Luiz Inacio Lula da Silva, były prezydent Brazylii walcy o powrót na stanoiwsko z obecnym prezydentem Fot. PAP/EPA/Sebastiao MoreiraFot.
Luiz Inacio Lula da Silva, były prezydent Brazylii walcy o powrót na stanoiwsko z obecnym prezydentem Fot. PAP/EPA/Sebastiao MoreiraFot.

Naród skrajnie podzielony. Jedna z największych demokracji na świecie w niebezpieczeństwie

Redakcja Redakcja Na weekend Obserwuj temat Obserwuj notkę 50
Brazylijczycy są skrajnie podzieleni. Emocje sięgają zenitu. A też kandydaci są całkowicie różni. Bolsonaro używa też takich haseł przemocowych. Może to skończyć się bardzo poważnym kryzysem. Choć mam nadzieję, że demokracja w Brazylii ostatecznie nie zostanie zepsuta, także dlatego, że Brazylia to jedna z największych demokracji na świecie – mówi Salonowi 24 dr Joanna Gocłowska-Bolek, latynoamerykanistka z Ośrodka Analiz Politologicznych i Studiów nad Bezpieczeństwem Uniwersytetu Warszawskiego.

Pierwszą turę wyborów w Brazylii wygrał były prezydent Luiz Inácio Lula da Silva. Ostateczne zwycięstwo rozstrzygnie się między nim a urzędującym prezydentem, Jairem Bolsonaro. Czy wygrana byłej głowy państwa świadczy o diametralnej zmianie nastrojów w Brazylii?

Dr Joanna Gocłowska-Bolek: Wynik pierwszej tury jest zaskoczeniem o tyle, że spodziewane było zdecydowanie bardziej wyraźne zwycięstwo byłego prezydenta, Luiza Inácio Luli da Silvy nad Jairem Bolsonaro. Wcześniej sondaże wskazywały, że Lula da Silva wygra zdecydowanie, a nawet dawały byłej głowie państwa ponad 50 proc., a więc wygraną w pierwszej turze. W samym głosowaniu okazało się jednak, że Bolsonaro otrzymał znacznie więcej głosów niż przewidywano. Ponadto, różnica między kandydatami nie jest wcale tak duża, wynosi zaledwie około 5 proc. To wskazuje po pierwsze na to, że Brazylijczycy są bardzo podzieleni. W dodatku rozkładają swoje sympatie na ugrupowania skrajne – bo kandydaci są diametralnie różni. Po drugie – widzimy, że w Brazylii polityczne centrum praktycznie nie istnieje. Kandydatów było wielu, a tylko dwaj liczący się. Kandydatka z trzeciego miejsca uzyskała poniżej 5 proc. poparcia. I jeszcze jedna refleksja – sondaże okazały się jednak mało wiarygodne. Nie oddały rzeczywistości.

Przeczytaj też:

Samorządowcy w końcu nie wytrzymali. Jedna kwestia przelała czarę goryczy

Czy jednak można dziś stwierdzić, że Lula po zwycięstwie w pierwszej turze jest faworytem, czy też wszystko może się jeszcze zdarzyć?

To, jak przebiegnie kampania przed II turą oraz to, jaki będzie wynik głosowania, jest wielką zagadką. Wskazania są nadal na Lulę da Silvę, on ma wciąż przewagę w sondażach. Ważne jest, jak zachowają się wyborcy dwóch kandydatów, którzy zajęli kolejne miejsca – trzecie i czwarte. Pani senator Simone Tebet z brazylijskiego Ruchu Demokratycznego, która uzyskała 4,2 proc. poparcia, opowiedziała się za tym, by przekazać swoje głosy Luli. Kolejne miejsce zajął Ciro Gomez z Demokratycznej Partii Pracy, który uzyskał 3 proc. poparcia. Centrolewicowy kandydat także wskazał na Lulę, ale tu niewiadomą jest, jak zachowają się jego wyborcy. Przejęcie głosów tych kandydatów już dawałoby Luli zwycięstwo. Jednak wszystko wskazuje na to, że walka będzie bardzo ostra i będzie się toczyć do końca. Bo obaj kandydaci mają szansę na wygraną.

Szanse są wyrównane, jak Pani wspomniała, nie ma centrum i walka będzie zacięta. Czy w przypadku, gdy wynik będzie bliski remisu, ale nieznacznie wygra Lula – Bolsonaro odda bez problemu władzę, czy dojdzie do starć takich jak w Stanach Zjednoczonych po porażce Trumpa, albo jeszcze ostrzejszych?

Jair Bolsonaro od wielu miesięcy przygotowuje opinię publiczną na to, że w razie, gdyby rezultat okazał się niekorzystny dla obecnego prezydenta, można oczekiwać kontestowania wyniku wyborów. W swych wystąpieniach prezydent Bolsonaro bardzo mocno krytykuje system liczenia głosów (w Brazylii głosowanie odbywa się elektronicznie). Twierdzi, że Najwyższy Trybunał Wyborczy jest przeciwko niemu, a sondaże są preparowane, by pokazywać jego gorsze wyniki. Wszystko odbywa się przy wyraźnym podziale społeczeństwa. A poziom wzburzenia jest bardzo wysoki. Emocje są bardzo silne. Dlatego można obawiać się, że w razie wygranej Luli, zwolennicy Bolsonaro wyjdą na ulice. Szczególnie, gdy różnica poparcia będzie bardzo niewielka. Jak to się skończy – trudno wyrokować, ale niestety może dojść do zamieszek.

Podziały, także ostre, są w wielu krajach. Są jednak takie, że ludzie pokłócą się nawet przy stole, pokrzyczą na demonstracji, a koniec końców rozchodzi się to po kościach i przesileniem są po prostu kolejne wybory. Są państwa, gdzie ostre spory prowadzą do rewolucji. Pani mówi o możliwych zamieszkach. Czy ostre konflikty po wyborach mogą w Brazylii doprowadzić do jakichś tragicznych zdarzeń oraz do destabilizacji ważnego bardzo państwa dla Ameryki Południowej?

Ocenia się, że Jair Bolsonaro psuł instytucje. Przez całą kadencję walczył z Sądem Najwyższym. Jest też oskarżany o korupcję. Jeśli przegra, może być tak, że procesy przeciw niemu zostaną odblokowane i po prostu trafi do więzienia. Zatem obecny prezydent ma bardzo dużo do przegrania. Będzie robił wiele, by zachować stanowisko. Siłą rzeczy będzie podsycał nastroje. A trafia to na podatny grunt, gdyż Brazylijczycy są skrajnie podzieleni. Emocje sięgają zenitu. A też kandydaci są całkowicie różni. Bolsonaro używa też takich haseł przemocowych. Może to skończyć się bardzo poważnym kryzysem. Choć mam nadzieję, że demokracja w Brazylii ostatecznie nie zostanie zepsuta, także dlatego, że Brazylia to jedna z największych demokracji na świecie.

 Na czym polega ten podział w społeczeństwie brazylijskim, skąd bierze się fenomen Luli, skąd Bolsonaro?

Obraz bardzo ogólnie zarysowany pokazuje, że Bolsonaro ma elektorat w środowiskach biznesowych, w tym agrobiznesu, który korzysta m.in. na wycinaniu lasów deszczowych w Amazonii. Mówi się, że obecnego prezydenta wspiera lobby trzech B: (od słów: "biblia, bala, boi" - czyli: "biblia, kula, wół"). Chodzi o bardzo wpływowych hodowców bydła i przedstawicieli przemysłu zbrojeniowego, o środowiska biznesowe i religijne.

Czy Kościół katolicki popiera Bolsonaro?

Tu trzeba odkłamać pewien stereotyp – Brazylia kojarzona jest jako kraj silnie katolicki, z najmocniejszym Kościołem w Ameryce Południowej. Od kilku dekad pozycja Kościoła słabnie na rzecz ruchów zielonoświątkowych, czy szerzej: ewangelikalnych. I to te środowiska wspierają Bolsonaro. Prezydent opiera się więc na biznesie i dość radykalnych ruchach religijnych, przyjmuje retorykę niechęci do mniejszości seksualnych, ludów rdzennych itd. Poparcie dla Luli jest w uboższych warstwach społecznych. Rządy Luli to czas, w którym zmieniła się pozycja społeczna wielu rodzin, które nierzadko pierwszy raz w życiu mogły sobie pozwolić na zakup lodówki czy pralki. Jednocześnie obaj kandydaci mają bardzo silny elektorat negatywny. Stąd ogromna liczba głosów nieważnych i absencji w wyborach. W Brazylii głosowanie jest obowiązkowe. A i tak aż 20 proc. wyborców nie poszła głosować. A spośród tych, którzy poszli, część oddała puste głosy.

Elektorat negatywny Bolsonaro jest oczywisty. Ale skąd bierze się elektorat negatywny Luli, skoro jego czasy wiążą się ze wzrostem poziomu życia, jest do niego pewien sentyment?

Czas jego prezydentury to okres, któremu przypisuje się gigantyczną korupcję. W 2018 roku były prezydent trafił nawet do więzienia, musiał wycofać się z wyborów prezydenckich. Potem Sąd Najwyższy stwierdził nieważność procesu. Jednak te argumenty o korupcji są chętnie podnoszone przez Bolsonaro.

Historia lat powojennych w przypadku Ameryki Południowej to czas wielu dyktatur, również bardzo krwawych. Nie tylko Chile, ale też Argentyna, czy Brazylia. Czy teraz istnieje zagrożenie, że nastąpi odwrócenie procesów demokratycznych w tym regionie?

Mniej więcej od połowy lat 80. XX wieku kontynent południowoamerykański demokratyzuje się. Demokracja jest tam stosunkowo młoda, jednak kraje te przeszły długą drogę. Dziś państwami w pełni autorytarnymi w Ameryce Łacińskiej są trzy kraje: Wenezuela, Nikaragua i Kuba. Ale w wielu państwach widać niepokojące procesy, np. Salwadorze czy Boliwii. Miejmy nadzieję, że Brazylia nie pójdzie tą drogą.

I ostatnia kwestia, która ma znaczenie dla polityki globalnej, także dla nas. Brazylia wspólnie z Federacją Rosyjską należą do BRICS. Współpracują. W przypadku Ameryki Południowej nie jest to wyjątkowe. Społeczeństwo Argentyny jest prorosyjskie, a niektórzy tłumaczą miękkie stanowisko papieża Franciszka wobec Rosji właśnie argentyńskim pochodzeniem. Jak jest w Brazylii, czy ewentualna zmiana prezydenta może wpłynąć na relacje z państwem Putina?

To jedna z bardzo niewielu kwestii, w których Bolsonaro i Lula mówią jednym głosem. Obaj jednoznacznie opowiadali się przeciwko jakimkolwiek sankcjom wymierzonym w Rosję. Obaj podważają argumenty za wsparciem Ukrainy. Brazylia chce utrzymać swoją pozycję jako państwa neutralnego. I opowiada się za rozwiązywaniem spraw na forum wielostronnym, na przykład w ONZ. Więc nie oczekiwałabym raczej zmiany podejścia. Brazylia pozostanie państwem neutralnym, z lekkim wskazaniem na Rosję. Przypomnę, że Jair Bolsonaro odwiedził Kreml na kilka dni przed atakiem Rosji na Ukrainę, potem długo nie chciał opowiedzieć się po żadnej stronie. Lula da Silva również często krytykował prezydenta Żelenskiego. Jeśli wygra Lula, Brazylia pozostanie formalnie neutralna. A faktycznie przyjacielska wobec Rosji.

Przeczytaj też:

Wyjątkowi goście I Europejskiego Kongresu Sportu i Turystyki

Awaria sieci kolejowej w Niemczech. To wynik sabotażu


Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo