebranie części władzy baronom w szeregach PiS to kolejny kłopot, jak mówią nasi rozmówcy. Przypomnijmy, że Prawo i Sprawiedliwość reorganizuje swoje szeregi, zwiększając partyjne okręgi z 41 na blisko 100. To temat sprzed roku, który wówczas napotkał ogromny opór w partii. 

Zobacz: Debaronizacja. PiS przeprowadza rewolucję we własnych strukturach

Zmiany sprawią, że spadnie lokalne znaczenie wpływowych ogólnopolskich polityków Prawa i Sprawiedliwości, którzy będą musieli - w jakimś stopniu - oddać władzę mniej znanym politykom.

- Zaczęły się już wycieczki na Nowogrodzką - jak pan ich nazywa - baronów partyjnych. Niektórzy w teczkach przynoszą kandydatów na następców, jak np. swoich asystentów, którzy przejęliby władzę w okręgach, ale byliby w pełni zależni od bardziej znanych polityków - mówi rozmówca będący blisko prezesa PiS. - Te zmiany niewiele poprawią, ale będą generowały wiele nowych konfliktów, bo mniej znani politycy staną się niejako przełożonymi tych znanych z mediów.

W zamyśle zmiany mają dolać świeżej krwi skostniałym strukturom, które oparte są na sytych kotach, co sprawia, że nie są dobrze naoliwioną maszyną.

Chwalą Nitrasa

Jeden z naszych rozmówców wskazuje, że być może debaronizacja sprawi, że szansę dostaną młodzi działacze, którzy będą mieli otwarte głowy i nie będą spaczeni starym, typowo politycznym myśleniem. To kolejny problem - PiS nie przyciąga młodych osób. Prawo i Sprawiedliwość nie ma żadnej odpowiedzi na Campus Polska Przyszłości, organizowany przez prezydenta Rafała Trzaskowskiego i polityków Koalicji Obywatelskiej.

- U nas za kontakty z młodzieżą odpowiada Piotr Mazurek z KPRM, skądinąd bardzo sympatyczny i merytoryczny chłopak. Ale nie wyobrażam sobie, że Mazurek pójdzie nad Wisłę do młodzieży pijącej piwo i ją będzie w stanie przyciągnąć do PiS. Wiele można zarzucić Nitrasowi, a mimo to, w takich okolicznościach, byłby w stanie namówić kilka młodych osób do zaangażowania się w politykę - analizuje w rozmowie z Salon24.pl parlamentarzysta PiS. 

Marcin Dobski 

Marcin Dobski
Dziennikarz Salon24 Marcin Dobski
Nowości od autora

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka